Na kogo Chińczycy mówią „banany"?
Radosław Pyffel:
Aktualizacja: 07.07.2012 01:00 Publikacja: 07.07.2012 01:01
Na kogo Chińczycy mówią „banany"?
Radosław Pyffel:
Na swoich rodaków, którzy wychowali się w Europie albo USA. Są żółci z zewnątrz i biali w środku. Takich określeń jest więcej. Na zamerykanizowanych Chińczyków mówi się „ABC" – „American Born Chinese". Coraz większą grupą są też w Chinach tak zwani ludzie-jajka – biali z wierzchu, a żółci w środku. Urodzeni na Zachodzie, ale wychowani w Chinach, mówiący i myślący po chińsku. Na razie „ludzi-jajek" jest niewielu, ale w miarę wzrostu znaczenia Chin przybywa ich coraz szybciej.
„Banany" i „ludzie-jajka" to pogardliwe określenia? Chińczycy ich nie lubią?
Nie, to są raczej żartobliwe określenia, nie doszukiwałbym się w tym uprzedzeń. Chińczycy przyzwyczajają się do obcokrajowców. Jeszcze kilkanaście lat temu pojawienie się cudzoziemca było wydarzeniem, teraz jest codziennością.
Czy Chińczycy są nacjonalistami?
Chiny to państwo – cywilizacja i trudno mówić o jednej chińskiej mentalności. Po 1978 roku, kiedy na plenum chińskiego Komitetu Centralnego przewagę zdobyli zwolennicy stopniowego otwierania się na świat, władza nie legitymizuje się już poprzez ideologię komunistyczną. Fundamentem chińskiego społeczeństwa ma być patriotyzm. Partia komunistyczna mówi o powrocie Chin do dawnej potęgi.
W PRL Mieczysław Moczar starał się w cyniczny sposób pozyskać kombatanckie środowiska patriotyczne dla władzy komunistycznej i swoich własnych ambicji politycznych. Czy w chińskiej partii komunistycznej górę wziął podobny nurt?
W tej sprawie chińscy przywódcy raczej nie kierują się cynizmem, tylko pragmatyzmem. Podstawowa różnica między nacjonalizmem europejskim a chińskim jest taka, że ten drugi nie skupia się na etniczności. Nacisk położony jest na wspólne państwo, a szczególnie na wspólną kulturę i historię. Pochodzenie, religia, a nawet język nie odgrywają większej roli.
Duże zamieszanie w opisywaniu nastrojów chińskiego społeczeństwa sprawia to, że w anglojęzycznych analizach na temat Chin używa się słowa „nacjonalizm". W angielskim ma ono neutralny wydźwięk, a w polskim jest pejoratywne. Czy chodzi więc o nacjonalizm czy o patriotyzm?
Mętlik pojęciowy jest ogromny, bo nie dość, że korzystamy z angielskojęzycznych źródeł, to granica między patriotyzmem a nacjonalizmem jest cienka i subiektywna. W dodatku przenosi się europejskie rozumienie zjawisk społecznych na zupełnie obcą kulturę. Chiny są podzielone na Północ i Południe. Chińczycy z Północy mieli tradycyjnie mniejsze kontakty z obcokrajowcami, a jeśli już do nich dochodziło, były to nieprzyjemne inwazje na stolice. Teraz skłaniają się raczej ku temu, co w Polsce nazywamy nacjonalizmem. Panuje niechęć do Zachodu, przede wszystkim ze względów historycznych do Japończyków. Popularnością cieszą się koncepcje izolacjonistyczne i myśl Mao Zedonga, zgodnie z którą najlepiej jeśli kraj jest samowystarczalny, a już w żadnym wypadku nie ulega postulatom innych, o co w globalnej gospodarce bardzo ciężko, nawet takim potęgom jak Chiny.
Jak jest na Południu?
Zawsze więcej było tam kupców i ludzi wykonujących wolne zawody. To była część kraju bardzo otwarta na świat. Większość diaspory chińskiej rozsianej po świecie to Chińczycy z Południa. W tej części kraju duży nacisk kładzie się na wolny handel i pokojową współpracę ze światem zewnętrznym. W odróżnieniu od rozpolitykowanych Chińczyków z Północy ci z Południa nie interesują się nią tak bardzo. Dlatego konserwatywni członkowie KPCh wywodzą się raczej z Północy.
