Groźna stolica

W dziesięć lat po zaprzestaniu przez Rosję regularnych działań wojennych w Czeczenii normalizacja postępuje, boom budowlany trwa. I tylko, nie wiedzieć czemu, ludzie nadal dźwigają swój smutek.

Publikacja: 27.04.2013 01:01

Największy w Europie meczet – na zdjęciu jeszcze w budowie

Największy w Europie meczet – na zdjęciu jeszcze w budowie

Foto: Archiwum autora

Red

W dziesięć lat po zaprzestaniu przez Rosję regularnych działań wojennych w Czeczenii normalizacja postępuje, boom budowlany trwa. I tylko, nie wiedzieć czemu, ludzie nadal dźwigają swój smutek.

Nad głowami zwiedzających wisi ważący, bagatela, półtorej tony kryształowy żyrandol: do pozłocenia zużyto 20 kilogramów złota najwyższej próby. To cudo zostało przywiezione do Groznego z Iranu i jest jednym z głównych eksponatów Muzeum Achmata Kadyrowa, pierwszego prezydenta Republiki Czeczenii. Można w nim również podziwiać meble z gabinetu wodza (traktowane niczym relikwie), przedmioty osobiste oraz plansze z fotografiami składającymi się na jego biografię.

Kadyrow, niegdyś duchowy przywódca Czeczenów, walczył wraz ze swoim klanem o niepodległość republiki, ale w następstwie wewnętrznego konfliktu z wahhabitami podczas drugiej wojny czeczeńskiej opowiedział się po stronie rosyjskiej. Separatyści ogłosili cały klan Kadyrowów zdrajcami, a Szamil Basajew wyznaczył za jego głowę nagrodę w wysokości 100 milionów dolarów. Jednak dzięki poparciu Władimira Putina Achmat Kadyrow został w 2003 roku prezydentem Republiki Czeczenii. Zginął w zamachu 9 maja 2004 roku podczas obchodów dnia zwycięstwa na stadionie Dynama Grozny. Do ataku na prezydenta i jego świtę przyznał się Szamil Basajew.

O tym wszystkim opowiada z nabożną czcią odziana w hidżab przewodniczka. Przy wejściu do muzeum wisi tablica pamiątkowa z wyrytym wizerunkiem Kadyrowa i słowami, które wypowiedział Putin po jego śmierci: „Odszedł niepokonany". Skinieniem głowy zwiedzających wita i żegna ochroniarz: młody Czeczen, uzbrojony w kałasznikowa i kilkunastocentymetrowy nóż wojskowy, którym bez przerwy się bawi. W opasce, stroju moro, z nożem i przewieszonym przez ramię karabinem wygląda prawie jak Stallone w filmie „Rambo".

Pamięć o pierwszym prezydencie Czeczenii nie ogranicza się do muzeum, bowiem w zasadzie cały Grozny to gigantyczny kompleks pamięci Achmata Kadyrowa, rozszerzony o chwalebną galerię jego syna Ramzana Kadyrowa – obecnego prezydenta Czeczenii – oraz Władimira Władimirowicza Putina. Dość powiedzieć, że główna ulica Groznego nosi imię prezydenta Rosji, podobnie jak położony przy niej Klub Patriotyczny mający aktywizować miejscową młodzież. Zdjęcia wszystkich trzech widnieją dosłownie wszędzie, nieważne, czy jest to siedziba lokalnych władz, blok mieszkalny, budynek straży pożarnej czy stacja benzynowa. Każde miejsce jest dobre, by pokazać uścisk dłoni Ramzana i Władimira Putina; wszędzie powiesić  można zdjęcie Achmata jadącego na koniu.

Dziękujemy za nasze miasto

Ramzan Kadyrow zadbał nie tylko o to, by uwiarygodnić się w oczach obywateli licznymi fotografiami z powszechnie poważanym ojcem. Czeczeni mają też pamiętać, komu zawdzięczają odbudowę miasta i inne sukcesy republiki. Ogromny neon „Ramzanie, dziękujemy za Grozny!" oświetla główny plac miasta.  Podobnej treści banner wisi na elewacji dopiero co otwartego muzeum. W Groznym możemy też znaleźć skwer, który powstał z okazji pierwszych 100 dni rządów Ramzana, w mieście Gudermes zaś ma już on własną ulicę.

