Polacy w świecie niegrzeczności

Ludzie źle reagują na zwrócenie uwagi. Uważają, że została naruszona ich godność, niezależność. Uprzejmość jest postrzegana jako słabość.

Publikacja: 07.03.2014 10:15

Polacy w świecie niegrzeczności

Foto: Plus Minus, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Pani profesor, czyli teraz savoir-vivre'em zajmują się naukowcy, nie elity?



Małgorzata Marcjanik, językoznawca:

Wzory grzeczności zawsze tworzyły elity, wytwarzając je w obrębie własnego środowiska. Synów i córki z dobrych domów wysyłano na dwory, by tam nabrali ogłady. Tak się działo do połowy XIX wieku. Potem zaczęły powstawać kodeksy, podręczniki. Ze szczególną siłą i entuzjazmem zabrano się do tego po pierwszej wojnie światowej. To był okres zachwytu i nadziei. Już w 1919 roku powstał kodeks honorowy Boziewicza, który zdefiniował pojęcie człowieka honoru. Napisano liczne poradniki dobrego wychowania, które były potrzebne w sytuacji zmian społecznych – poginęli mężczyźni, wiele kobiet poszło do pracy, przestały istnieć domy otwarte. Po drugiej wojnie wszystko stanęło na głowie: nastąpiło rozerwanie więzi rodzinnych, młodzi ludzie ze wsi poszli do miasta „za pracą", pobudowano blokowiska, przedszkola, żłobki. Młodzi ludzie zaczęli się wstydzić tego, że pochodzą ze wsi, odcięto ich od korzeni. Potrzeba skodyfikowania zachowań grzecznościowych była przemożna. Proszę zauważyć, że jeszcze przed drugą wojną kobieta nie mogła zawrzeć znajomości z mężczyzną w miejscu publicznym....



Nie mówiąc o portalach randkowych...



.... i matrymonialnych, które dziś są popularną formą szukania partnera. Mój kolega po rozwodzie poszukuje teraz partnerki czy żony przez internet. Dla mnie to wciąż egzotyczne, ale na dobrą sprawę jest to forma jak każda inna. Po wojnie zatem trzeba było obyczaje zmienić. Janina Ipohorska z „Przekroju" te formy kodyfikowała. Swoją rubrykę nazwała „Demokratyczny savoir-vivre", ale słowo „demokratyczny" było tylko przykrywką dla cenzury, żeby nie zarzucono jej przypadkiem propagowania „wrogich ideowo" imperialistycznych obyczajów. Prawdziwa demokratyzacja obyczaju nastąpiła dopiero po 1989 roku. Dopiero po tym przełomie savoir-vivre stał się przedmiotem badań naukowych.

Dlaczego właśnie wtedy?

Zmieniono w Polsce system polityczny na demokratyczny. Ale, niestety, przez demokrację młodzi ludzie rozumieją równość. A więc brak autorytetów. Dam przykład z polityki: Andrzej Lepper rzucił na początku XXI w. hasło „Balcerowicz musi odejść". On, bez wykształcenia, był przekonany, że na ekonomii zna się lepiej niż profesor ekonomii, laureat wielu nagród. I taki typ myślenia panuje obecnie. Każdy na wszystkim się zna i może zabrać głos w każdej sprawie. Studenci skracają dystans w stosunku do wykładowców, a środowisko akademickie jest przecież szczególnie zhierarchizowane – tu stosuje się formy. Do profesora trzeba się zwrócić „panie profesorze", „panie doktorze", „ panie dziekanie". Studenci ten dystans skracają nieświadomie. Piszą do mnie w e-mailu: „Droga Pani Profesor" albo „Pani Małgorzato". To ma być przejaw demokratyzacji.

Reaguje pani na to?

Odpisuję tak, jakbym tego nie zauważyła. Czasami w PS dodaję: „Jest pani przed egzaminem z etykiety językowej, proszę sprawdzić, jakie pisze się nagłówki w e-mailach do osób wyżej usytuowanych".

Nie można po prostu zwrócić uwagi?

