28 stycznia 1936 r. Dymitr Szostakowicz był w Archangielsku. Przyjechał, by zagrać swój pierwszy koncert fortepianowy pod batutą Wiktora Kubackiego. Nazajutrz na miejscowym dworcu kolejowym kupił „Prawdę", prasowy organ władzy, który jednym tekstem mógł przekreślić całą karierę. I tego dnia, jak wiele razy wcześniej i później, taki artykuł się ukazał, tyle że tym razem to on był głównym bohaterem. Nosił tytuł „Chaos zamiast muzyki" i dotyczył jednego z najwybitniejszych dzieł kompozytora, opery „Lady Makbet mceńskiego powiatu", inspirowanej opowiadaniem Nikołaja Leskowa „Powiatowa lady Makbet".
Opera cieszyła się wielkim powodzeniem, odniosła sukces w kraju i za granicą – dobrze i niedobrze zarazem, sukces za granicą dowodził bowiem potęgi radzieckiej sztuki, a jednocześnie był podejrzany, mógł przecież wiązać się z oskarżeniami o burżuazyjny charakter dzieła, odejście od słusznych klasowo celów sztuki, wypaczenie ideałów rewolucji; słowem o wszystko w zależności od potrzeb. „Lady Makbet mceńskiego powiatu" cieszyła się taką popularnością, że postanowił ją zobaczyć sam Józef Stalin, znany mecenas i koneser sztuki. „W tamtym okresie były dwa zdania – jedno pytające, drugie twierdzące – od których lał się pot, a silni mężczyźni srali w gacie. Pytanie brzmiało: »Czy Stalin wie?«. A stwierdzenie, jeszcze bardziej niepokojące: »Stalin wie«" – pisze Julian Barnes w swej najnowszej, znakomitej powieści „Zgiełk czasu".
26 stycznia Stalin się dowiedział. I „Lady Makbet" okazała się ostatnią operą skomponowaną przez Szostakowicza.
Najgłębsza prawda o reżimie
Tekst w „Prawdzie", który ukazał się trzy dni później, nie był podpisany. Pochodził od redakcji, czyli wyrażał oficjalne państwowe stanowisko. Zawierał też liczne błędy językowe, co mogło oznaczać tylko jedno: napisał go ktoś, kogo nie wolno poprawiać (a nie wolno poprawiać tylko jednego człowieka). „»Widocznie kompozytor nie miał zamiaru dawać słuchaczom tego, czego oczekuje i poszukuje w operze radziecki miłośnik muzyki«" – relacjonuje artykuł Barnes, błyskotliwie tłumacząc znaczenie kolejnych zdań. „To wystarczyło, żeby pozbawić go członkostwa w związku kompozytorów. »Oczywiste jest niebezpieczeństwo, jakie kierunek ów stanowi dla radzieckiej muzyki«. To wystarczyło, żeby pozbawić go możliwości komponowania i występowania. I wreszcie: »Ta zabawa może się jednak źle skończyć«. To wystarczyło, żeby pozbawić go życia".
Na szczęście Szostakowicz był tylko kompozytorem, więc tekst ukazał się nie na pierwszej stronie „Prawdy", jak to zwykle bywało w przypadku pisarzy, lecz na trzeciej. „Nie była to błahostka: mogła przesądzić o życiu lub śmierci" – zauważa angielski prozaik, w końcu to pisarze byli inżynierami ludzkich dusz. Szostakowicz przeżył nie tylko rok 1936 i wielki terror roku następnego. Przeżył też przyjaźń z marszałkiem Michaiłem Tuchaczewskim, który był wielkim miłośnikiem jego muzyki i od którego zaczęły się czystki w radzieckim wojsku. Przeżył nawet przesłuchanie w sprawie Tuchaczewskiego, choć nie przeżył go oficer bezpieki, który go przesłuchiwał. „Między tamtą sobotą a tamtym poniedziałkiem podejrzenia padły na samego Zakriewskiego. Przesłuchujący został przesłuchany. Aresztujący – aresztowany" – być może w tych słowach Barnesa kryje się najgłębsza prawda o radzieckim reżimie. Jego ofiarą mógł przecież paść każdy. W każdym momencie.