Unia nie ruszyła palcem, aby pomóc powstańcom, którzy zamarzyli sobie zrzucić z siodła Muammara Kaddafiego. Wielcy zachodni mocarze radzą, radzą, ale w końcu nie wiemy, czy wprowadzony został w życie w praktyce zakaz lotów nad libijskim niebem. A Kaddafi, który przetrwał najgorsze chwile, przechodzi teraz do kontrofensywy i daje do zrozumienia, że teraz utopi powstanie we krwi. I przy okazji, gdy już nabrał na nowo pewności siebie, wydaje zachodnim krajom noty za złe lub dobre zachowanie. Ci, co skorzystali z okazji, aby siedzieć cicho, mogą liczyć na nowe lukratywne kontrakty. Wśród krajów pochwalonych przez dyktatora są Niemcy. Nasi sąsiedzi tak jak w grudniu 1981 roku walczą o pokój, wzywając Zachód, aby nie prowokować tyranów.
Ostatni sondaż CBOS daje SLD Grzegorza Napieralskiego 16 proc., a PiS tylko 18 proc. Ani chybi idzie na przecięcie się wyników sondażowych PiS i postkomunistów. A PO spada do poziomu 35 proc., co rozwiewa na dobre nadzieje platformersów na zdobycie większości w Sejmie. Czy Jarosław Kaczyński gotowy jest psychicznie na spadek na trzecie miejsce? A jakby to było mało kłopotów dla lidera PiS, to jeszcze pocałunkiem Almamzora obdarzył go sam Włodzimierz Czarzasty – czarna owca polskiej lewicy. „Starajmy się być obiektywni. Nie wszystko, co mówi Kaczyński, jest bzdurą. Podobnie związana z prawicą prof. Staniszkis. Kiedy mówi, że oszczędności są dziś robione kosztem standardu życia obywateli, to jak mam się z nią nie zgadzać?". Chytre, chytre. Już ta „Ordynacka" wie, jak prawicy najcelniej zaszkodzić. Napieralski pewnie znów się nadmie i zanuci po cichu: „a ja stoję sobie w kole i wybieram, kogo wolę" – ale tym razem sondaże dają mu do tego podstawy. A Ryszard Kalisz – jak zwykle realistycznie – wypowiada się już o sytuacji w Sojuszu bardziej oględnie niż parę miesięcy temu. Niedawno media pokazały, jak serdecznie ściska Sebastiana Wierzbickiego po wyborze na nowego szefa SLD w stolicy, młodego jastrzębia, dziś bezwzględnie lojalnego wobec Napieralskiego. W końcu Napieralski 16-procentowy to nie to samo co Napieralski słaby. A Palikot, którego Kalisz łaskawie poparł na październikowym wiecu w Sali Kongresowej, zawiódł przecież wszelkie nadzieje.
Barbarzyński pośpiech, z jakim firma porządkowania miasta zabiera się do wyrzucania palących się jeszcze zniczy tuż po północy, gdy minie 10. dzień każdego miesiąca, uwieczniony na filmiku, jaki trafił na YouTube – wzburzył wielu internautów i publicystów. „Gazeta Wyborcza" na swojej stronie internetowej zgromiła malkontentów i dodatkowo jeszcze podała im za przykład opłakujących ofiary tsunami w Kraju Kwitnącej Wiśni. Dziwnym trafem, akurat gdy kwitła debata nad zniczami z Krakowskiego Przedmieścia – na stronie internetowej „GW" wybito: „Japończycy nie palą zniczy". Ale co tam Japończycy. Prezydencki minister Tomasz Nałęcz potrafi nawet wyrzucanie zniczy ku czci ofiar Smoleńska uzasadnić troską o pamięć Lecha Kaczyńskiego. W wywiadzie dla RMF FM „usta prezydenta" ogłosiły, że „W imię kultury i pamięci o Lechu Kaczyńskim: znicze powinny być zapalane nad jego grobem". Nałęcz błyskotliwie zapytał dziennikarza RMF FM: „Czy potrafi pan wskazać inne państwo, gdzie pod miejscem pracy pali się znicze?" To tani chwyt. Ludzie palą znicze w pobliżu miejsca, gdzie pracowali i żyli ich zmarli tragicznie bohaterowie. Na tej zasadzie londyńczycy po śmierci księżnej Diany palili znicze pod pałacem Buckingham, gdzie "pracowała" władczyni "ludzkich serc". Gdyby ktokolwiek w Anglii wyśmiewał to wtedy jako absurd, pukano by się w głowie albo potraktowano to jako grubiaństwo.