Polski obyczaj mówi: nie zwracaj uwagi, nie wywyższaj się. Nasza grzeczność jest grzecznością podwładnego. Staramy się tak zachowywać, żeby druga osoba była wywyższona. Polacy często dziękują – w sklepie, w urzędzie, z reguły nie mając poczucia, że wyrażają rzeczywistą wdzięczność. Amerykanie na przykład często przepraszają, co słychać na ulicy. Kiedy się potrącą, dotkną, przekroczą obszar czyjejś prywatności. Tam w publicznych miejscach często słychać „przepraszam". Polacy przepraszają niechętnie...

Pewna studentka socjologii powiedziała o pani „sztywniacha". Może studenci tak właśnie odczytują dobre wychowanie? Osoba grzeczna to osoba sztywna.

Nikt mi jeszcze o tym „pseudonimie" nie doniósł, ale rzeczywiście młode pokolenie uważa, że w relacjach powinien obowiązywać luz blues. Wynika to nie ze złej woli, tylko z tego, że inne są obyczaje pokoleniowe. Proszę zauważyć, że gdy my, dorośli, wychodzimy z restauracji, mówimy: „Dziękujemy, było pyszne, proszę to powiedzieć kucharzowi", młodzi wychodzą ze słowem „Dzięki" lub bez słowa. Robią to tak szybciutko, jakby klikali myszą. Dlatego osoby, które zwracają uwagę na maniery, podkreślają funkcje grzecznościowe, znaczenie słów, mogą być postrzegane jako sztywne.

Staram się mówić studentom – a prowadzę trzy przedmioty grzecznościowe – że warto być dobrze wychowanym, bo to ułatwia życie. Ludzie wolą mieć do czynienia z kimś dobrze wychowanym niż z gburem. Z kimś takim przyjemnie jest przebywać. Mamy pewność, że nas nie wykpi, nie zaatakuje. A potrzeba aprobaty jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Grzeczność służy jej wyrażeniu, zaspokojeniu tej potrzeby.

W rozmowach telefonicznych cudzoziemców jest dużo „otwarciowych" zwrotów konwencjonalnych – „How are you", „How are you doing", „Comment ça va". U nas jest tego mniej.

Wielu ludzi starszego pokolenia tak rozpoczyna rozmowę przez telefon – mnie osobiście to denerwuje. Wolałabym, żeby ktoś zaczął od celu rozmowy: „Dzwonię, żebyś mi pożyczyła 100 złotych". A potem dopiero: „Powiedz, co u was słychać".

Ma pani na myśli tych, którzy, dzwoniąc po długim milczeniu z konkretną sprawą, najpierw pół godziny gadają o niczym? Ale mnie chodzi bardziej o te zwroty, na które na ogół odpowiada się konwencjonalnie. Może to jest niepotrzebne?

Potrzebne. Pytania grzecznościowe mają na celu nawiązanie i ocieplenie kontaktu. Z osobami obcymi nawiązujemy przecież kontakt w pociągu czy w samolocie.

Teraz ludzie w pociągu milczą albo są okablowani słuchawkami.

Wypada zamienić parę słów z sąsiadem. Nawet jeśli to wypowiedź z pozoru nieistotna. Na przykład pociąg staje w polu. Wystarczy powiedzieć „No i znowu koleje nawaliły". I już jesteśmy sobie bliscy, bo oboje tak myślimy. Podobnie w metrze czy nawet w windzie. W Niemczech na przykład jest to zagadnięcie w metrze, pytanie o psa czy o dziecko, w Polsce zagaja się w windzie.

Właśnie – w windzie. „Dziękuję" jak dawniej, „do widzenia" czy w ogóle nic?

Moi studenci spoza Warszawy pytają, za co właściwie się dziękuje, wysiadając z windy, bo „u nas się mówi do widzenia". Wytworzył się taki zwyczaj – tak jak w przeszłości dziękowało się za wspólną podróż: „Było mi miło". W okresie międzywojennym zalecano, żeby pod koniec podróży wymienić się wizytówkami. „Dziękuję" jest pewnie echem tamtych manier. Ale to warszawski zwyczaj, jak mi mówią.

W biurowcu ludzie w windzie nie mówią nic.

W Pałacu Kultury, gdzie mam czasem zebrania, urzędnicy, ludzie z różnych pięter, podczas jazdy też milczą. Ja – jako osoba z zewnątrz – mówię „Do widzenia".

W swojej książce omawia pani różne rodzaje zachowań. Które najbardziej panią rażą u studentów?

Obserwuję na przykład zmianę gestów powitania. Teraz coraz częściej podaje się rękę – to stało się gestem biznesowym. Jest takie oczekiwanie partnerów biznesowych. Podawanie ręki powinna inicjować osoba wyżej postawiona, wyciągając ją do tej, która usytuowana jest niżej. Tymczasem widzę, jak młodzi ludzie wyciągają rękę na przykład do dziekana. Oczywiście nie tylko studenci, ale i pracownicy, na przykład wicedyrektor, o niższej funkcji. Dziekan, człowiek o dużej kulturze osobistej, zgrzyta pewnie na to zębami, ale uśmiecha się uprzejmie. Albo rażąca intonacja: roszczeniowa. Zbyt głośne mówienie, hałaśliwe zachowania językowe. Jeszcze co innego: odgrywanie osoby niezależnej, czemu towarzyszy odpowiednia intonacja. „No i co ja mam przygotować na następne zajęcia?". Kiedyś mówiło się w Warszawie: ona mówi tak, jakby mi chciała w mordę dać. To jest właśnie taka intonacja. Nieraz zwracam na to uwagę, szczególnie studentkom.

Arogancki ton?

Który często służy pokryciu nieśmiałości. Studentkom mówię, że taka intonacja nie wróży dobrze w pracy zawodowej. Z taką intonacją nic się nie uzyska. I one często na to – wie pani, już ktoś mi coś takiego mówił. Ale takie rzeczy często wynosi się z domu. Jeśli ktoś nie nauczył dziecka, żeby mówiło spokojnym głosem, nie krzyczało, to potem trudno tego oduczyć. Dla dziecka dom to jeden jedyny świat, te następne światy do niego dostosowuje.

Jest pani w stanie rozpoznać środowisko, z jakiego student się wywodzi?

Tak, po latach praktyki dydaktycznej. Kiedy przychodzi do mnie, patrzę na jego mowę ciała, na to, jak nawiązuje kontakt wzrokowy, jak się wita czy schyla głowę, czy się uśmiecha, czy patrzy w bok. Mogę poznać, czy ktoś się przyłożył do jego wychowania w domu.

Da się jeszcze coś naprawić?

Niewiele – powiem pesymistycznie. Ale oczywiście, jeśli ktoś ma świadomość, że czegoś mu brakuje, może nad tym popracować, czytając poradniki, ucząc się. Tylko że wiele osób nie widzi w tym problemu. Ale my widzimy, że takie osoby są nieskuteczne komunikacyjnie, nieakceptowane. One same tego nie widzą – pozostają w swoim świecie niegrzeczności.

Czego się młodzież uczy z telewizji?

Grzeczność nie jest telegeniczna, jak powiedział Adam Krzemiński. Podpisuję się pod tym. Widać to w rozmowach dziennikarzy z politykami; gdyby byli uprzejmi i rozmawiali, używając argumentów, nie przemocy słownej, to byłoby to mało interesujące. Więc dziennikarze wywołują na wizji walkę, bo w ich przekonaniu to się odbiorcom podoba.

Dlatego, kiedy Magda Gessler krzyczy na ludzi i klnie, oglądalność rośnie.

Media założyły, że nas, odbiorców, interesują takie aspekty życia, jak kłótliwość, przekleństwa, agresja, również prywatność i intymność. W wywiadzie dziennikarz pyta na przykład Katarzynę Grocholę: „Kiedy brała pani udział w »Tańcu z gwiazdami«, była pani najstarszą uczestniczką tego programu. Co pani na to?".

W „Wysokich Obcasach" w wywiadzie z Moniką Strzępką co chwila padają słowa k... ch.., p... Redakcja uznała, że skoro ona tak mówi, to należy te słowa zostawić.

