Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Aktualizacja: 12.05.2012 01:00 Publikacja: 12.05.2012 01:01
Kremlowskie grande entrée
Foto: Eastnews
Totalna zależność od ropy i gazu? Spadające sputniki? Wybuchające arsenały? 143. miejsce w ogólnoświatowym rankingu korupcji? To wszystko fraszka, o której zapominało się, oglądając prezydencką intronizację Władimira Putina. Nawet sceptycznego widza przepajało przekonanie, że Rosja jest nie tylko największym, ale i najpotężniejszym mocarstwem świata.
I tak być miało. Tygodnik „Russkij Reportior" cytuje Władimira Szewczenko, niegdyś szefa protokołu prezydentów Jelcyna i Putina. Opowiada on, że schemat uroczystości wzorowany jest na inauguracji cara Aleksandra II w 1855 r., powtarzany potem przy wstępowaniu na tron jego syna Aleksandra III i wnuka Mikołaja II.
Przygotowującym pierwszą inaugurację Putina w 2000 roku chodziło o to, żeby odejść od ascetycznego i improwizowanego ceremoniału obejmowania stanowiska przez Gorbaczowa i Jelcyna. By stworzyć coś podniosłego, narodowo-rosyjskiego i zarazem przypominającego inaugurację prezydentów USA. Jasne więc było, że inaugurację trzeba przenieść z radzieckiego Pałacu Zjazdów, gdzie w czasach ZSRR odbywały się partyjne kongresy, i gdzie władzę prezydencką obejmowali Gorbaczow i Jelcyn. Ponieważ wzorowano się na koronacji carów, pierwotnie rozważano umiejscowienie uroczystości tam, gdzie wówczas odbywały się te uroczystości – pod gołym niebem, na znajdującym się w obrębie Kremla placu Senackim. Architekci prezydenckiego ceremoniału ostatecznie odrzucili jednak ten wzorzec. Trochę dlatego, żeby skojarzenia z koronacją nie były zbyt jednoznaczne – ostatecznie Rosja jest republiką, a w dodatku w 2000 r. spora część Rosjan żywiła jeszcze radzieckie, antycarskie sentymenty. Ale też dlatego, żeby się nie uzależniać od pogody. Wprawdzie w czasie inauguracji samoloty, jak w Dniu Zwycięstwa 9 maja, posypują dookoła Moskwy chmury specjalną substancją, żeby w stolicy nie padało, ale jednak pewniej pod dachem.
Urzeka mnie głębia głosu Dave’a Gahana z zespołu Depeche Mode oraz ładunek emocjonalny ukryty między jego słowam...
„28 lat później” to zwieńczenie trylogii grozy, a zarazem początek nowej serii o wirusie agresji. A przy okazji...
„Sama w Tokio” Marie Machytkovej to książka, która jest podróżą. Wciągającym odkrywaniem świata bohaterki, ale i...
Lubił się wygłupiać, miał dar naśladowania, był spontaniczny. Tymczasem utrwalono w Polakach wizerunek Fryderyka...
„The Alters” to jedna z najciekawszych w tym roku wizji eksploracji dalekich planet.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas