Dwie córki: Van (Vanessa) i Bobo (Alexandra), która po latach opisuje nam swoje dzieciństwo w Afryce. W norze, przy bramie na farmę, mieszka wąż, a w buszu wokół grasują uzbrojeni terroryści, przenikający do Rodezji z Mozambiku. Istotą opowieści jest pokazanie świata ciężko pracujących białych farmerów, od pokoleń związanych z Afryką, oraz świata czarnoskórych Afrykańczyków, które istnieją obok siebie, nie przenikają się. Funkcjonują na warunkach stworzonych przez kolonizatorów. Zupełnie brak tu koegzystencji, znanej nam z najsłynniejszej książki Karen Blixen. Dlatego ciekawie zaczyna się robić, kiedy Rodezja uzyskuje niepodległość i staje się Zimbabwe. „Wojna jest przegrana" – stwierdza Bobo i przeżywa prawdziwy szok, gdy do jej „białej szkoły" przybywa pierwszy czarnoskóry uczeń. W proteście przeciw nowym rządom mama zamyka małą lecznicę, którą prowadziła na farmie dla miejscowej ludności, by odtąd leczyło ich socjalistyczne państwo Roberta Mugabe. W końcu Fullerowie pakują manatki i przenoszą się do sąsiedniego Malawi, a jeszcze później do Zambii.
A dzieci mają swoje dzieciństwo. Pełne konnej jazdy, zabaw z niezliczonymi psami, obżerania się słodyczami i pikników na plaży Cape Maclean, połączonych z paleniem i piciem piwa, bo rodzice są liberalni i obie siostry już przed uzyskaniem pełnoletniości doświadczają uroku używek. Atakująca kobra rozwalona w spiżarce przez mamę z uzi, błoto, pchły i kleszcze, szczury i węże, smród lwa, zapach dymu, owsianki i krowiego łajna. Pełne niezwykłej intensywności wonie Czarnego Lądu, czujemy je. Są też rodzinne tragedie: śmierć małego braciszka, a potem siostrzyczki, depresja i alkoholizm mamy, w końcu zamkniętej na leczenie w afrykańskim wariatkowie. Życie toczy się dalej, a Fullerowie nie schodzą na psy. Książka ilustrowana jest zdjęciami z ich rodzinnego albumu.
„Jestem Afrykanką z przypadku, nie z urodzenia. Choć więc dusza, serce i umysł są afrykańskie, zdecydowanie biała skóra wyraźnie nie jest" – pisze Alexandra Fuller. Jej książka nie jest wyznaniem win białego człowieka, nie jest też wyrazem białej wyższości nad rdzennymi mieszkańcami Afryki. Choć dotyka problemu rasizmu i opisuje go, nie jest publicystycznym ani politycznym głosem w debacie. To wciągająca opowieść o dzieciństwie. Takim, jakie było.
Alexandra Fuller, „Dziś w nocy nie schodźmy na psy. Afrykańskie dzieciństwo", Czarne, Wołowiec 2013.