Na szczycie Unii Europejskiej w Berlinie padało gromkie „nein" w odpowiedzi na niemal wszystkie propozycje rozszerzenia finansowej współodpowiedzialności Niemiec za kryzys. Skoro Bundesrepublika chce uwspólnotowienia jedynie nadzoru, a nie ryzyka, może niech sama rozważy wyjście z UE? Takiej propozycji i tak nikt nie zaakceptuje. Europa może oddać Berlinowi władzę w Unii, ale za konkretne profity, czyli długotrwałą pomoc i gwarancje finansowe. Darmo – nie.
Niemcy uchodzą za motor integracji Europy i docelowego utworzenia federacji, kierując się jednak doraźnym interesem, uniemożliwiają osiągnięcie celów strategicznych. Tymczasem, cokolwiek Berlin zdecyduje, wpłynie na Polskę.
1
Czego zatem Niemcy nie chcą? Euroobligacji – bo zwiększy się dla nich cena pozyskiwania pożyczek. Gwarantowania wkładów bankowych na poziomie Wspólnoty w przyszłej unii bankowej – bo banki niemieckie mogłyby w takim układzie być zmuszone do dokapitalizowywania upadających banków hiszpańskich, greckich, irlandzkich i innych. Uwspólnotowienia długu pod jakąkolwiek postacią – bo ani myślą spłacać zobowiązań innych. Interwencji Europejskiego Banku Centralnego w gospodarkę – bo obawiają się inflacji. Stałych, wieloletnich transferów finansowych do zagrożonych państw południa kontynentu, które mogłyby dać im czas na wykaraskanie się z kłopotów bez radykalnych oszczędności i podtrzymać przy życiu strefę euro – bo nie zgadza się na to niemiecka opinia publiczna odrzucająca drenaż kieszeni przez „nierobów".
2
W takiej sytuacji wydawałoby się, że to Niemcy będą największym wrogiem federacji europejskiej. Jest jednak inaczej: pragną jej, ale na innym poziomie. Czego zatem chcą? Unii fiskalnej, która będzie oznaczała kontrolę budżetów państw przez organ zewnętrzny (na przykład EBC lub radę ministrów finansów państw UE) oraz ujednoliconych podatków korporacyjnych. Pasuje im unia bankowa, ale tylko jako nadzór międzynarodowy nad działalnością banków narodowych. Zachowania wspólnej waluty, ale tylko jako zdrowego pieniądza. Integracji politycznej, lecz takiej, która wzmocni kontrolę poczynań fiskalnych suwerennych członków UE.
Podsumowując, Niemcy chcą federacji opartej na dyscyplinie, kontroli i karaniu. Superpaństwa, paneuropejskiego policjanta. Brzmi to mało zachęcająco, a dla osób rozpamiętujących wciąż drugą wojnę światową wręcz groźnie. Inna sprawa, że wielu krajom i społeczeństwom europejskim przydałby się taki nadzór, gdyż same nijak nie potrafią pohamować niezdrowych apetytów na zadłużanie się i psucie wspólnego pieniądza.