Nowy Grozny jeszcze pachnie świeżością, jest schludny, czysty i złożony głównie ze standardowych bloków. Odbudowa po wyniszczającej wojnie wciąż trwa. Jeśli wierzyć statystykom, na jakie powołują się dziennikarze dziennika „Groznieński Robotnik", tylko w ciągu dziewięciu miesięcy 2012 roku ze środków państwowych wybudowano prawie 1200 budynków mieszkalnych. Ale oprócz tego w Groznym powstaje także infrastruktura kulturalna: wspomniane już Narodowe Muzeum Czeczeńskiej Republiki, sąsiadujący z nim budynek biblioteki i – nieco dalej – budynek opery, wciąż w budowie.

Najbardziej trwałe ślady wojny są jednak oczywiście niewidoczne gołym okiem. Podczas jednego z kursów taksówką kierowca, gdy orientuje się, że jestem z Polski, pozwala sobie na chwilę szczerości.

– Nie ma już prawdziwego, starego Groznego! Ten Grozny, który ja pamiętam, to było piękne miasto, tętniące życiem. Ale nic z tego nie zostało, wszystko rozpieprzyli. O, na przykład pałac prezydencki mogli odbudować, ale nie, rozwalili do końca. Sobie pobudowali pałace, a bloki mieszkalne, te co się jeszcze jako tako trzymały, to dyktą obili, pomalowali i wszystko. Ja nie mówię, że wszystko źle. Centrum się w nocy świeci, meczet mamy piękny. Ale nie o taką, nie o taką k... Czeczenię walczyłem! – Nagle podnosi głos i uderza pięścią w kierownicę. Widać, jak łzy napływają mu do oczu.

– Ja, pułkownik armii czeczeńskiej, pułkownik całego batalionu. 200 ludzi, rozumiesz? 200 ludzi zabiłem tymi rękoma – pokazuje, odrywając dłonie od kierownicy, którymi następnie przeciera łzy. – Z mojego batalionu tylko ja przeżyłem. Trzy lata siedziałem w piwnicy, aż w końcu w czasie amnestii się ujawniłem. A tak naprawdę się poddałem. Nie miałem już siły się ukrywać. Moich bliskich zaczęli gnębić. Walczyć nie było jak, nie było sensu. Ale zostałem tu do końca. A te wszystkie mądre głowy, reszta dowódców... Jak szczury pouciekali, pierwsi! Z dolarami, z paszportami zagranicznymi. To nie tak miało wszystko być! Pozmieniali wszystko, nie ma już tamtego życia i tamtego miasta. O, weź to na przykład – pokazuje na tablicę z nazwą ulicy. – No jaki k... prospekt Putina? Przecież to była kiedyś Zwycięstwa!

Ile jeszcze jest w Groznym takich powojennych sierot? Sierot po starej Czeczenii. Tej, której już nie ma.

– Pieniądze?... Nie trzeba. Przewieźć gościa z Polski to dla mnie przyjemność! – zakończył taksówkarz naszą krótką znajomość.

W ogóle w Czeczenii miło jest być Polakiem. O ile włócząc się po mieście, przyciąga się zazwyczaj złowrogie spojrzenia (przybysz z Polski jest zwykle brany za Rosjanina), bliżej poznani Czeczeni na hasło „Polska" momentalnie reagują  uśmiechem. Timur, mój przewodnik, chodził po swoim osiedlu dumny jak paw, rozpowiadając, że oprowadza po mieście Polaka, nie kolejnego Rosjanina, tylko prawdziwego Polaka. – Z Polski, tak, Polak – chwalił się mną wszystkim, od ekspedientki w warzywniaku po każdą napotkaną po drodze sąsiadkę. Gdy samotnie przechodziłem obok sklepu, sprzedawczyni specjalnie wybiegła zza lady, żeby mnie pozdrowić.

Polski łącznik

Polakowi po prostu każdy jest gotów pomóc, bo Czeczenię z Polską łączy bardzo specyficzna więź. Po pierwsze, prawie każdy tutaj ma wśród krewnych kogoś, kto emigrując na zachód, przeżył epizod w naszym kraju lub nawet pozostał w Polsce na stałe. Wszyscy wiedzą też, że w Warszawie znajduje się rondo im. Dudajewa – prezydenta Czeczenii w latach 1991–1996, opozycyjnego wobec Kremla. Wiedzą też, że historia Rzeczypospolitej, jako państwa długo żyjącego w cieniu Moskwy, jest podobna do historii Czeczenii. Łączy nas też sport. Najlepszym polskim zawodnikiem MMA (mieszane sztuki walki) jest Mahmed Khalidov, imigrant z Czeczenii. A z kolei w piłkarskim Tereku Grozny, grającym w rosyjskiej ekstraklasie, występuje aż czterech polskich graczy, z czego dwaj z nich – Maciej Rybus i Marcin Komorowski – są filarami czeczeńskiego zespołu.

Dostać się na Achmat Arena, nowoczesny stadion piłkarski położony na obrzeżach Groznego, mogący pomieścić ponad 30 tysięcy kibiców, nie jest wcale tak łatwo. Po drodze przejść trzeba niezliczoną liczbę kontroli, podczas których – ostrzegam – straci się papierosy i zapalniczkę. Ochroniarze, wyglądający podobnie jak ci z muzeum, drobiazgowo wszystkich przeszukują: każą nawet pokazać baterie od aparatu. Na trybunach namiętne rozmowy o kontuzji Macieja Rybusa nie są niczym nadzwyczajnym, w końcu jest on filarem drużyny, podobnie jak Marcin Komorowski. Rybus to prawdziwa gwiazda – potwierdzi to każdy kibic.

Podczas ceremonii rozpoczęcia meczów odgrywany jest najpierw hymn Federacji Rosyjskiej, a potem Republiki Czeczenii... którego nikt nie śpiewa. Ci, którzy jeszcze przed chwilą dyskutowali o przymusowym odpoczynku Rybusa, teraz wyjaśniają: „To jest nowy hymn, nikt go nie zna i nikt nie chce się uczyć. Nasz prawdziwy hymn, który funkcjonował za czasów niepodległości, został zakazany. Jednak gdyby ktoś na stadionie zaintonował ten prawdziwy hymn, służby porządkowe wyniosłyby go na butach od razu na komisariat".

Po odegraniu hymnów stadionowy wodzirej zawsze wita z honorami prezydenta Ramzana Kadyrowa, który osobiście kibicuje drużynie, w końcu jest jej dyrektorem. I dyrektor jest zadowolony, bo Terek Grozny radzi sobie w rosyjskiej lidze całkiem nieźle. Tak jak na pierwszy rzut oka cała Czeczenia. Ale czy na pewno?

Widzisz, Grozny jest trochę jak jabłko, które z zewnątrz ma piękny kolor i ładnie, świeżo wygląda, ale jak je przekroisz na pół, okazuje się być zgniłe – tłumaczy Timur. Większość budynków mieszkalnych jest tylko prowizorycznie odnowiona. Poza tym życie tu wygląda jak w Rosji w latach 90.: haracze, okupy, łapówki czy nepotyzm są smutną codziennością. Co więcej, to ostatnie jest jakby wpisane w tutejszą kulturę. Społeczeństwo czeczeńskie podzielone jest na tejpy, czyli klany, a klan to najważniejszy aspekt życia każdego Czeczena. Ludzie, którymi powinieneś się tu otaczać i którym możesz ufać, to członkowie twojego rodu. Więc to logiczne i naturalne, że jeśli osiągasz jakieś stanowisko, pociągasz za sobą rodzinę. A poza tym w Czeczenii jest ogromne bezrobocie. Ramzan Kadyrow się bogaci, podobnie jak cały jego klan, ale duża część społeczeństwa pragnie tylko stąd uciec.

Prawo panujące w Czeczenii to połączenie zasad islamu z miejscowymi tradycjami. W islamie wszystko, co szkodzi zdrowiu, jest zabronione, więc alkohol, jako trucizna, też. W Groznym jest tylko jeden sklep monopolowy otwarty dwie godziny w ciągu dnia. Z tym że prawo nie zabrania picia alkoholu, po prostu nigdzie, poza tym jednym sklepem, nie można nim handlować. W sobotę jest bardzo ciężko tam spotkać młodych ludzi. Wielu z nich wyjeżdża do sąsiednich republik, żeby poimprezować. Nie chodzi tylko o brak alkoholu, w Czeczenii nie ma też żadnych klubów nocnych. – Do tego dotykanie obcej dziewczyny grozi tym, że jej rodzina zrobi ci porządną krzywdę, nawet jeśli tylko ją obejmiesz, nie mówiąc już o wspólnym tańcu – mówi Timur. – A jeśli ktoś zobaczy cię pijanego w sztok, jest to hańba dla całego rodu i istnieje prawdopodobieństwo, że twój klan się ciebie wyrzeknie. I na koniec, w Czeczenii bez pleców, jakie stanowi klan, nie masz czego szukać.

Energetyki

Dlatego młodzież wyjeżdża na weekendy, bawi się „po europejsku", czyli pije na umór, uprawia przygodny seks itd., a potem wraca do Czeczenii i żyje zgodnie z tradycyjnymi obyczajami. – Ja wiem, że to obcym może wydawać się dziwne, ale wystarczy rozejrzeć się wokół. Tu jest o wiele bezpieczniej niż na Zachodzie, nie ma na przykład pijanych i bezdomnych na ulicach – przekonuje Timur.

To prawda, Grozny nie boryka się z problemami, których źródło tkwi w promilach. To nie oznacza jednak, że nikt tutaj w żaden sposób sobie nie urozmaica sobie rzeczywistości. Brak alkoholu w tygodniu rekompensują napoje energetyczne. Ale i to nie potrwa długo. W wiadomościach dwujęzycznej (rosyjsko-czeczeńskiej) telewizji Grozny TV podano niedawno informacje o pracach nad prezydenckim projektem zakazu sprzedaży energetyków w całej republice. A że w czeczeńskim parlamencie opozycji brak, to oznacza, że decyzja właściwie już zapadła.

Tak jak zapadła decyzja o blokadzie na terenie republiki portali internetowych YouTube oraz Vkontakte (rosyjskiego odpowiednika portalu Facebook). Zablokowano je w proteście przeciw filmowi obrażającemu proroka Mahometa, który był na nich dostępny. Lecz mimo tych ograniczeń tutejsza młodzież nie różni się zbytnio od tej rosyjskiej. Tu też szpan ma duże znaczenie, np. najmodniejszy samochód w Czeczenii to łada priora. Isa – dumny posiadacz owej priory – obowiązkowo obniżył w swoim cacku zawieszenie, i to do granic możliwości, a tylny błotnik założył taki, by przykrywał połowę koła. Tak jak jest to tutaj przyjęte. Co prawda przy przejeżdżaniu przez progi zwalniające niemiłosiernie obciera teraz tył auta o beton, ale przynajmniej jest modnie i chłopcy z osiedla skubiący ziarna słonecznika i pijący energetyki patrzą na niego z uznaniem.

Ulice bez nazw

Nie ma co się dziwić, że w ledwo co kupionej mapie Groznego połowa nazw ulic jest nieaktualna. Nowych planów nigdzie nie ma. Miasto się zmienia, nie tylko nazwy ulic dawno już się zdezaktualizowały, podobnie jak ich przebieg. Na tym samym miejscu są za to cmentarze. Anton, Rosjanin spotkany na jednym z nich, wyjaśnia, skąd na nagrobkach tyle typowo rosyjskich nazwisk: – Przecież Grozny to było normalne, rosyjskie miasto. Przede wszystkim to my tu mieszkaliśmy po tym, jak Stalin stąd ich wszystkich wypędził. I dobrze zrobił! No jak ten cmentarz za ich czasów wygląda... Przecież to są, k..., barbarzyńcy! – żalił się Anton.

Czeczeni do ojczyzny wrócili za Chruszczowa, na początku mieszkali głównie w górskich wioskach, dopiero potem zaczęli się sprowadzać do miast. – Rozpadł się Związek Radziecki, to się zaczęły tylko wszystkie problemy. A jak przyszła wojna, to w ogóle wszyscy Rosjanie powyjeżdżali – opowiada Anton.

– Ale ty zostałeś? – spytałem, licząc, że usłyszę jego historię.

– No, prawie wszyscy – rzucił ze smutnym, szczerbatym uśmiechem, po czym zgarnął cały swój dobytek w postaci dwóch ostatnich papierosów oraz kilku orzechów i odszedł, nie pożegnawszy się.

Rustam wiózł mnie do wioski Characzoj. Ta górska osada, oddalona od stolicy o około 60 kilometrów, leży tuż przy granicy z Dagestanem. Prowadzi do niej kamienista, wąska droga biegnąca wzdłuż przepięknych pejzaży kaukaskich gór. – Widzisz, to nie jest takie proste, ta stara Czeczenia nie była wcale rajem – skomentował Rustam opowiedzianą przeze mnie historię taksówkarza-pułkownika. – Każdy z nas walczył i czuł ten sam ból, gdy widział, co się dzieje z jego ojczyzną. Kiedy powstała Republika Iczkerii, był to istny koszmar – nic tu nie funkcjonowało. Patologia goniła patologię.

Mnie się wydaje, że przy naszej mentalności pełna niepodległość nie jest najlepszym pomysłem – mówi Rustam. – Wiesz, kto ma w naszym społeczeństwie szacunek? Ten kto umie się bić, kto włada dobrze bronią, ten kto wcześniej dobrze jeździł na koniu, a teraz samochodem. Nie inteligencja, nie elokwencja. To są dobre dodatki, starszyzna to szanuje, ale same w sobie nie mają tu żadnej wartości. Zwróć uwagę na jedną rzecz: mistrzów świata w sportach walki czy olimpijczyków stąd pochodzących można by wymieniać do jutra. A czeczeńskiego noblisty możesz szukać i szukać, ja ci gwarantuję, że nie znajdziesz. A w oparciu o taką tkankę społeczną nie da się zbudować zdrowego organizmu państwowego. No i rywalizacja zamiast współpracy. Czeczen zawsze musi być pierwszy, jest takie powiedzenie u nas: „lepiej zginąć, niż być drugim". Właśnie dlatego prędzej nasze klany by się pozabijały między sobą o rozporządzanie złożami ropy naftowej, niż pozwoliłyby na to, żeby jeden tejp to kontrolował lub aby sprawiedliwie to podzielono. Więc ta nasza półniepodległość to może jest jakieś wyjście?

Czaty

Widzisz te maleńkie punkty rozstawione między szczytami co parę kilometrów? – zmienia temat Rustam. – To posterunki wojskowe pojedynczych żołnierzy rosyjskich. Wyobraź sobie, że oni tam żyją jak pierwotni ludzie, bez niczego. Nie wiem, czy wojsko rosyjskie po prostu o nich zapomniało, a oni dalej tam siedzą, bo nie dostali rozkazu opuszczenia stanowisk. Słyszałem, że takiego jednego to się naszym aż żal zrobiło i ludzie z wioski go dokarmiali.

– Czeczeni Rosjanina?! Wojskowego? – pytam z niedowierzaniem.

– A co on, winny? To są biedne chłopaki, poprzywozili ich z jakichś wiosek na Syberii i siedzą tu w neandertalskich warunkach – słyszę w odpowiedzi.

Autor jest studentem Uniwersytetu Warszawskiego, nałogowo podróżuje po Białorusi, Ukrainie i Rosji. Publikował m.in. w „Nowej Europie Wschodniej" i w wydawnictwach Ośrodka Studiów Wschodnich

W dziesięć lat po zaprzestaniu przez Rosję regularnych działań wojennych w Czeczenii normalizacja postępuje, boom budowlany trwa. I tylko, nie wiedzieć czemu, ludzie nadal dźwigają swój smutek.

Nad głowami zwiedzających wisi ważący, bagatela, półtorej tony kryształowy żyrandol: do pozłocenia zużyto 20 kilogramów złota najwyższej próby. To cudo zostało przywiezione do Groznego z Iranu i jest jednym z głównych eksponatów Muzeum Achmata Kadyrowa, pierwszego prezydenta Republiki Czeczenii. Można w nim również podziwiać meble z gabinetu wodza (traktowane niczym relikwie), przedmioty osobiste oraz plansze z fotografiami składającymi się na jego biografię.

Kadyrow, niegdyś duchowy przywódca Czeczenów, walczył wraz ze swoim klanem o niepodległość republiki, ale w następstwie wewnętrznego konfliktu z wahhabitami podczas drugiej wojny czeczeńskiej opowiedział się po stronie rosyjskiej. Separatyści ogłosili cały klan Kadyrowów zdrajcami, a Szamil Basajew wyznaczył za jego głowę nagrodę w wysokości 100 milionów dolarów. Jednak dzięki poparciu Władimira Putina Achmat Kadyrow został w 2003 roku prezydentem Republiki Czeczenii. Zginął w zamachu 9 maja 2004 roku podczas obchodów dnia zwycięstwa na stadionie Dynama Grozny. Do ataku na prezydenta i jego świtę przyznał się Szamil Basajew.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy