Prawica filosemicka

Polską prawicę zafascynował świat Żydów, a narastający konflikt izraelsko-palestyński coraz bardziej ją w tych sympatiach utwierdzał

Publikacja: 09.06.2012 01:01

Prezydent Lech Kaczyński w warszawskiej synagodze Nożyków podczas święta Chanuka. 2008 r.

Prezydent Lech Kaczyński w warszawskiej synagodze Nożyków podczas święta Chanuka. 2008 r.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

W 2003 do prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego przyjechał Władysław Bartoszewski. Powiedział mu, że zbliża się 60. rocznica likwidacji Litzmannstadt Ghetto (łódzkiego getta) i poprosił, żeby zaprosić na jej obchody ludzi, którzy przeżyli to wydarzenie, bo dla nich może to być ostatnia okazja. W mieście mającym etykietkę antysemickiego prawie nikt wcześniej nie obchodził rocznicy tej tragedii. Niemal nikt nie pamiętał o zamordowanych przez Niemców 250 tysiącach Żydów.

Rok później prawicowy polityk, szef Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, ściągnął do Łodzi kilka tysięcy Żydów. W miesiącach poprzedzających uroczystości odbył 100 spotkań z różnymi środowiskami, by przygotować ich na wydarzenie. „Chciałem tę rocznicę przejść z całym miastem. Uznałem, że to wielkie wyzwanie moralne. Bo zbrodnia zdarzyła się obok nas. Kiedy jest kat, ofiara i świadek, to świadek ma dwa wyjścia. Albo milczy i wtedy staje po stronie kata, albo krzyczy razem z ofiarą. Naszym obowiązkiem jest krzyczeć. Nie ma trzeciej drogi" – opowiadał kilka lat temu.

Prezydent Łodzi odbudował stację Radegast (Radogoszcz), z której Żydzi odjeżdżali do Chełmna. W 2004 roku odbyło się ponad 100 imprez, wystaw, koncertów, spotkań, happeningów. Kropiwnicki bardzo się zaangażował w przedsięwzięcie.

Trudno oczekiwać, by wszyscy w Łodzi byli z tego powodu szczęśliwi. Na miejskich murach latami pojawiały się antysemickie napisy, a ze stadionów dochodziły antysemickie okrzyki, którymi nawzajem obrzucali się kibice nienawidzących się drużyn Widzewa i ŁKS. Takie jak te z osławionego filmu BBC „Stadiony nienawiści", w którym pokazano kawałek polskiej rzeczywistości. Bardzo mały kawałek. I coraz bardziej historyczny.

Bo o relacjach Polaków z Żydami można opowiedzieć zupełnie inaczej. Ale ta historia jest dużo bardziej złożona niż to, co o Polsce opowiedzieli dziennikarze słynnej brytyjskiej stacji. Historia prawicowego lidera Jerzego Kropiwnickiego, który odmieniał Łódź, który razem z dziennikarzami lokalnej „Gazety Wyborczej" organizował akcję zamalowywania antyżydowskich haseł na murach i który oddał hołd zamordowanym przez Niemców Żydom, jest tu wielce znacząca.

Dlaczego ukrywają pochodzenie?

Na początku lat 90. nie było tak różowo. Zwłaszcza podczas pierwszej kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy.

Najpierw, w czerwcu 1990 roku wykonał on mocny gest i publicznie potępił wszelkie akcje antysemickie. Chwilę potem jednak na zebraniu Komitetu Obywatelskiego mówił już, że podobno „klika dorwała się do żłoba" i „ludzie mówią, że to Żydzi". Kiedy powstał ROAD (niewielka partia składająca się głównie z jego ówczesnych przeciwników), pytany na konferencji prasowej, czy uważa ROAD za „partię żydowską", odpowiedział: „No nie, ale popatrz pan, kto tam jest: Michnik, Turowicz, Geremek... Dlaczego oni ukrywają swoje pochodzenie? Jestem dumny, że jestem Polakiem, ale gdybym był Żydem, byłbym dumny z tego, że jestem Żydem".