Rywalizacja między tymi dwoma nacjonalizmami czy modelami patriotyzmu trwa bezustannie. Izolacjonistyczne koncepcje Mao Zedonga były osadzone w północnochińskiej wizji. Z kolei Deng Xiaoping, który na początku lat 80. zapoczątkował reformy otwierające Chiny na świat, był wyrazicielem południowochińskich wartości. W obecnym kierownictwie raz górę bierze model północny, innym razem południowy.
Skoro Chińczycy nie jednoczą się wokół etniczności ani religii, to co jest wspólnym fundamentem chińskiego patriotyzmu?
Przede wszystkim dziedzictwo cywilizacyjne. W Europie myśli się o Chinach jak o monolicie. Tymczasem nie są one państwem narodowym. Są wspólnym krajem ludzi różnych narodowości i języków, których jednoczy pięć tysięcy lat historii. Trzymając się analogii do polskiej historii, można powiedzieć, że Chiny są trochę jak I Rzeczpospolita, państwo wielu narodów. Pochodzenie etniczne nie gra roli, język jest nieistotny. Hanowie, czyli dominująca w Chinach grupa etniczna, mówią językami różniącymi się od siebie tak bardzo, że nie zawsze się rozumieją. Kiedy pod koniec XIX wieku rozpoczęła się na dobre epoka nacjonalizmów, Chińczycy zaczęli definiować patriotyzm jako przywiązanie do wspólnej historii czy chińskiego pisma.
Dominuje jednak kultura narodu Han.
Tak, ale każdy, kto się z tą kulturą identyfikuje, kto szanuje tę tradycję, będzie uznawany za Chińczyka.
Tybetańczycy chyba nadal się za nich nie uważają.
Na Zachodzie nie mówi się o tym zbyt często, ale liczba sinizowanych Tybetańczyków wzrasta niezwykle szybko. Chińska polityka wobec Tybetu okazuje się skuteczna. Nie chodzi tu tylko o przemoc i wykorzenienie kulturowe. Pasterskiemu społeczeństwu tybetańskiemu Chińczycy oferują szybką modernizację, która łączy się z wynarodowieniem. Dalajlama powiedział kiedyś, że Tybetańczyków czeka taki los, jaki spotkał północnoamerykańskich Indian. Jest to bardzo prawdopodobne:?w chińskiej historii było wiele przypadków wchłonięcia sąsiednich narodów.
Mniejszości jest jednak wiele. Ujgurzy, Mongołowie, Kazachowie...
Oni też się zsinizują?
Kiedy upadało Cesarstwo, twórca Kuomintangu, Sun Jat-Sen, sformułował tak zwane trzy zasady ludu. Chiny miały być państwem pięciu narodów, a na ich fladze widniało pięć barw symbolizujących Chińczyków Han, Mongołów, Mandżurów, muzułmańskich Ujgurów i Tybetańczyków. Po stu latach Mandżurowie praktycznie rozpłynęli się w chińskiej kulturze. Mongołowie są na dobrej drodze do tego, żeby przestać istnieć jako mniejszość. Najlepiej trzymają się Tybetańczycy i Ujgurzy, ale wśród tych ludów również postępuje sinizacja. To jeszcze jedna analogia z I Rzecząpospolitą. Dominująca kultura chińska ma tak dużą siłę przyciągania, że mniejsze narody się w niej rozpływają.
W I Rzeczypospolitej kluczową wartością była wolność, której w Chinach brakuje. Jak się na to zapatrują chińscy patrioci i nacjonaliści?
Zwykli Chińczycy mają poczucie wielkiej niesprawiedliwości. Można to porównać do odczuć Polaków po emisji filmu BBC na temat wszechobecnego rzekomo w naszym kraju rasizmu. Chińczycy widzą, że ich kraj jest przedstawiany jako miejsce, gdzie łamie się prawa człowieka i nie ma wolności słowa. Jest to rzecz jasna prawda, ale to tylko niewielki wycinek rzeczywistości. Przeciętny Chińczyk ma poczucie, że żyje w potężnym, prężnie się rozwijającym kraju i jest z tego dumny. Ludzi rozumiejących zachodnie wartości jest w Chinach coraz więcej, ale stanowią margines i większość mieszkańców kraju patrzy na nich z niechęcią. Klasa średnia jest jednak coraz liczniej- sza i stawia władzy coraz większe wymagania. Chiny będą się zmieniać.
Chiński patriota nie widzi nic złego w tym, że władza jest w rękach jednej partii?
Na ogół nie, bo władze obnoszą się z patriotyzmem czy nawet nacjonalizmem. Kilkadziesiąt lat temu Chińczycy dostali od partii propozycję układu: jeśli nam zaufacie, to będziecie bogaci, i przyjęli ją. Koszty były ogromne. Reformy Balcerowicza to pestka w porównaniu z chińską transformacją. Dlatego popularne stało się w Chinach myślenie w kategoriach darwinizmu społecznego. Zasadę, że przetrwać mogą tylko najsilniejsi, uznaje wielu Chińczyków, a zwłaszcza nacjonaliści z Wang Xiaodongiem na czele. Przekłada się ona na stosunki międzynarodowe. Ostatecznie jednak obietnica została w dużym stopniu spełniona i teraz władza mówi ludziom: jeśli nam zaufacie, to staniemy się światowym mocarstwem, i jak na razie ten układ również jest przez ludność akceptowany.
Jeśli władza odwołuje się do patriotyzmu, to czy nie ma niebezpieczeństwa, że nastroje w Chinach bardzo się zradykalizują?
To może być puszka Pandory. Chiński nacjonalizm jest zwrócony przeciwko Zachodowi, bo Chińczycy wciąż mają w pamięci upokorzenia z czasów XIX-wiecznej „miękkiej" kolonizacji i wojen opiumowych. Wciąż powtarza się nieprawdziwą, jak się okazało, historię o tym, że w parku szanghajskim zabroniono wówczas wstępu psom i Chińczykom. Chłopcem do bicia jest też Japonia. Co jakiś czas dochodzi do ataków na siedziby japońskich firm i demonstracji pod japońskimi placówkami dyplomatycznymi. Władze temu nie przeciwdziałają, dzięki czemu mogą się prezentować jako obrońcy chińskiej dumy narodowej. Jest to jednak broń obosieczna, bo rosnący w siłę nacjonaliści coraz częściej krytykują rząd za zbyt miękką politykę wobec Zachodu.
Pretensje dotyczą wyłącznie poli- tyki zagranicznej? Nie mówi się o kwestiach, które najczęściej podnoszone są na Zachodzie: łamaniu praw człowieka czy zmuszaniu do aborcji?
Nie, dla nacjonalistów jedyną istotną kwestią jest siła państwa na arenie międzynarodowej. Dlatego jeśli kiedyś dojdzie w Chinach do zmiany władzy, to najprawdopodobniej nie przejmą jej grupy prodemokratyczne, lecz ludzie nastawieni na konfrontację z Zachodem. Marzenie Zachodu o demokratyzacji Chin jest w obecnych warunkach nie do spełnienia. Ale może za jakiś czas rządzący sami podzielą się na kilka partii i rozpiszą wybory.
Radosław Pyffel jest znawcą Chin i prezesem think tanku Centrum Studiów Polska – Azja. Jest autorem książek „Chiny w roku olimpiady. Państwo Środka od środka" i „Chińska ruletka. Olimpiada i co dalej?"
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Na kogo Chińczycy mówią „banany"?
Radosław Pyffel:
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Złoty w czwartek notował nieznaczne zmiany wobec euro i dolara. Większy ruch było widać w przypadku franka szwajcarskiego.
Czwartek na rynku walutowym będzie upływał pod znakiem decyzji banków centralnych. Jak zareaguje na nie złoty?
Olefiny Daniela Obajtka, dwie wieże w Ostrołęce, przekop Mierzei Wiślanej, lotnisko w Radomiu. Wszyscy już wiedzą, że miliardy wydane na te inwestycje to pieniądze wyrzucone w błoto. A kiedy dowiemy się, kto poniesie za to odpowiedzialność?
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas