Od dłuższego czasu Litwa staje pod pręgierzem części polskich mediów, a także środowisk politycznych. Fakty pomieszane są z emocjonalną retoryką mającą przedstawić Litwę jako kraj przesiąknięty antypolonizmem i dybiący na wszelkie przejawy tożsamości wśród mniejszości polskiej na Litwie. Krucjatę wobec tak wyobrażanej i pojmowanej Litwy prowadzi minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski, a jego emisariusze podejmują wobec Litwy nie tylko propagandowe przedsięwzięcia.
Wierzę w inteligencję Polaków i ich otwartość na argumenty litewskie i chcę im przybliżyć jeden z wielowątkowych motywów naszego pojmowania wzajemnych relacji. Wypowiadam się wyłącznie w imieniu własnym, jako polityk i obywatel Litwy o orientacji narodowej. Skoro jednak jestem charakteryzowany przez część prasy polskiej jako „wróg polskości", to może o „wrażych" moich intencjach warto przeczytać z pierwszej ręki.
Dysproporcja sił witalnych
Mam świadomość złożoności naszych relacji wynikającej z biegu historii. W Polsce historiografia, politycy, środowiska kultury rysują nasze związki do czasu upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów w sposób na ogół idealistyczny. Tak się na ogół działo i u nas w okresie „smuty zaborów" w środowiskach zintegrowanych z polskością. Nawiązywano do tego, co w Rzeczypospolitej było dobre i budujące. Romantyczne wizje i literackie przekazy obrazu naszych relacji, tak mocno osadzone w kulturze polskiej, przynoszą bodaj naszym stosunkom więcej szkody niż pożytku. Notabene w krytyce idealizowanej w Polsce unii lubelskiej ubiegł Litwinów Józef Ignacy Kraszewski. Za to Henryk Sienkiewicz skutecznie zmitologizowal w świadomości Polaków fałszywy obraz Litwy.
Jednakże warto, by Polacy dostrzegli transformację narodu na Litwie z ograniczonej elitarnej warstwy panującej (narodu politycznego) w naród nowoczesny (obywatelski).
Nasze litewskie drogi odrodzeniowe szły z natury rzeczy specyficznym torem. Wybraliśmy opcję zawężoną (z perspektywy historycznej) do etnolingiwistycznej materii tworzenia własnego państwa, ale nie tylko. A przeciwnicy litewskiej państwowości lubują się w podkreślaniu jedynie tego elementu. Nie byliśmy pod tym względem oryginalni, raczej typowi. Budowanie na etnolingwistyce przecież i bardzo mocnej idei ciągłości narodu było elementem naszej specyfiki, bardzo mocno negowanym przez Polaków, a zatem jeszcze silniej utrwalonym wśród Litwinów.
Jestem przekonany, że krytyka modelu „historyczno-etnolingwistycznego" odrodzonej Litwy nie była głównym powodem zwrócenia się Polski przeciw swemu byłemu sojusznikowi. Odrzucanie „litewskiej etnolingwistyki" w sporze polsko-litewskim było zasłoną dymną skrywającą projekty dominacji Polski na obszarze pomiędzy Niemcami a Rosją. Właśnie dominacja, a nie uzgadnianie, układanie się w sprawach bezpieczeństwa i warunków współpracy, na terytorium byłej Rzeczypospolitej stało się źródłem rozdźwięków. Litwini nie odmawiali współpracy, jednakże stawiali własne warunki. Litewskie intencje i racje Polska interpretowała w dogodnej sobie formie i treści, a dysproporcja sił umożliwiała bagatelizowanie nowego, denerwującego Polskę sąsiada. Spór polsko-litewski w znacznym stopniu zaostrzyła postawa polskojęzycznego i polskiego ziemiaństwa Litwy optującego na rzecz Polski.
Dzisiaj możemy tylko snuć przypuszczenia, czym byłaby Litwa w składzie Polski wobec dysproporcji energii witalnej obu narodów. Forma zespolenia państw (unia, federacja itp.) ma w tym przypadku drugorzędne znaczenie. Jedno jest pewne: ułożenie relacji na warunkach polskich oznaczało wyeliminowanie litewskiej podmiotowości. Pójście na ugodę z Litwą (kluczowa sprawa Wilna) było do przełknięcia przez Polskę, ale naruszało ambicje mocarstwowe oraz silnie w świadomości polskiej utrwalone tradycje paternalistycznego traktowania Litwy w dobie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie o polskość Wilna rzecz się rozbiła, ale o brak zaufania do byłego partnera, który i w dobie Rzeczypospolitej był partnerem trudnym.
Emocjonalne wybory
Plany Piłsudskiego zawierały w sobie zbyt dużo raf, aby mogły w razie ich realizacji stać się ostoją bezpieczeństwa w Europie. Pokój wersalski zawierał zalążki nowego konfliktu międzynarodowego. Nasze lepsze relacje wzajemne z pewnością utrudniłyby bratanie się Niemców i sowieckiej Rosji, ale nas nie ochroniłyby skutecznie, tak jak nie ochroniły Polski przymierza z Francją i Wielką Brytanią.
Sądzę, że dobra wola i wielkoduszność stanowi istotę naszej energii duchowej. Jest to zdrowa część każdej osobowości oraz narodu. Niemało przykładów ludzkiej otwartości i współpracy można odnaleźć także w historii stosunków między narodami polskim i litewskim. Odnajdujemy je i w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, i później. Przypomnijmy sobie choćby początek II wojny światowej, gdy Litwa przyjęła prawie 15 tysięcy polskich żołnierzy, oficerów, policjantów i urzędników. Nie sądzę, aby humanitarna pomoc i przejawy masowego współczucia wobec Polski w ówczesnym społeczeństwie Litwy były obliczone na jakąkolwiek korzyść polityczną.
Ale Polaków obrażały wówczas nasze wymogi w sprawie języka i lojalności wobec państwa zamieszkania. Spójrzmy prawdzie w oczy: obie strony stosowały zasadę selekcji językowej i lojalności obywatelskiej. Litwa wdrażała swoje ustawodawstwo na Wileńszczyźnie, Polacy to czynnie bojkotowali. Przedstawianie tego procesu po tylu latach w polskiej literaturze, także naukowej, ma wciąż wymiar emocjonalny.
Litwini pozbawieni państwowości, bez rządu na emigracji, jaki miała Polska, po przejściu pierwszej fali sowieckiego terroru, wkroczeniu Niemców dokonywali przeważnie emocjonalnych wyborów. Nasze wewnętrzne polsko-litewskie konflikty na Litwie wygrywali Niemcy. Czy mogło być inaczej? Pewnie nie, skoro tak właśnie się stało.