Jan Maciejewski: Miłość po radziecku

Stirlitz często wstępował do tego lokalu. Darzył go sentymentem. To było dziesięć lat temu, czekała go Hiszpania. Dowództwo zorganizowało mu tutaj spotkanie z żoną.

Aktualizacja: 11.02.2017 17:21 Publikacja: 10.02.2017 23:01

Jan Maciejewski

Jan Maciejewski

Foto: archiwum prywatne

Od tych słów zaczyna się jedna ze scen serialu „17 mgnień wiosny". Standartenführer Stirlitz, a właściwie pułkownik radzieckiego kontrwywiadu Maksym Isajew, nie mógł się spotkać z żoną twarzą w twarz. Zasady bezpieczeństwa pozwalały najwyżej na to, żeby przez kilka minut, siedząc przy osobnych stolikach, nie zamieniając ani słowa, tych dwoje ludzi mogło na siebie popatrzeć. Ta scena trwa około 5 minut, przez ten czas w zasadzie nic się nie dzieje. Akcja toczy się jedynie w spojrzeniach dwójki aktorów. Może właśnie dlatego jest to jeden z najpiękniejszych momentów w historii kina.

Gdyby na podobny zabieg zdecydował się amerykański filmowiec, prawdopodobnie zrobiłoby się nieznośnie kiczowato. Jeżeli za kamerą stałby Polak, po półtorej minuty zaczęlibyśmy pewnie nerwowo patrzeć na zegarek i zastanawiać się, ile to jeszcze może potrwać.

Wspólną cechą radzieckich produkcji filmowych był brak pośpiechu. Długie ujęcia i niespieszne dialogi stawały się jednak czasami przestrzenią, w której rosyjskojęzyczni reżyserzy wchodzili na poziom nieosiągalny dla twórców z innych krajów. Dochodziło do tego zazwyczaj wtedy, kiedy opowiadali historie o miłości. Bo tak jak Amerykanom najlepiej wychodzą filmy o patriotyzmie, a Polakom o dylematach moralnych, tak radzieckie kino nie miało sobie równych w opowieściach o uczuciach.

A przecież tak nie powinno być. ZSRR był w końcu państwem, które chciało absolutnie zapanować nad wszystkimi wymiarami życia swoich obywateli. Nie było w nim miejsca dla prywatności; przestrzeni dla bezinteresownego spotkania dwojga ludzi. We wstępie do jednego ze swoich reportaży opisujących „czerwonego człowieka" Swietłana Aleksijewicz pisała: „Szukałam tych, którzy na stałe przyrośli do idei, wchłonęli ją w siebie tak, że już nie dało się jej z nich wyrwać – państwo stało się całym ich światem, zastąpiło im wszystko, nawet własne życie. Nie potrafili opuścić wielkiej historii, pożegnać się z nią, być szczęśliwymi w inny sposób. Zanurzyć się... rozpłynąć w prywatnej egzystencji".

Radzieckie państwo, ściskając w swoich kleszczach życie obywateli, mimowolnie tworzyło idealne warunki do tworzenia prawdziwych i pięknych historii miłosnych. Historii trwających tylko chwilę, wydarzających się wbrew logice rządzącej otaczającym je światem. Wszystko to jest kruche, nietrwałe i skazane na porażkę przez wielką historię, od której zależy codzienne życie bohaterów. Nie przez przypadek wiele węzłowych scen w radzieckiej kinematografii rozgrywa się na dworcach kolejowych. W „Lecą żurawie" Michaiła Kałatozowa Weronika biegnie na peron, by pożegnać odjeżdżającego na front Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Borysa. Nie uda jej się go odnaleźć wśród setek innych żołnierzy i żegnających ich rodzin. Tylko pozornie te wszystkie filmy toczą się w wolnym tempie. W kluczowych momentach czas biegnie zawsze zbyt szybko. Pociąg za chwilę odjedzie, jak w filmie Kałatozowa.

Historia, państwo, idea, to wszystko, co na co dzień wypełniało bez reszty życie obywateli ZSRR, jest jednak tylko dekoracją. Oczywiście puentą musi być zawsze pochwała poświęcenia prywatnych interesów dla wyższego celu. Można jednak znieść te wszystkie wywołujące ból zębów frazesy, okrągłe formuły radzieckiej nowomowy. To nie one są tak naprawdę sednem sprawy. Najważniejsze jest to, co wydarza się przypadkiem, co reżyserzy z ZSRR pokazują jakby mimochodem. Intensywność tego, co prawdziwe i jedynie ważne, wobec czego wielka historia jest jedynie tłem, ściśnięta i skoncentrowana w kilku scenach. W efekcie tej koncentracji z niczego, z gry samymi spojrzeniami, jak w „17 mgnieniach wiosny", rodzi się wielkie kino.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Kryzys demograficzny, jakiego nie było. Dlaczego Europa jest skazana na wyludnienie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał