o rozmówcy
Jarosław Flis
Profesor w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, socjolog, badacz m.in. systemów wyborczych, zachowań politycznych, komunikowania publicznego i konfliktów społecznych. Jest autorem książki „Złudzenia wyboru. Społeczne wyobrażenia i instytucjonalne ramy w wyborach do Sejmu i Senatu”
Czy tegorocznych błędów wyborczych, których dotyczą protesty, jest dużo, mało, czy przeciętnie?
Przekrętów wyborczych w rozumieniu przypisania głosów jednego kandydata drugiemu i na odwrót jest nominalnie trochę więcej niż w przeszłości, aczkolwiek trzeba pamiętać, że po ostatniej nowelizacji kodeksu mamy większą liczbę komisji niż w poprzednich wyborach.
To źle, że mamy ich więcej?
Przeciwnie, bardzo dobrze. Okazało się, że powinno być ich jeszcze więcej. Poprzednia liczba komisji została skonfigurowana pod 60-procentową frekwencję, a nie pod 80-procentową. Jeżeli tworzą się kolejki, to znaczy, że komisji powinno być więcej. Po pierwsze, im więcej komisji, tym bardziej rośnie szansa pomyłek. Dobrze, że na to zwracamy uwagę, bo to oznacza, że prawdopodobnie problem zostanie wyeliminowany i przy następnych wyborach się nie pojawi m.in. z tego powodu, że ludzie będą bardziej wyczuleni na proces liczenia głosów. A po drugie, jeżeli tych błędów pojawiło się więcej, to może zostanie opracowany program, który w razie odwrócenia wyniku będzie sygnalizował, że coś jest nie tak. Że wynik wymaga sprawdzenia. Przy czym w wyborach prezydenckich to jest w sumie mały problem, ale na przykład w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów odwrócenie wyników o 180 stopni może być czynnikiem, który przesądzi o wyborze. Mieliśmy już takie wybory, w których różnica głosów między pierwszym i drugim kandydatem wynosiła sześć i wtedy autentycznie każdy głos się liczy. W każdym razie demokracja daje sobie radę z takimi pomyłkami. Dobrze by tylko było, żeby te pomyłki nie napędzały paranoi. Wiadomo, że systemy kontroli jakości istnieją dlatego, iż ludzie popełniają błędy. Nie ma co popadać w histerię z powodu błędów, tylko cały czas je wychwytywać i eliminować.
Karol Nawrocki, zwycięzca wyborów prezydenckich 2025, podczas głosowania w II turze
Jednym z takich pomysłów, które miały eliminować błędy podczas liczenia, było powołanie dwóch składów komisji – jednego do procesu wyborczego, a drugiego do liczenia. Chodziło o to, że ludzie po całym dniu kontrolowania procesu wyborczego są zmęczeni i do liczenia lepiej, żeby przyszli inni, wypoczęci.
To okazało się w gruncie rzeczy szkodliwe. Po pierwsze, tracono mnóstwo czasu na przekazywanie zebranych kart i całej dokumentacji. Po drugie, nie wiadomo było, kto ponosi odpowiedzialność za ewentualne pomyłki. W związku z tym po doświadczeniach z wyborów 2018 roku pomysł wylądował w koszu. Nawiasem mówiąc, te problemy zostały ujawnione przez obserwatorów. W 2018 roku obydwie strony sporu politycznego nakręcały się na możliwe oszustwa wyborcze. Jedni jeszcze pamiętali 2014 rok i nieszczęsną książeczkę, która wypaczyła wynik wyborów samorządowych.