Jest to książka, do której po wielekroć się wraca. Pisali o niej, zawsze z podziwem: Józef Czapski, Józef Łobodowski, Maciej Urbanowski, Kazimierz Wierzyński, Marek Zagańczyk, Maria Danilewicz-Zielińska, Jan Zieliński, Roman Zimand. Od paru lat ukazują się w Bibliotece Więzi kolejne niewielkie tomy przynosząc rozproszone po czasopismach dzienniki podróży, eseje i opowiadania. Zostało też wiele jego listów, choć gdzieś zanotował, że nie lubi ich pisać. Dwustronna korespondencja z Jerzym Giedroyciem z lat 1946–1961 zajęła w wydaniu Czytelnika 728 stron. Ostatnio ukazały się (Biblioteka Więzi) „Listy do Aleksandra Bobkowskiego 1940–1961". Liczący 165 stron tomik zawiera 17 listów, duży wstęp i bardzo obszerne przypisy pióra Joanny Podolskiej.
Wstęp przedstawia sylwetkę adresata, stryja autora, a zarazem środowisko rodzinne obu. Dziadek pisarza Mikołaj po jakimś konflikcie szkolnym uciekł z domu i zaczął pracę praktykanta na kolei Warszawa – Piotrków. W przeddzień powstania styczniowego wziął udział w napaści na wagon z bagażami, końmi i kasą rosyjskiego generała. Po tym wyczynie musiał zbiec do Krakowa. Jego ojciec, mimo braku kontaktu z synem, został zesłany na Syberię. Mikołaja wraz z innymi uciekinierami z Kongresówki zatrzymali Austriacy proponując im wybór: wydanie Rosjanom (a więc szubienica) albo wstąpienie do armii meksykańskiej Maksymiliana. Po trzech latach niedobitki armii Maksymiliana wróciły do Europy. Mikołaj dostał miesięczny żołd, prawo do obywatelstwa austriackiego i bilet do wybranej miejscowości. Wybrał Kraków i podjął pracę na kolei. Został maszynistą na trasie Kraków – Lwów. Ojciec jego żony był także kolejarzem. Najstarszy z ich pięciorga dzieci był doktorem praw, drugi syn, Henryk, ojciec pisarza (ur. 1879) został zawodowym oficerem armii austriackiej, wykładowcą Akademii Wojskowej w Wiener-Neustad. Najmłodszy brat – rzeczony Aleksander, po dwóch latach Politechniki Lwowskiej dokończył studia w Wiedniu. Specjalizował się w kolejnictwie. Obaj bracia od roku 1918 służyli w wojsku polskim. Aleksander był szefem Wydziału Komunikacji Sztabu Generalnego. Henryk w roku 1928 został przeniesiony w stan spoczynku w randze generała brygady. Aleksander, pułkownik, w roku 1930 przeszedł do służby cywilnej, zostając dyrektorem Polskich Kolei Państwowych w Krakowie. „Pracowników staram się zamienić na kupców sprzedających transport kolejowy, dbałych o piękno i czystość obiektów im powierzonych. Do tego zadowolony pracownik kolejowy". W styczniu roku 1934 objął funkcję wiceministra komunikacji. Dbał, by powstawały nowe linie kolejowe: Kraków – Zakopane, Kraków – Miechów, Kraków – Myślenice – Mszana Dolna. Otwierał nowe, szybsze połączenia, wprowadzał luxtorpedy i miejsca sypialne w trzeciej klasie, rozbudował przestarzałe dworce kolejowe. PKP stały się synonimem niezawodności i punktualności, a zawód kolejarza uzyskał wysoki status społeczny. Był też inicjatorem budowy kolejki na Kasprowy Wierch, przyczyniając się do demokratyzacji turystyki i narciarstwa, co zresztą budziło też protesty.
Poślubił córkę prezydenta Mościckiego. 17 września 1939 roku przekroczył z rządem i prezydentem granicę rumuńską. Pozostał tam do grudnia. Potem z Mościckimi dotarł do Genewy. Pułkownik B. zgłosił swą kandydaturę do powstającego Wojska Polskiego, ale ludzie Sikorskiego odrzucili go jako człowieka sanacji, mimo że akurat jego działalność stanowiła jasną kartę ówczesnych władz.
W czasie wojny w Szwajcarii prowadził sklepik spożywczy, żyjąc z żoną w jednym pokoiku. Wreszcie został doradcą szwajcarskiego klubu turystycznego.
Ze względu na to pokrewieństwo odrzucono zgłoszenie do wojska samego również pisarza, o czym wspomina z goryczą w pierwszym zachowanym liście do stryja pisanym w styczniu roku 1940 z Paryża. Dla utrzymania żony i siebie założył tam poprzedniej jesieni pralnię dla uchodźców pod firmą „Monsieur Sans-Gene, Chlorcio i S-ka", w której sam wykonywał wszystkie prace udając, że jest jedynie właścicielem. W mroźnym styczniu 1940 roku nabawił się reumatyzmu. Tłumacząc się chorobą praczki musiał zrezygnować z tej działalności.