Reklama

Upragniona lekkość bytu

Być może ktoś jeszcze pamięta ten plakat. Z czarnego tła wyłaniały się trzy słowa... „moc, przygoda, tajemnica". Poniżej napisano mniejszymi literami: „potrójna moc wybielania", „usługi non stop w całym kraju" i „robimy to dla Ciebie – gratis".

Publikacja: 15.02.2014 10:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Co miała promować ta ilustracja zamieszczona w 1996 roku w jednym z pierwszych numerów kwartalnika „Fronda"? Dopiero uważniej przyjrzawszy się, można było dostrzec w mroku zarysy... konfesjonału. Towarzyszył mu jeszcze jeden napis: „pełna gwarancja – pełna dyskrecja", najlepiej chyba charakteryzujący reklamowaną usługę.

Z rozbawieniem słuchałem ostatnio, jak nierozumiejący Kościoła i istoty spowiedzi świętej komentatorzy polityczni pokrzykiwali gniewnie, że czas już, żeby papież Franciszek coś zrobił z tą tajemnicą spowiedzi, bo to tylko pretekst do ukrywania pedofilii. „Kościół powinien się podporządkować prawu powszechnemu" – gardłował jeden z najbardziej zajadłych publicystów starszego pokolenia w audycji radiowej. Nieświadomy być może, że akurat w tej sprawie polskie prawo powszechne akceptuje zasady Kościoła katolickiego. Kodeks cywilny zezwala spowiednikowi na odmowę zeznań na temat tego, co usłyszał w konfesjonale, a kodeks postępowania karnego mówi, że w żadnym wypadku nie wolno przesłuchać „duchownego co do faktów, o których dowiedział się przy spowiedzi" – i jest to, obok tajemnicy adwokackiej, jeden z dwóch nienaruszalnych wyjątków w tej kwestii. Są jeszcze inne tajemnice zawodowe, jak choćby lekarska, ale w tamtych przypadkach sąd może zwolnić zeznającego z zachowania sekretu.

Podejrzewam, że dla większości katolików, tak jak dla mnie, spowiedź to pewna życiowa uciążliwość. Nawet jeśli wierzy się głęboko, że ksiądz siedzący w konfesjonale spowiada nas w imieniu Pana Jezusa, nie jest łatwo opowiadać mu o swoich winach, wysłuchiwać w pokorze pouczeń i zaleceń. Przecież – jak myśli wielu z nas – to tylko człowiek, któremu mówimy o sprawach najbardziej osobistych, o tym, o czym czasem nie usłyszy nigdy nikt inny, o grzechach niekoniecznie tak przerażających, jak pedofilia, ale czasem po prostu o wstydliwych drobiazgach. Rozmowa na tak prywatne, intymne wręcz tematy z kimś obcym ma sens tylko pod dwoma warunkami: po pierwsze, gdy mamy pewność, że jej treść nie zostanie nigdy ujawniona, po drugie, gdy wierzymy w to, że ów obcy naprawdę na moc odpuszczania grzechów.

Rozumiem, że nawołujący do likwidacji (bądź ograniczenia) tajemnicy spowiedzi komentatorzy może nie odwiedzają konfesjonału, może nie rozumieją duchowego znaczenia sakramentu pokuty i pojednania. A niemal na pewno nie są w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że księża gotowi byli ponieść śmierć, byle tylko nie zdradzić tajemnic ludzi, których spowiadali.

Spójrzmy zatem na spowiedź z zewnątrz, z czysto praktycznej perspektywy niewierzących. Na poziomie trywialnej logiki, dostępnej dla wszystkich zainteresowanych. Jakie byłyby praktyczne skutki, gdyby Kościół w wyjątkowych przypadkach – gdy w grę wchodzą najobrzydliwsze zbrodnie, morderstwo, pedofilia, a może coś jeszcze (na przykład homofobia...) – nakazywał duchownym zdjęcie owej „pieczęci sakramentalnej" i zawiadomienie policji? Otóż najpewniej większość sprawców owych zbrodni, wiedząc, jak się to dla nich skończy w wymiarze doczesnym, przestałaby chodzić do spowiedzi, zostawiając sakrament pokuty na później. A więc i tak nie doszłoby do ujawnienia popełnionych przez nich przestępstw organom ścigania.

Reklama
Reklama

Są natomiast poważne argumenty za tajemnicą spowiedzi, i to nie tylko natury duchowej, ale także dotyczące świeckiej, pozakościelnej rzeczywistości. Jeśli bowiem grzech jest równocześnie przestępstwem, spowiednik powinien zachęcać grzesznika, aby wyznał winę odpowiednim organom. A gdy w grę wchodzi zbrodnia, duchowny może nawet odmówić rozgrzeszenia, jeśli penitent (czyli przystępujący do spowiedzi) odmówi zgłoszenia się na policję. Choć oczywiście sprawca zbrodni nie musi posłuchać księdza, a ksiądz nie ma prawa wtedy uczynić nic więcej poza odmową rozgrzeszenia.

Czy komentatorzy, którzy tak protestują dziś przeciw tajemnicy konfesjonału, nie zdają sobie z tego sprawy? Ależ oczywiście, że zdają sobie sprawę. W rzeczywistości jednak wcale nie chodzi im o to, że za spowiedzią świętą kryją się pedofile i mordercy, ale irytuje ich sama instytucja „pieczęci sakramentalnej". Drażni ich, że Kościół ma swoje zasady i swoje tajemnice. Spowiedź święta jest dla nich czymś niemal równie potwornym jak Opus Dei – niby wiadomo, co tam się dzieje, ale boli pewna dyskrecja, boli, że nie zawsze funkcjonariusze państwa mogą wszystko podsłuchać, ocenić i zatwierdzić. Że coś dzieje się poza kontrolą.

Pedofile to tylko pretekst, aby uderzyć w samą instytucję spowiedzi. Może przyczyną tej niechęci jest jakaś zazdrość, że katolicy mają tę tajemniczą średniowieczną maszynę z drewnianą kratką, która gwarantuje „potrójną moc wybielania", do której idzie się często z wielkim ciężarem, ale wraca z poczuciem lekkości bytu? Lekkości nie tylko znośnej, ale wręcz upragnionej. Choć niestety w niektórych sytuacjach niemożliwej do osiągnięcia.

Co miała promować ta ilustracja zamieszczona w 1996 roku w jednym z pierwszych numerów kwartalnika „Fronda"? Dopiero uważniej przyjrzawszy się, można było dostrzec w mroku zarysy... konfesjonału. Towarzyszył mu jeszcze jeden napis: „pełna gwarancja – pełna dyskrecja", najlepiej chyba charakteryzujący reklamowaną usługę.

Z rozbawieniem słuchałem ostatnio, jak nierozumiejący Kościoła i istoty spowiedzi świętej komentatorzy polityczni pokrzykiwali gniewnie, że czas już, żeby papież Franciszek coś zrobił z tą tajemnicą spowiedzi, bo to tylko pretekst do ukrywania pedofilii. „Kościół powinien się podporządkować prawu powszechnemu" – gardłował jeden z najbardziej zajadłych publicystów starszego pokolenia w audycji radiowej. Nieświadomy być może, że akurat w tej sprawie polskie prawo powszechne akceptuje zasady Kościoła katolickiego. Kodeks cywilny zezwala spowiednikowi na odmowę zeznań na temat tego, co usłyszał w konfesjonale, a kodeks postępowania karnego mówi, że w żadnym wypadku nie wolno przesłuchać „duchownego co do faktów, o których dowiedział się przy spowiedzi" – i jest to, obok tajemnicy adwokackiej, jeden z dwóch nienaruszalnych wyjątków w tej kwestii. Są jeszcze inne tajemnice zawodowe, jak choćby lekarska, ale w tamtych przypadkach sąd może zwolnić zeznającego z zachowania sekretu.

Reklama
Plus Minus
Pobyć z czyimś doświadczeniem. Paweł Rodak, gość „Plusa Minusa”, poleca
Plus Minus
Dorota Waśko-Czopnik: Od doktora Google’a do doktora AI
Plus Minus
Szkocki tytuł lordowski do kupienia za kilkadziesiąt funtów
Plus Minus
Białkowe szaleństwo. Jak moda na proteiny zawładnęła naszym menu
Plus Minus
„Cesarzowa Piotra” Kristiny Sabaliauskaitė. Bitwa o ciało carycy
Reklama
Reklama