Na wiecach dawnego przywódcy „Solidarności" wątki antysemickie pojawiały się często. Jego zwolennicy przez mikrofony domagali się, by „Mazowiecki z tymi Żydami do Izraela" pojechał, żądali, by „wyrzucił Żydów z rządu" – jak relacjonowała wówczas Grażyna Kopińska. Wyborcy podczas kampanii mówili często, że nie będą głosowali na „Żyda", „Żydków" czy „Mośków".

Ale i pewni zwolennicy Tadeusza Mazowieckiego, o którym rozsiewano informacje, że jest pochodzenia żydowskiego, uznawali za stosowne je dementować. Przyznawali tym samym, że pochodzenie jest poważnym argumentem wyborczym. Najbardziej znacząca była wypowiedź biskupa Orszulika, który oświadczył: „Mazowiecki ma drzewo genealogiczne wyprowadzone w oparciu o metryki chrztu aż do XV wieku, pokazywał mi je biskup płocki. Ale w ogóle szermowanie takim argumentem jest moralnie nieuczciwe. Instrumentalne wygrywanie tlącego się jeszcze gdzieniegdzie antysemityzmu na potrzeby kampanii wyborczej jest godne ubolewania i napiętnowania".

Choć biskup zdystansował się od antysemityzmu, to uznał jednak, że warto podkreślić, iż ówczesny premier nie jest Żydem. Dawid Warszawski przypominał potem, że mówiło się wtedy o „aryjskich papierach", które Orszulik wystawił Mazowieckiemu.

Sam Tadeusz Mazowiecki wielokrotnie – i wcześniej, i później – występował publicznie przeciwko antysemityzmowi. Po kampanii antysemickie wątki zniknęły też z wypowiedzi Wałęsy. Podczas swej wizyty w Knesecie już jako prezydent Polski Wałęsa przepraszał za przejawy antysemityzmu. „Tu, w Izraelu, kraju waszej kultury i odrodzenia, proszę o wasze przebaczenie" – mówił.

Zresztą potem wielu polskich polityków i postaci życia publicznego, od lewa do prawa, od Aleksandra Kwaśniewskiego przez Władysława Bartoszewskiego po Lecha Kaczyńskiego, wykonywało wiele przyjaznych gestów wobec narodu żydowskiego i państwa Izrael.

Ale wśród ludu duch antysemityzmu wciąż się unosił, co odczuwało wielu działaczy angażujących się w tamtej kampanii.

Gwiazda Dawida jak swastyka

W listopadzie 1990 roku kierowany przez Jarosława Kaczyńskiego, popierający Wałęsę „Tygodnik Solidarność" mocno potępił antysemickie zachowania. Pismo opublikowało smutny list polskiego Żyda, podpisującego się inicjałami W. K.: „Spędziłem dwa dni przed kościołem św. Stanisława Kostki, zbierając podpisy popierające tę (Mazowieckiego) kandydaturę. „Ty pachołku izraelski! Mazowiecki może rządzić w synagodze, a nie w Polsce! My głosujemy na Wałęsę, to prawdziwy Polak i katolik!" – słyszałem. Byli też i inni. Podchodzili i tłumaczyli po ojcowsku, że na „takiego" (tu następował gest gładzenia wyimaginowanej brody) prawdziwi Polacy nie głosują. „Żydzi chcą rządzić Polską! Cały ten rząd jest zażydzony".

Opisywane w liście zdarzenia ostro skomentował Jarosław Kaczyński: „Są w naszej rzeczywistości sprawy, o których chciałoby się zapomnieć, ale zapomnieć nie wolno. Tekst W. K. przypomina o nich z całą siłą, jaką daje osobiste przeżycie. Ból, jaki wyraża, jest autentyczny i wszyscy, którzy chcą Polski demokratycznej, muszą go podzielić. I nie ma co powoływać się na argument małej skali zjawisk, o których mowa".

Równie wstrząśnięci byli dwaj legendarni polscy emisariusze – Jan Karski i Jan Nowak-Jeziorański, którzy wystąpili z apelem: „Cóż możemy odpowiedzieć działaczowi żydowskiemu, który do Polaków odnosił się życzliwie, a który teraz, po 50 latach, postanowił odwiedzić swe rodzinne miasto. I odczytuje na murach napisy po polsku: „Żydzi do gazu" i po niemiecku „Juden raus". Czy można się dziwić, gdy ten człowiek pyta samego siebie, czy znalazł się w wyzwolonej Polsce, czy w hitlerowskiej Rzeszy?".

W czerwcu 1995 r. w obecności Wałęsy w parafii św. Brygidy w Gdańsku ksiądz Henryk Jankowski mówił: „Polska nie może dłużej tolerować przy władzy ludzi, którzy nie mówią, czy pochodzą z Moskwy czy z Izraela". Porównywał Gwiazdę Dawida ze swastyką, sierpem i młotem. Dwa lata później, kiedy powstał rząd AWS, kapelan Lecha Wałęsy mówił w homilii, że w tym rządzie nie ma miejsca dla Żydów.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że i wystąpienia Wałęsy w kampanii prezydenckiej, i wypowiedzi księdza Jankowskiego były najbardziej jaskrawymi akcentami antysemickimi w polskim życiu publicznym. Inne, nawet jeśli się pojawiały, nie miały takiej siły.

Choć wybuchały też napięcia, które łatwo mogły wywołać falę antysemityzmu. Ale tak się nie stało.

W 1998 roku na żwirowisku przylegającym do obozu Auschwitz wierni ustawili „papieski" krzyż. Żydzi protestowali. Nie chcieli, by w miejscu śmierci ich przodków stawiać symbole religijne. Katolicy nie zamierzali ustąpić i stawiali kolejne krzyże.

Ten konflikt, podobnie jak wcześniejszy spór o klasztor Karmelitanek, wywołał wiele emocji po obu stronach. Spór o klasztor w Oświęcimiu trwał osiem lat. Zakończył go Jan Paweł II, ogłaszając, że wolą Kościoła jest, by siostry opuściły klasztor. Ks. bp Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji, do której należy Oświęcim, oświadczył, że zakonnice podporządkują się woli papieża. Bolesny problem przeszedł do historii.

Pierwsze „Marsze Żywych", na które przyjeżdża izraelska młodzież, szły otoczone kordonami policji. Z powodu zaszłości historycznych po obu stronach wielu Polaków mogło mieć poczucie, iż maszerują ludzie bardzo im nieprzyjaźni. Młodzi Żydzi z kolei, którzy poza otaczającymi ich policjantami i obozem śmierci nic innego w Polsce nie widzieli, pozostawali w przekonaniu, że źli Polacy dybią na ich życie. Z czasem i te emocje wygasały, konflikty łagodniały. Marsze Żywych zaczęły chodzić bez obstawy, a izraelska młodzież zaczęła oglądać także współczesną Polskę i spotykać się z naszą młodzieżą.

Hierarchowie się kajają

Dla Polaków nie bez znaczenia były kolejne gesty pojednania wobec Żydów czynione przez Jana Pawła II i innych hierarchów Kościoła katolickiego. W 2000 roku papież mówił: „Zapewniam naród żydowski, że Kościół katolicki głęboko ubolewa z powodu nienawiści, prześladowań, jakie spotkały Żydów ze strony chrześcijan".

Do ważnego aktu wyznania win ludzi Kościoła doszło w Warszawie na placu Teatralnym, 20 maja 2000 roku. Podczas uroczystej mszy, której niezwykłość i malowniczość podkreślał wiatr unoszący szaty biskupów, oskarżany przez niektóre środowiska o tolerowanie antysemityzmu prymas Józef Glemp wypowiedział pamiętne słowa: „Nie można jednak pomijać milczeniem zła i ognisk rozniecających zło, które plamią nasze szaty, a my z poplamionymi chodzimy i pozwalamy na ich przyschnięcie. (...) „Chcemy dziś stanąć przed Bogiem w szczerej prawdzie jako duchowieństwo i wszyscy wierni". Prymas jako jeden z grzechów członków Kościoła wymienił: „Zagubienie miłości do ludzi przejawiło się niekiedy w lekceważeniu osób innych wyznań lub w tolerowaniu przejawów antysemityzmu".

Dla relacji polsko-żydowskich fundamentalne znaczenie miała debata nad Jedwabnem. Opublikowanie przez Jana Tomasza Grossa książki „Sąsiedzi", artykuły Andrzeja Kaczyńskiego w „Rzeczpospolitej" na temat pogromu dokonanego w małym miasteczku wschodniej Polski na Żydach w 1941 roku wywołały narodową dyskusję. Była to chyba ostatnia tak wielka debata polskiej inteligencji. Debata nad winą Polaków czy jej braku, pełna emocji i pasji, przeorała polską świadomość. Wzięli w niej udział historycy, dziennikarze, politycy, artyści, duchowni, pisarze. Redakcje zalewane były setkami listów, toczyło się wiele dyskusji publicznych.

Niezależnie od tego, kto jakie poglądy wówczas głosił i jak wiele niesprawiedliwych padło wtedy argumentów, sam fakt odkrycia zbrodni był dla Polaków wstrząsający. Nie sposób tu streścić tej wielkiej debaty nad winą, odpowiedzialnością, dziedzictwem grzechu. Miała ona ogromne, oczyszczające znaczenie dla wszystkich jej uczestników i obserwatorów. To był najważniejszy akt w polsko-żydowskich relacjach za czasów nowej, wolnej Polski.

Pojawiające się potem akty antysemickie miały już coraz bardziej marginalne znaczenie. Antyżydowskie teksty można było jeszcze znaleźć w pisemkach o małym nakładzie, a i one coraz bardziej zanikały. Lansowano jeszcze wprawdzie tezę o antysemityzmie tolerowanym przez Radio Maryja, ale badania profesora Ireneusza Krzemińskiego pokazały, że jeśli takie wypowiedzi się zdarzały, to były niezwykle rzadkie i padały jedynie z ust dzwoniących do radia słuchaczy. Na pewno było ich znacznie mniej, niż mogło wynikać z relacji nielubiących toruńskiej stacji mediów. Sprawa była w dużej mierze nadęta i wyolbrzymiona.

Lech Kaczyński: kocham Żydów

Rozkwitał za to filosemityzm. Pojawiła się moda na poszukiwanie żydowskich korzeni. Jak grzyby po deszczu w wielu miastach wyrastały żydowskie bary i knajpki. Na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie tłumy Polaków i Żydów bawiły się do rana w salach koncertowych, na ulicach i placach. Krakowski Kazimierz stał się miejscem kultowym. Coraz więcej synagog i miejsc związanych z historią Żydów zaczęło być odnawianych. Na powrót zaczynały tętnić życiem. W Warszawie śp. Lech Kaczyński zainicjował powstanie Muzeum Historii Żydów Polskich.

Coraz wyraźniej widać było absurdalność głoszonej przez lewicowe media tezy o popularności antysemityzmu wśród polskiej prawicy. Takie postaci jak Leszek Bubel czy jemu podobni nigdy nie znalazły sobie miejsca w żadnym poważniejszym prawicowym ugrupowaniu czy środowisku. Z roku na rok ludzie ci stawali się zresztą coraz bardziej marginalni. Nawet w Internecie, gdzie przecież można pisać anonimowo, teksty antysemickie są coraz większą rzadkością, a na pewno nie wzbudzają takiego zainteresowania jak jeszcze 20 lat temu.

Znacząca była wizyta, jaką w Izraelu złożył prezydent Lech Kaczyński. Z okazji jego przyjazdu w dzienniku „Haarec" ukazał się ogromny artykuł poświęcony dwóm wielkim przyjaciołom Izraela – braciom Kaczyńskim. „Nikt nie dyskutuje z tym, że on (Lech Kaczyński) i jego brat są szczerymi przyjaciółmi Izraela" – pisał w długim okładkowym tekście znany publicysta Yossi Melman. Ton artykułu, jak i wydźwięk całej wizyty, wykonywane gesty i ogólna atmosfera odbiegały radykalnie od upowszechnianego przez niektóre środowiska stereotypu niechętnej Żydom polskiej prawicy.

Wizyta polskiego prezydenta w Yad Vashem przedłużyła się o 40 minut, bo Lech Kaczyński dyskutował z przewodnikiem oprowadzającym go po tym niezwykłym muzeum. Znał masę szczegółów, mówił z pasją, znajdywał błędy faktograficzne w ekspozycji, czym wprawiał w osłupienie towarzysząca mu grupę izraelskich polityków i dyplomatów. Potem, kiedy w wypełnionej do ostatniego miejsca sali centrum konferencyjnego im. Menahema Begina mówił, że przyjechałby do Jerozolimy nawet, gdyby trwała wojna libańska, by dać świadectwo przyjaźni i solidarności, słuchacze wpadli w entuzjazm. Kaczyński był fetowany w trakcie całej swojej wizyty. „Kocham Żydów" – mówił w jednym z wywiadów polski prezydent.

Igła w stogu siana

A Lech Kaczyński nie był na polskiej prawicy wyjątkiem. Bo prawica, której znacznej części przed II wojną nie można było nazwać przyjacielem Żydów, stoi dziś na zupełnie innych pozycjach.

Antysemityzm był natomiast powszechny wśród dużej części komunistycznych elit, czego najbardziej wyraźnym efektem stały się wydarzenia 1968 roku, gdy PRL-owskie władze zmusiły do wyjazdu z kraju znaczną część osób pochodzenia żydowskiego. Jednak po uzyskaniu wolności w 1989 roku środowiska lewicowe i liberalne, z Adamem Michnikiem na czele, były tak przerażone wizją powrotu antyżydowskich postaw z lat 30., że nieustannie doszukiwały się wątków antysemickich w działalności partii prawicowych. Choć często wyglądało to jak poszukiwanie igły w stogu siana. Polską prawicę fascynował świat Żydów, a narastający konflikt izraelsko-palestyński coraz bardziej ją w tych sympatiach utwierdzał.

Ostatnich 20 lat zmieniło Polskę radykalnie. To prawda, antysemityzm pewnie ciągle gdzieś się tli, ale jest już tylko niewzbudzającym większych emocji marginesem. Przyznaje to naczelny rabin Polski Michael Schudrich, a Jonathan Ornstein, dyrektor Krakowskiego Centrum Społeczności Żydowskiej, mówi o „rosnącej, doskonale się rozwijającej, żydowskiej społeczności w Polsce".

Dziennikarzy BBC warto więc zaprosić do nas, by nakręcili zupełnie inny film.

W artykule wykorzystałem cytaty z kampanii Lecha Wałęsy przywoływane przez Dawida Warszawskiego w rozdziale „Rola antysemityzmu książki „Bitwa o Belweder" z 1991 roku pod redakcją Ireneusza Krzemińskiego i Barbary Grabowskiej.

W 2003 do prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego przyjechał Władysław Bartoszewski. Powiedział mu, że zbliża się 60. rocznica likwidacji Litzmannstadt Ghetto (łódzkiego getta) i poprosił, żeby zaprosić na jej obchody ludzi, którzy przeżyli to wydarzenie, bo dla nich może to być ostatnia okazja. W mieście mającym etykietkę antysemickiego prawie nikt wcześniej nie obchodził rocznicy tej tragedii. Niemal nikt nie pamiętał o zamordowanych przez Niemców 250 tysiącach Żydów.

Rok później prawicowy polityk, szef Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, ściągnął do Łodzi kilka tysięcy Żydów. W miesiącach poprzedzających uroczystości odbył 100 spotkań z różnymi środowiskami, by przygotować ich na wydarzenie. „Chciałem tę rocznicę przejść z całym miastem. Uznałem, że to wielkie wyzwanie moralne. Bo zbrodnia zdarzyła się obok nas. Kiedy jest kat, ofiara i świadek, to świadek ma dwa wyjścia. Albo milczy i wtedy staje po stronie kata, albo krzyczy razem z ofiarą. Naszym obowiązkiem jest krzyczeć. Nie ma trzeciej drogi" – opowiadał kilka lat temu.

Prezydent Łodzi odbudował stację Radegast (Radogoszcz), z której Żydzi odjeżdżali do Chełmna. W 2004 roku odbyło się ponad 100 imprez, wystaw, koncertów, spotkań, happeningów. Kropiwnicki bardzo się zaangażował w przedsięwzięcie.

Trudno oczekiwać, by wszyscy w Łodzi byli z tego powodu szczęśliwi. Na miejskich murach latami pojawiały się antysemickie napisy, a ze stadionów dochodziły antysemickie okrzyki, którymi nawzajem obrzucali się kibice nienawidzących się drużyn Widzewa i ŁKS. Takie jak te z osławionego filmu BBC „Stadiony nienawiści", w którym pokazano kawałek polskiej rzeczywistości. Bardzo mały kawałek. I coraz bardziej historyczny.

Bo o relacjach Polaków z Żydami można opowiedzieć zupełnie inaczej. Ale ta historia jest dużo bardziej złożona niż to, co o Polsce opowiedzieli dziennikarze słynnej brytyjskiej stacji. Historia prawicowego lidera Jerzego Kropiwnickiego, który odmieniał Łódź, który razem z dziennikarzami lokalnej „Gazety Wyborczej" organizował akcję zamalowywania antyżydowskich haseł na murach i który oddał hołd zamordowanym przez Niemców Żydom, jest tu wielce znacząca.

Dlaczego ukrywają pochodzenie?

Na początku lat 90. nie było tak różowo. Zwłaszcza podczas pierwszej kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy.

Najpierw, w czerwcu 1990 roku wykonał on mocny gest i publicznie potępił wszelkie akcje antysemickie. Chwilę potem jednak na zebraniu Komitetu Obywatelskiego mówił już, że podobno „klika dorwała się do żłoba" i „ludzie mówią, że to Żydzi". Kiedy powstał ROAD (niewielka partia składająca się głównie z jego ówczesnych przeciwników), pytany na konferencji prasowej, czy uważa ROAD za „partię żydowską", odpowiedział: „No nie, ale popatrz pan, kto tam jest: Michnik, Turowicz, Geremek... Dlaczego oni ukrywają swoje pochodzenie? Jestem dumny, że jestem Polakiem, ale gdybym był Żydem, byłbym dumny z tego, że jestem Żydem".

Na wiecach dawnego przywódcy „Solidarności" wątki antysemickie pojawiały się często. Jego zwolennicy przez mikrofony domagali się, by „Mazowiecki z tymi Żydami do Izraela" pojechał, żądali, by „wyrzucił Żydów z rządu" – jak relacjonowała wówczas Grażyna Kopińska. Wyborcy podczas kampanii mówili często, że nie będą głosowali na „Żyda", „Żydków" czy „Mośków".

Ale i pewni zwolennicy Tadeusza Mazowieckiego, o którym rozsiewano informacje, że jest pochodzenia żydowskiego, uznawali za stosowne je dementować. Przyznawali tym samym, że pochodzenie jest poważnym argumentem wyborczym. Najbardziej znacząca była wypowiedź biskupa Orszulika, który oświadczył: „Mazowiecki ma drzewo genealogiczne wyprowadzone w oparciu o metryki chrztu aż do XV wieku, pokazywał mi je biskup płocki. Ale w ogóle szermowanie takim argumentem jest moralnie nieuczciwe. Instrumentalne wygrywanie tlącego się jeszcze gdzieniegdzie antysemityzmu na potrzeby kampanii wyborczej jest godne ubolewania i napiętnowania".

Choć biskup zdystansował się od antysemityzmu, to uznał jednak, że warto podkreślić, iż ówczesny premier nie jest Żydem. Dawid Warszawski przypominał potem, że mówiło się wtedy o „aryjskich papierach", które Orszulik wystawił Mazowieckiemu.

Sam Tadeusz Mazowiecki wielokrotnie – i wcześniej, i później – występował publicznie przeciwko antysemityzmowi. Po kampanii antysemickie wątki zniknęły też z wypowiedzi Wałęsy. Podczas swej wizyty w Knesecie już jako prezydent Polski Wałęsa przepraszał za przejawy antysemityzmu. „Tu, w Izraelu, kraju waszej kultury i odrodzenia, proszę o wasze przebaczenie" – mówił.

Zresztą potem wielu polskich polityków i postaci życia publicznego, od lewa do prawa, od Aleksandra Kwaśniewskiego przez Władysława Bartoszewskiego po Lecha Kaczyńskiego, wykonywało wiele przyjaznych gestów wobec narodu żydowskiego i państwa Izrael.

Ale wśród ludu duch antysemityzmu wciąż się unosił, co odczuwało wielu działaczy angażujących się w tamtej kampanii.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą