Medialne milczenie przerwała po kilku tygodniach, by zacząć prezentować swój program. I nie był to program lewicowy. Ogórek mówiła o konieczności napisania prawa od nowa – zwłaszcza prawa podatkowego, które miałoby być prostsze, przez co stymulowałoby przedsiębiorczość. Obiecywała podniesienie kwoty wolnej od podatku do poziomu 20 tys. zł. Mówiła też o konieczności stworzenia obrony terytorialnej i wydawania pieniędzy na armię tak, by stymulować rodzimy przemysł zbrojeniowy. Chciała też poprawić relacje Polski z Rosją, czego wyrazem była jej głośna wypowiedź o tym, że jako prezydent podniosłaby słuchawkę i zadzwoniła do Władimira Putina. Jeśli dodamy do tego eleganckie ubrania, w których prezentowała się w mediach, mamy obraz polityka, który świetnie reprezentowałby „młodych, wykształconych, z dużych miast" – czyli klasę średnią raczej wyższą niż niższą. To nie był Grzegorz Napieralski rozdający przed fabryką jabłka o piątej rano zaczynającym pracę robotnikom. Elektorat SLD tego nie kupił.
Od Ogórek całkowicie odwróciło się też SLD. Jak wspomina Miller, pojawił się nawet pomysł, by wycofać poparcie dla niej, ale ostatecznie kierownictwo partii uznało, że byłoby to rozwiązanie jeszcze gorsze. Ogórek zaś wycofywać się nie zamierzała. – Bardzo jestem z tego dumna, w ciągu całej kampanii nie miałam ani razu myśli, żeby się wycofać. Mam taki charakter, że jeżeli się czegoś podejmuję, to doprowadzam to do końca – mówi dziś.
– Kandydatka nie zgrała się z ugrupowaniem, które ją wystawiło. To bezprecedensowy przypadek – przyznaje dr Biskup.
Skończyło się na 353 883 głosach, co stanowiło 2,38 proc. wszystkich oddanych w I turze głosów. Ogórek wyprzedził nawet wieczny pretendent do prezydentury Janusz Korwin-Mikke. Po latach sama zainteresowana nie patrzy na to jako na porażkę. – Ten wynik dla mnie był honorowy, dokładnie taki sam, jak wyniki innych kobiet, które kandydowały na prezydenta: Hanny Gronkiewicz-Waltz czy Henryki Bochniarz – mówi. Dodaje, że była to dla niej bezcenna lekcja polityczna i medialna. I zapewnia, że niczego nie żałuje. – Gdybym miała cofnąć czas, podjęłabym taką samą decyzję, bo miałam szansę przedstawić Polakom swój program i bardzo chciałam z tej szansy skorzystać – podsumowuje.
Twarz piąta: poszukiwacz zaginionych dzieł
Kampania była czasem, gdy wszystkie mosty pomiędzy Ogórek a SLD zostały spalone. Przez chwilę wydawało się jednak, że być może zostanie w polityce, choć pod innym sztandarem. – Rozważam swoją dalszą drogę, ale jeszcze nie wiem, czy będzie to aktywność polityczna. Dostaję wiele propozycji, jednak wszystkie muszę rozważyć – mówiła w lipcu 2015 r. Spekulowało się, że na listy mogą zaprosić ją Paweł Kukiz albo Janusz Korwin-Mikke.
Ostatecznie jednak zamiast polityką zajęła się tropieniem wywiezionych z Polski w czasie wojny dzieł sztuki. – Zdobytą rozpoznawalność wykorzystałam do popularyzacji historii sztuki. Gdy zaczęłam mówić o stratach wojennych, przez to, że byłam znana, byłam lepiej słyszana – mówi.
W październiku 2015 r. na łamach „Rzeczpospolitej" Ogórek opisała wyniki dziennikarskiego śledztwa dotyczącego losów m.in. obrazu „Wojna postu z karnawałem" Pietera Brueghla, w którego wywiezienie z Polski miał być zamieszany SS-Gruppenführer Otto von Wächter. Przez pewien czas prowadziła też program „Atlas sztuki" emitowany w serwisie rp.pl. We wrześniu 2016 r. teksty o zaginionych dziełach sztuki zaczęła publikować w „Do Rzeczy". Od stycznia 2017 r. prowadzi w Polskim Radiu 24 poświęcony takiej samej tematyce program „Utracone, odzyskane".
Jej śledztwo w sprawie dzieła Brueghla zakończyło się zwrotem przez syna esesmana trzech zrabowanych przez Wächtera dzieł sztuki. To właśnie historię ich odzyskiwania opisuje teraz w książce. – Potem wrócę do poszukiwania utraconych dzieł sztuki. W kwestii strat z czasów II wojny światowej jest jeszcze dużo tajemnic, dużo spraw do odkrycia, mnóstwo dzieł sztuki, które leżą u dzieci esesmanów – mówi. Dodaje, że pracuje też nad powołaniem fundacji, która zajmie się odzyskiwaniem zrabowanych dzieł.
Twarz szósta: dziennikarka
Powyborcza aktywność Ogórek nie ograniczyła się jednak do kwestii dzieł sztuki. Od 2016 r. była kandydatka na prezydenta coraz częściej zaczęła komentować kwestie z zakresu polityki międzynarodowej i wewnętrznej. I dała się poznać jako osoba kibicująca obecnej władzy. W jednym z wywiadów Jarosława Kaczyńskiego nazwała „wybitnym strategiem", o rządach PO–PSL mówiła, że Polska była wówczas „podnóżkiem innych państw", Andrzeja Dudę chwaliła za „aktywną prezydenturę"; a KOD zarzucała dążenie do obalenia legalnie wybranych władz.
Jeszcze przed kampanią prezydencką, w czasach gdy była związana z TVN 24, prowadziła magazyn „Świat" poświęcony polityce międzynarodowej. Po wyborach prezydenckich znacznie częściej wypowiadała się jednak w kwestiach polityki wewnętrznej. Miejsce dla niej znalazło się w TVP, gdzie jest współprowadzącą programów publicystycznych „W tyle wizji" i „Studio Polska".
Czy myśli o powrocie do polityki? – Jest mi dobrze tu, gdzie jestem – zapewnia. Dodaje, że ceni sobie kontakt z widzami. – W najbliższym czasie widzę się w mediach – podsumowuje. A potem? – Nie wykluczam, że moje drogi z polityką kiedyś jeszcze się przetną, ale w najbliższych latach absolutnie nie mam takich planów – mówi dziś. W połowie 2016 r. w rozmowie z TVP Info spekulowała natomiast, że zdobyte w wyborach prezydenckich głosy mogą być asumptem do stworzenia partii politycznej, albo startu w wyborach prezydenckich 2020 r.
– Ciężko pracuje na to, by znaleźć się w kręgu politycznego zainteresowania siły rządzącej – ocenia Miller. Z kolei dr Biskup uważa, że dziś dla Ogórek wciąż obciążeniem mogą być dawne związki z SLD. Ale nie będzie to problemem zawsze. – Im więcej czasu upłynie, tym ludzie będą bardziej o tym zapominać – dodaje. I sugeruje, że być może dlatego Ogórek trafiła do TVP, by się „zasłużyć" prawicowym wyborcom.
To właśnie chęcią przypodobania się prawicowemu elektoratowi wiele osób tłumaczy też wpisy Ogórek na Twitterze. Ale kiedy ją o to pytam – wybucha śmiechem. – Zawsze mówiłam i pisałam to, co myślę. Tweety wynikają z obecnej sytuacji, ja komentuję rzeczywistość zastaną. Nie będę się powstrzymywała od krytyki tylko dlatego, że ktoś sobie coś pomyśli – podkreśla. I tłumaczy, że np. wpis z podziękowaniami dla Szydło za bezpieczną jazdę po Polsce wynikał z doświadczeń, jakie zdobyła, podróżując po Europie w związku z pracą zawodową. – Za zachodnią granicą niebawem możemy mieć do czynienia z „kalifatem", Niemcy są pokojowo anektowane przez świat islamski. Ja jestem przeciw przyjmowaniu uchodźców i cieszę się z polityki rządu, czemu wyraz dałam na Twitterze – tłumaczy.
– Jest inteligentna, aktywna, opowiada się zdecydowanie po prawicowej stronie. Może jej się udać – ocenia dr Biskup.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95