Wulgaryzmy się szerzą. Zachodzi proces, który my, językoznawcy, nazywamy procesem dewulgaryzacji. Wyrazy wulgarne są odczuwane dzisiaj jako mniej wulgarne. I otrzymują swoje zamienniki, które przestają być odczuwane jako niestosowne. „Kurczę, kurde" są już w wielu sytuacjach akceptowane. Jeszcze parę lat temu, gdy student tak powiedział, zwracało mu się uwagę. Dziś już nie. Ale warto zauważyć, że bez wulgaryzmów wiele internetowych dowcipów nie miałoby sensu. Zostałyby pozbawione ładunku emocji. A z tego właśnie ludzie się zaśmiewają.

Czytałam artykuł porównujący tabloidy polskie i czeskie, a więc bliskie nam. Czesi wszystko wykropkowują, Polacy nie.

Przekleństwa zawsze istniały.

Oczywiście, są nawet słowniki przekleństw, wulgaryzmów. Tyle tylko, że trzeba wiedzieć, gdzie i kiedy można je zastosować.

To jednak można?

Można w środowisku bliskich sobie osób – tam,  gdzie wulgaryzmy są zwyczajowo używane. Tam natomiast, gdzie nie są, mogą narazić kogoś na dyskomfort.

Mnie to krępuje. Takich słów nie używano u mnie w domu ani w domu mego męża. Ale „cholera" – mówię. A pani mówi „cholera"?

Nie mówię. Tylko czasem, gdy jestem zła, zdenerwowana, mówię podniesionym głosem i szybko z siebie wyrzucam złość. Ale muszę panią zmartwić – takie osoby, jak my, już wychodzą z użycia... Młodzi ludzie używają wulgaryzmów w każdej sytuacji. Moja córka studentka używa takich słów, kiedy chce osiągnąć efekt ekspresji albo gdy cytuje, opisuje sytuację. Na początku zwracałam jej uwagę, ale doszłam do wniosku, że nie mogę doprowadzać jej do sztucznego sposobu mówienia. Niech mówi, jak mówi, ale powinna wiedzieć, w jakiej sytuacji można to zastosować.

A gest środkowego palca? To jakiś import?

To przyszło do nas z Ameryki. Język ciała znany jest w różnych kulturach. Są gesty uniwersalne, ale i takie, które należą do określonego kręgu kulturowego. W Wielkiej Brytanii znak zwycięstwa V może być pokazany tylko z dłonią na zewnątrz. Od strony wnętrza dłoni do siebie jest odczytywany jako wulgarny. Gest zaokrąglonych palców nie wszędzie jest odbierany jako pozytywny. Podniesiony kciuk w Australii na przykład traktowany jest jako nieprzyzwoity.

Pokazanie języka w krajach arabskich jest obraźliwe.

Dla mnie to jest gest niekulturalny. Nauczono mnie tego w domu. Ale słynne zdjęcie Kisiela z wywalonym językiem czy zdjęcie Micka Jaggera – jak widać – oswoiły taką pozę.

Ale może to jest taki gest żartobliwy, dziecinny?

Człowiek jest dorosły i nie powinien zachowywać się infantylnie. Pokazywanie języka nie mieści się w naszej kulturze. W ogóle pokazywanie jamy ustnej. Zbyt szeroki uśmiech dawniej także był odbierany jako niewłaściwy. W okresie międzywojennym nawet lizanie loda na ulicy uchodziło za nieeleganckie. Moja mama, wychowana w okresie międzywojennym, kazała mi lody przynosić do domu i zjeść łyżeczką. Zazdrościłam koleżankom, które mogły iść z lodami po ulicy.

Czasy się zmieniają, rygory łagodnieją.

To jest właśnie pułapka grzeczności. Dobrze wychowany człowiek nie zwraca innemu uwagi. Mówi się wtedy, że poucza. A nikt nie chce być nauczycielem, jakkolwiek pożyteczny byłby ten zawód. Zwracając uwagę w miejscach publicznych, można się spotkać co najmniej ze zdumieniem. Jechałam autobusem z panią, która przez cały czas jazdy rozmawiała bardzo głośno przez telefon na tematy zawodowe, z pretensjami do jakiegoś podwykonawcy, który czegoś nie dostarczył na czas. Kiedy wysiadłyśmy na tym samym przystanku, odważyłam się i powiedziałam grzecznie: „Bardzo przepraszam, ale pani rozmowa bardzo nam wszystkim przeszkadzała". Była zdumiona: – „Przecież wszyscy tak robią!".

Zwróciłam uwagę facetowi w supermarkecie, którego dziecko siedziało w wózku na zakupy, opierając buty tam, gdzie ludzie kładą rzeczy spożywcze. Zostałam zbluzgana.

Ludzie źle reagują na zwrócenie uwagi. Uważają, że została naruszona ich godność, niezależność. Jest stawiany opór, nie ma refleksji. Grzeczność jest, niestety, postrzegana jako słabość. Ale nie należy się zniechęcać – są ludzie, którzy cenią te wartości. Klasę zawsze warto pokazać, nawet wtedy, gdy ktoś nieodpowiednio zareaguje.

Czy takie zachowania ujawniają się na styku środowisk? Gdy jesteśmy we własnym kręgu, znamy mniej więcej jego reguły.

Niekoniecznie. W tym samym jest nawet więcej problemów. Tej pani z autobusu nigdy nie spotkam, mogę jej zachowanie zignorować. Ale kiedy mam podwładnego czy kolegę, który nie przywiązuje wagi do podstawowych zasad wychowania, to boli. My coś dajemy, ale dostajemy po łapach. Przekonałam się, że zwracanie uwagi ma efekt krótkotrwały. Jest czasem „przepraszam", ale za chwilę wszystko wraca do normy. Zresztą rozmowy przez komórkę w środkach transportu to już norma. W wagonach bez przedziałów połowa pasażerów gada przez cały czas podróży.

W Niemczech są wagony ciche.

Może i my dorośniemy do takich doświadczonych demokracji.

A co ze słynnym, już anegdotycznym „Witam" w e-mailach? Potępienie tego słowa przez Michała Rusinka chyba zwyczaju nie zmieniło.

Do osób wyżej usytuowanych nie wypada zwrócić się przez „Witam". Trzeba być ostrożnym, ale to słowo nie jest przecież zakazane.

Dzień dobry jest lepsze?

Trochę lepsze, bo „witam" w swojej strukturze znaczeniowej zawiera relację wyższości nadawcy nad odbiorcą. Historycznie król witał senatorów, gospodarz witał gości, w mediach dziennikarz wita słuchaczy. Dobrze, bo to jego goście. E-maile są stosunkowo nowym środkiem komunikacji, dopiero kształtują się jako gatunek. Rozpoczynają się formą typową dla kontaktu face to face: „dzień dobry", „cześć", „witam". Ale końcowa ich część odpowiada już formie pisanej: „Z wyrazami poważania", „Pozdrawiam", „Buziaczki". Początki są więc z rozmowy, zakończenia z listów. Taka hybryda pewnie długo się nie utrzyma w języku, tak myślę. Coś musi się zmienić.

Ale co? Powrót do formy „Szanowny panie"? Gdy w pierwszym e-mailu napisałam do pani „Dzień dobry pani profesor", w odpowiedzi dostałam „Szanowna pani". Mnie „szanowny" wydaje się jednak anachroniczny.

Jest nieco anachroniczny, ale nie ma innej formy. Pytam studentów, jak oni tego „szanownego" traktują. Czy uważają, że to eksponat muzealny? A oni o dziwo mówią: wcale nie, są osoby, do których nie można się zwrócić inaczej. Do prezydenta pisze się nawet „Wielce Szanowny Panie Prezydencie". „Łaskawy pan" wyszedł z użycia, ale „szanowny" na razie się trzyma. Powiedzieć „Panie prezydencie" to przecież za mało. Nawet u lekarza rozpoczynamy wypowiedź od „pani doktor, panie doktorze". Gdybyśmy zaczęli wypowiedź od „proszę pani", to byłoby to mało skuteczne, niekompetentne. Tak można powiedzieć do sąsiadki.

Tytulatura wciąż obowiązuje?

W niektórych środowiskach tak: medycznym, prawniczym, akademickim, w służbach mundurowych, w Kościele. Problem jest z Kościołem. Ateiści, agnostycy chcą się do księży zwracać per „pan". Mam kontakt z księżmi, ponieważ piszę o tytulaturze. Wiem, że oni „Dzień dobry" zamiast „Szczęść Boże" i „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus" przyjmują jako rzecz naturalną. Natomiast „proszę pana" odczuwają jako niestosowność. Ale jest sporo zażartych ateistów. Jedna z moich studentek stwierdziła, że nigdy nie powiedziałaby „proszę księdza", bo ma inny światopogląd i właściwie dlaczego miałaby tak mówić...

Bo ksiądz jest księdzem, choćby dlatego.

Odpowiadam jej: „Może pani nie wierzyć w medycynę, leczyć się sama, ale do lekarza mówi pani »panie doktorze«". Czy z księdzem jest inaczej? Ale zażartość jest właściwa młodemu pokoleniu.

Młodym, póki nie pracują zawodowo, wydaje się, że grzeczność to fanaberia, pięknoduchostwo. Kiedy zaczynają pracę, okazuje się, że o wizerunek trzeba zadbać. Pytają, czy można odmówić, kiedy szef proponuje przejście na ty, jak się zwracać w e-mailu... Widzą, że te formy są potrzebne.

Powszechne zwracanie się na ty, całkiem automatyczne, to także sprawka telewizji, radia.

TVN 24 lansuje te formy – „ty" lub „pan/pani" plus imię. Bardzo mi się to nie podoba. Dziennikarz zwraca się do przedstawiciela jakiegoś zawodu per panie Andrzeju albo policjant mówi „panie Grzegorzu, przekroczył pan prędkość".

Koleżanka zrobiła awanturę, kiedy policjant zwrócił się do niej per pani Agato.

Absolwentem naszego wydziału jest rzecznik policji. Od niego wiem, że policjanci przechodzą szkolenia, żeby zwracać się do ludzi ciepło. Nawet po wymierzeniu punktów karnych mają życzyć miłego dnia. To ma być nowa twarz policji....

Nie mamy już dosyć tego „Miłego dnia"?

Kiedy „miłego dnia" życzy nam ktoś niżej usytuowany: fryzjerka, kosmetyczka, to nas nie razi, przyjmujemy to jak rzecz naturalną. Ale gdy coś takiego wyjdzie z ust osoby wyżej usytuowanej, to się buntujemy. Urzędniczka nie ma prawa tak powiedzieć. Zwróciłam uwagę urzędnikowi banku, który w każdym zdaniu mówił do mnie „pani Małgorzato". Bardzo się zdziwił i zapisał przy moim nazwisku, żeby się tak nie zwracać. Pracownicy handlu i usług mają szkolenia, jak się zwracać do klientów. Pracownice perfumerii Douglas nie mają prawa zwrócić uwagi klientce, która wymówi niewłaściwie nazwę kosmetyku. Kiedyś spytałam ekspedientkę, jak się wymawia jakąś nazwę. Ona na to: „Jak pani chce". – Ale jak powinno się wymówić? – My nie pouczamy klientek, jak mają mówić. I nie powiedziała mi. Przez grzeczność.

Jak formy grzeczności będą się rozwijały w przyszłości?

Proszę nie wymagać, żebym była wróżką. Teraz jesteśmy jeszcze w okresie przełomu. Normy grzecznościowe z okresu PRL przestały obowiązywać. Nasze życie jest zdominowane technologiami. Szybko mówimy, szybko czytamy, internet narzuca krótkie formy. Formy grzecznościowe będą się upraszczać. Proszę pamiętać, że zdanie „O tempora, o mores!" adresowane było do młodzieży. Tyle wieków minęło. Przyjdzie następne pokolenie i będzie to obecne krytykować. Historia grzeczności potwierdza, że formy się upraszczają. Tylko potrzeba uszanowania człowieka zostaje. Jest czymś uniwersalnym, w każdym kręgu kultury.

Prof. Małgorzata Marcjanik jest językoznawcą, pracownikiem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Ostatnio wydała „Słownik językowego savoir-vivre'u"

Pani profesor, czyli teraz savoir-vivre'em zajmują się naukowcy, nie elity?

Małgorzata Marcjanik, językoznawca:

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą