Przed nami szczyt Unii Europejskiej, na którym mają zostać przedstawione propozycje zmian systemowych. Polska ma tymczasem coraz mniejszy wpływ na ich kierunek. Jeszcze nie wypadamy za burtę, ale czas na narodową debatę, jaka Unia jest dla nas korzystna, gdzie jest granica oddawania naszej suwerenności. Europa wyjdzie z kryzysu odmieniona i warto doprecyzować, czego naprawdę chcemy.
1
Grecja ma nowy rząd, Hiszpania dostała pomoc dla banków, Niemcy chcą kompromisu z Francją. „Nie jest tak źle, Unia jeszcze nie tonie"? To ułuda. Przywódcy unijni nie wykonali żadnego ruchu, który trwale rozwiązywałby problem. Rację mają ci komentatorzy, w tym choćby Nouriel Roubini i Niall Ferguson, którzy ostrzegają, że na horyzoncie majaczy groźba nie tylko wyjścia Grecji ze strefy euro, ale kryzysu politycznego, a nawet militarnego na skalę kontynentalną.
Niewyobrażalne? Jednoczesny upadek trzech cesarstw w latach 1917 – 1918 też był niewyobrażalny, a układ sił w 1913 r. nijak nie zapowiadał wybuchu wojny światowej rok później. Teraz jest na odwrót, przesłanki upadku widać gołym okiem, tylko nikt nie wierzy, że do niego dojdzie.
2
Chaosowi można przeciwdziałać na dwa sposoby, o czym decydenci dobrze wiedzą, ale są zbyt spętani układami koalicyjnymi i nastrojami opinii publicznej, by postawić na jeden z nich. Pierwszym jest koncentracja władzy w UE: to, w wielkim skrócie, opcja niemiecka.
Skoro obciążone złymi kredytami banki miałyby zostać ocalone przez pakt bankowy, czyli paneuropejski system nadzoru i zabezpieczeń, najpierw musi powstać unia fiskalna, czyli układ nie tylko recenzujący budżety narodowe, ale także wetujący je w razie potrzeby. Takie rozwiązanie ma zaś sens tylko wtedy, gdy powstanie unia polityczna, czyli federacja w wersji soft, która z czasem przerodzi się w federację pełną gębą. Jeden rynek, jeden system fiskalny, jedna decyzyjna administracja centralna.