Jeszcze dziesięć lat temu gospodarka prowincjonalnej i do bólu konserwatywnej Dakoty Północnej nie była warta nawet wzmianki. Do czasu. W 2008 roku, gdy Ameryka pogrążyła się w coraz głębszym kryzysie, Dakota kwitła w najlepsze. Dziś jest najszybciej rozwijającą się gospodarką w USA i wzorem, z którego doświadczeń korzystają inne stany.
Niby dlaczego ktoś miałby stracić pracę? – dziwi się April, pracowniczka salonu fryzjerskiego w mieście Fargo, gdy zapytaliśmy ją, czy ktoś z jej znajomych został zwolniony od 2008 roku, odkąd Amerykę ogarnął kryzys.
Najwięcej kościołów na głowę
Położona przy granicy z Kanadą Dakota Północna, choć jest wielkości połowy Polski, jeśli chodzi o zaludnienie jest odrobinę mniejsza od Łodzi. O takich miejscach Amerykanie zwykli obrazowo mawiać „fly-over state", co oznacza stan, nad którym przelatuje się po drodze z jednego wybrzeża na drugie. Bo i właściwie nie ma co się tu zatrzymywać na dłużej – bezkresna, bezdrzewna i przez długie miesiące pokryta śniegiem preria, doskonale znana miłośnikom twórczości braci Coenów (to tu kręcili swój film „Fargo").
Ale to tylko pozory. Dziś bowiem ten stan o surowym klimacie i największej liczbie kościołów per capita niepodzielnie króluje w dużo poważniejszych rankingach. Nigdzie indziej w USA nie ma niższego bezrobocia – 3,3 proc. (średnia dla kraju to 8,3), a z 7,1 proc. wzrostem PKB w 2010 roku Dakota rozwija się niemal trzy razy szybciej od średniej krajowej (2,6 proc.). Nigdzie indziej też nie dokonano tak spektakularnego skoku w rankingu dochodu na głowę mieszkańca w ciągu dekady (z 38. na 17. miejsce.). A cały stan wciąż się pnie.
Amerykańskie media z zaciekawieniem przyglądają się fenomenowi „kryzysoodpornego" stanu. Biznesowy magazyn „Forbes" zastanawiał się już dwa lata temu: „Co jest sekretem Dakoty Północnej?"
Gorączka łupków
Na pierwszy rzut oka – ropa naftowa. Ukryte w łupkach skalnych w formacji Bakken złoża ropy zostały odkryte już w latach 50. Jednak technologia ich eksploatacji pojawiła się dopiero niedawno. Kiedy w 2008 roku w zachodniej części stanu zaczęto wydobywać cenny surowiec, rozpoczął się boom.
– Na długo przedtem ciężko pracowaliśmy, aby zróżnicować naszą gospodarkę i wykorzystać naturalne atuty stanu – mówi „Rzeczpospolitej" Rich Wardner, przewodniczący lokalnego Senatu. – Zawsze byliśmy bardzo oszczędni i nie żyliśmy ponad stan tak jak reszta kraju. Co roku mieliśmy zrównoważony budżet, więc kiedy przyszły pieniądze z ropy, byliśmy przygotowani na sukces.
A pieniędzy z eksploatacji złóż nafty jest dziś w bród. Pojemność formacji Bakken jest szacowana na co najmniej 4,3 mld baryłek. Dzięki temu tamtejszy sektor naftowy pod względem wydobycia lokuje się już na czwartej pozycji w kraju (113 mln baryłek w 2010 roku). Jeżeli obecny trend się utrzyma, tylko Teksas będzie wydobywał więcej ropy.
– W ciągu dwóch lat przyjechało do nas 90 tysięcy ludzi. Lwia część pracuje na polach naftowych – mówi Mike, zatrudniony w firmie dostarczającej firmom naftowym sprzęt. Sam przyjechał do Dakoty z Wisconsin, stanu, który od dawno zmaga się z zastojem. Ale „gorączka ropy" ma też swoje złe strony. – Praca znajdzie się dla każdego, ale problemem jest brak zakwaterowania – utyskuje Mike. – Wszystko, co można było, już dawno zostało wynajęte. Niektórzy nafciarze muszą spać w namiotach.