Armii nie wolno zlekceważyć

Rząd przyjął założenia nowego systemu dowodzenia armią. Dobrze, że władze skupiają uwagę na siłach zbrojnych, ale lepiej byłoby, gdyby rząd odpowiedział na fundamentalne pytanie – czym ma być polskie wojsko.

Publikacja: 15.03.2013 19:00

Armia jest filarem państwa, nawet kiedy na horyzoncie nie widać wroga. Stan sił zbrojnych oddaje jego sytuację. Oglądane z tej perspektywy polskie wojsko to filar ledwie drewniany, choć solidny. Sytuuje się gdzieś między skuteczną machiną militarną a pomocniczym korpusem posiłkowym.

W krajach chronionych przez geografię za trudno dostępnymi górami czy na skraju Atlantyku można głosić tezy, iż obrona jest sprawą drugorzędną, a państwowe pieniądze trzeba inwestować w edukację, służbę zdrowia czy ochronę środowiska. Co innego w państwie położonym na równinie północnoeuropejskiej bez granic naturalnych na osi wschód – zachód (rzeki już ich nie stanowią), w dodatku położonym na skraju NATO, w sąsiedztwie potencjalnych przeciwników Paktu. Jeśli w takim kraju ktoś twierdzi – a są takie głosy – że wydajemy za dużo na wojsko i należałoby uszczknąć grosza z kiesy na obronę i przesypać go do kiesy na wydatki społeczne, musi mieć nie tylko amnezję, ale też być pozbawiony wyobraźni.

Polska będzie wycofywać siły z Afganistanu, a w tym czasie w kraju rozstrzygną się wielkie kontrakty zbrojeniowe: śmigłowcowy, pancerny, rakietowy. I jedno, i drugie daje okazję, by spojrzeć na wojsko z dystansem przyrodnika. Określić na najbardziej elementarnym poziomie: czym jest i po co jest.

1

W Afganistanie, podobnie jak wcześniej w Iraku, nasza armia funkcjonowała jako ekspedycyjne siły okupacyjne. Praktykowała walkę z partyzantką etnicznie, religijnie i kulturowo odmienną od ludów europejskich. Działo się tak, mimo iż Polska nie ma w szerokim świecie interesów, których trzeba bronić orężem. Rzeczpospolita w najnowszej odsłonie to państwo oddziałujące jedynie lokalnie, a i to w ograniczonym zakresie.

Posyłaliśmy jednak żołnierzy ramię w ramię z Ameryką, by pokazać jej, że może na nas liczyć, tak jak my chcielibyśmy liczyć na nią, gdybyśmy zostali zaatakowani. Powyższe założenie tylko pozornie było spójne logicznie. Nie ma bowiem żadnego dowodu na to, że powiedzenie „A" przez Polskę oznacza automatycznie powiedzenie „B" przez Stany Zjednoczone. Mieliśmy tylko taką nadzieję, a to znacznie mniej niż na przykład dwustronny traktat obronny.

Tymczasem nasza armia od początku interwencji w Iraku w 2003 r.  jest na wojnie, gdzie nabiera wprawy w operacjach niemal całkowicie nieprzydatnych dla obrony Polski. Gdyby odłożyć na bok przyjaźń z USA i solidarność w ramach NATO, nie ma żadnej przesłanki strategicznej, byśmy w ogóle walczyli pod Hindukuszem. Nie potrzebujemy sił ekspedycyjnych, potrzebujemy doskonale znających lokalny teren i warunki sił obronnych.

2

Modernizacja uzbrojenia jest absolutną koniecznością. Na współczesnym polu walki to sprzęt decyduje o zwycięstwie. Potrzebujemy nowych śmigłowców transportowych i bojowych, wozów opancerzonych piechoty, systemów obrony przeciwrakietowej, samolotów w miejsce zużytych SU-22, wreszcie nowych okrętów albo przynajmniej więcej rakietowych baterii obrony wybrzeża, nowoczesnych armat, ofensywnych pocisków manewrujących dla naszych F-16.

Potrzebna jest także nowoczesna, przejrzysta struktura dowodzenia. Krytycy rządowego projektu zmian podnoszą, że nowe dowództwo generalne współistniejące z dowództwem operacyjnym i sztabem generalnym utworzone zamiast dotychczasowych dowództw rodzajów sił zbrojnych wprowadzi konkurencyjne ośrodki władzy nad wojskiem dublujące obowiązki. Będzie więc chaos zamiast ładu. Nawet jeśli mają rację, nie jest to największą bolączką naszej obrony.

3

Na dobre wyekwipowanie i opłacenie armii potrzeba znacznie więcej pieniędzy, niż przewiduje budżet. Nadal obowiązuje reguła, zgodnie z którą wydatki na obronę mają wynosić 1,95 proc. PKB. Jako średnich rozmiarów kraj frontowy NATO powinniśmy zapewne przeznaczać na ten cel gdzieś na poziomie 2,5 proc., a może nawet 3 proc. PKB.

Pieniądze te nie mogą iść tylko na siły zawodowe, bo jak długo może walczyć stutysięczna armia czynna i 20 tysięcy rezerwistów? Zaniedbaliśmy całkowicie obywatelską obronę terytorialną, która powinna przejąć trud walki, gdy armia zostanie pobita. W żadnej z reform, w żadnym z przetargów ani planów zmian strukturalnych nie została ona w ogóle uwzględniona.

Ani jedna złotówka wydana na wojsko nie jest zmarnowana, nawet gdyby Polska już nigdy nie miała toczyć wojny. Sprawna armia bowiem nie tylko broni, ale przede wszystkim zniechęca do agresji. Osłania trwanie państwa. Kto jak kto, ale Polacy powinni to wiedzieć najlepiej.

Armia jest filarem państwa, nawet kiedy na horyzoncie nie widać wroga. Stan sił zbrojnych oddaje jego sytuację. Oglądane z tej perspektywy polskie wojsko to filar ledwie drewniany, choć solidny. Sytuuje się gdzieś między skuteczną machiną militarną a pomocniczym korpusem posiłkowym.

W krajach chronionych przez geografię za trudno dostępnymi górami czy na skraju Atlantyku można głosić tezy, iż obrona jest sprawą drugorzędną, a państwowe pieniądze trzeba inwestować w edukację, służbę zdrowia czy ochronę środowiska. Co innego w państwie położonym na równinie północnoeuropejskiej bez granic naturalnych na osi wschód – zachód (rzeki już ich nie stanowią), w dodatku położonym na skraju NATO, w sąsiedztwie potencjalnych przeciwników Paktu. Jeśli w takim kraju ktoś twierdzi – a są takie głosy – że wydajemy za dużo na wojsko i należałoby uszczknąć grosza z kiesy na obronę i przesypać go do kiesy na wydatki społeczne, musi mieć nie tylko amnezję, ale też być pozbawiony wyobraźni.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą