Reklama

Chińskie marzenie

Wielkie marzenia budują świat w stopniu o wiele większym niż realizm gospodarczy. Najlepiej, gdy jedno połączy się z drugim, nad czym Chińczycy, mistrzowie planowania, systematycznie pracują.

Publikacja: 20.06.2025 15:06

Chińskie marzenie

Foto: MIRADOR/ADOBESTOCK

„Pędzą chmury, smoki unoszą głowę” – mówi jedno ze starych przysłów chińskich, co znaczy, że czasy wielkich zawirowań stwarzają nowe okazje, rodzą nowych bohaterów. Narastający od dobrych dwóch dekad chaos każdy łatwo zauważy. Na naszych oczach wali się pokojowy porządek międzynarodowy, wypracowany po 1989 roku, i wkraczamy w epokę świata bez reguł. Napadamy na sąsiadów, grozimy karą za brak podporządkowania, pacyfikujemy miasta, na granicach brutalnie traktujemy migrantów nawet wtedy, gdy nie ma ku temu rzeczywistej potrzeby. Zasada proporcjonalnego użycia siły poszła w zapomnienie. Hamulce moralne nie są w modzie, bo kojarzą się z religią. O dobrym wychowaniu mało kto jeszcze pamięta.

Zamiast korzystać z długich doświadczeń, kiedy krok po kroku przez tysiąclecia i wieki uczyliśmy się współżycia i współdziałania, wolimy się obrzucać błotem, wyzywać, a nawet z radością upokarzać, zapominając o druzgocącej sile wielokrotnie powtarzanych słów, chociaż już Talmud wiedział, że powracająca kłótnia zrujnuje każdy dom, bo osadza się coraz trwalej. Wszechobecne inwektywy pod adresem naszych adwersarzy, a tym bardziej wulgaryzmy, stały się nową normą. Przekleństwa towarzyszą nam od zarania – o ileż dzisiaj zubożone – ale nawet korytnik na zapadłej wsi, który klął co trzecie słowo, wiedział, że nie jest to język użytku publicznego. W ten sposób, pisał piewca rumuńskiej przyrody Mihail Sadoveanu, sztuka zespalała się z pierwotnym plugastwem niczym kwiaty na błotach.

Czytaj więcej

Amerykańska prawica odbija uniwersytety. Główna myśl: „osuszyć bagno”

Podobnie jest z panowaniem nad emocjami. Gdyby przyjąć wypracowane w starożytności i obowiązujące do niedawna zasady, trzeba by wielu nas, współczesnych, uznać za szaleńców. I wcale nie chodzi o powrót do czasów, kiedy ujawnianie emocji było nieformalnie zakazane, lecz o jego formę i miejsce.

Uśmiech i miłe słowa, choć sztylet w pogotowiu

Mieszkańcy Państwa Środka i całego wschodnioazjatyckiego świata konfucjańskiego dobrze o tym wiedzą, zapewnia Piotr Plebaniak w swej najnowszej książce o Chinach („Chiny. Pulsujący matecznik cywilizacji”, Wydawnictwo Chiron 2024, z posłowiem prof. Krzysztofa Miszczaka), bo niegrzeczność, a tym bardziej ujawnianie złości, stanowi tam nadal naruszenie normy społecznej. „Ukłony, uśmiechy i miłe słowa… służą deeskalacji konfliktu” i nie ma znaczenia, że sztylet często pozostaje ukryty w gotowości. Trening w zakresie uprzejmości sprawia, że „świat staje się odczuwalnie przyjemniejszy”, rośnie zaufanie, spada koszt społecznych interakcji.

Reklama
Reklama

Dowody na poparcie konkluzji Plebaniaka łatwo znaleźć. Kto chce ich ze świata polityki, starczy, że porówna wypowiedzi chińskich przywódców, kolektywu nadzwyczaj kompetentnego – zapewnia autor – z ich zachodnimi odpowiednikami, bynajmniej nie tylko z Donaldem Trumpem. Polska jest w tym kontekście, warto dodać, szczególnie urodzajną ziemią, proporcjonalnie do swego potencjału demograficznego i kulturowego jedną z najżyźniejszych, ponieważ do codziennego chamstwa wylewającego się szeroko poza platformy społecznościowe dochodzi w tym wypadku kabaretowa wręcz megalomania rządzących, w zasadzie bez względu na ich przynależność partyjną. Tyle że za mnogością słów nie nadążają czyny, można się nawet zastanawiać, czy są one brane poważnie pod uwagę, czy chodzi wyłącznie o brutalną nawalankę, która coraz częściej przenosi się na ulice.

Czytaj więcej

Rosjanie wchodzą do Afryki. Kluczowe są dwa kraje

Można by powtórzyć gorzką uwagę św. Pawła z Listu do Galatów: „A  jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli”. Kto woli przykłady z dziedziny wojskowości, jakże aktualne, powinien przeczytać zapis różnic dostrzeżonych przez Chińczyka podczas wspólnych manewrów z Rosjanami. Opowiadanie „Pasy rosyjskich żołnierzy” Ma Xiaoli (w zbiorze „Siedmiopiętrowa pagoda. Antologia opowiadań współczesnych pisarzy chińskich”, Wydawnictwo Akademickie Dialog 2019, w tym wypadku w tłumaczeniu Andrzeja Swobody) winno się w każdym razie znaleźć wśród lektur obowiązkowych wszystkich naszych dowódców.

Harmonia nieco wyidealizowana

Takie są koleje historii: to, co podzielone, jednoczy się; to, co zjednoczone, dzieli”. Słynne słowa otwierające XIV-wieczną powieść „Dzieje Trzech Królestw” dają Piotrowi Plebaniakowi okazję do przedstawienia chińskiego rozumienia procesu historycznego. Każdy okres prosperity musi się kiedyś skończyć, lecz z chaosu i niedoli, które towarzyszą rozpadowi, wyłania się zmieniony świat pod rządami nowej dynastii – świat pokojowy i harmonijny. Zwyczajni ludzie mogą wrócić do pracy, znów dorabiać się, zadbać o rodzinę. O niebezpieczeństwach myślą wtedy tylko władcy, bo wprawdzie uważane za amoralne przemoc i wojna zostały zepchnięte w tradycji chińskiej na ubocze, ale trzeba być na nie gotowym, także na wojny hybrydowe i dezinformacyjne, znane chińskim traktatom militarnym od 3 tys. lat. Poeta i żołnierz z VIII wieku Wang Han prosi, by się nie śmiać, gdy pijany zaśnie gdzieś na placu: „Od wieków ilu ludzi powracało z wojen?” („Księżyc nad Fuzhou. Wiersze z epoki Tang”, tłum. Małgorzata Religa, Wydawnictwo Akademickie Dialog 2016).

Tradycja chińska, pisze Piotr Plebaniak, zakłada, że zmiana stanowi normę. Dotyczy to także obowiązujących umów międzynarodowych, które należy dostosowywać do zmieniającego się układu sił. Kultura zachodnia skłania się raczej ku zamrażaniu raz podjętych ustaleń. Różnice te, zauważmy, dotyczą bardziej teorii niż praktyki, niemniej pokazują chiński sposób rozumowania, w którym jest wyjątkowo szerokie pole dla zmian legalnych. A ponieważ Chiny są coraz potężniejsze, budzą większe lub mniejsze obawy wszystkich sąsiadów: od konfucjańskiej Japonii i Korei Południowej po muzułmańską Malezję, którą zamieszkuje liczna chińska diaspora. „Gdy Chiny kichną, Malezja dostaje napadu czkawki”, konstatował w 2015 roku przy okazji jednego z konfliktów na tle mniejszości chińskiej Philip Golingai, odpowiedzialny w dzienniku „The Star” z Kuala Lumpur za aktualności polityczne.

Chiny przekonują, że – inaczej niż mocarstwa zachodnie oraz Japonia – chcą budować stosunki międzynarodowe na zasadzie harmonii, a nie dyktatu, czemu Plebaniak gotów jest dać wiarę, przez co jednak powstaje pod jego piórem nieco wyidealizowany obraz Państwa Środka. „Harmonizowanie” oponentów – stwierdzają Linus Hagström i Astrid H.M. Nordin – przybiera przecież często postać wybitnie opresyjną. Mimo że proceder ten dotyczy na razie przeciwników wewnętrznych, których siłą zmusza się do odgórnie narzuconej „harmonii”, nie wróży on dobrze społeczności międzynarodowej.

Reklama
Reklama

Chińska harmonia, mająca starożytne konfucjańskie fundamenty, notabene bardzo zbliżone do platońskich, sprowadza się obecnie zasadniczo do dyktatury partyjnej nomenklatury, tyle że Państwo Środka, trzeba przyznać, działa na arenie międzynarodowej ze spokojem, odpowiedzialnością i przekonaniem, że do osiągnięcia długofalowych celów starczy mu jego rosnąca z roku na rok „miękka siła”. Chińczycy od prawieków cenią drogę środka, unikanie ryzykownych skrajności i zachowanie kulturowo przewidywalne.

Możliwości, jakie daje spokój

Piotr Plebaniak, który na co dzień mieszka na Tajwanie i zna kulturę chińską od podszewki, przekonywająco tłumaczy fenomen wciąż żywej popularności Mao w Chinach kontynentalnych. Mimo że rewolucja pochłonęła miliony ofiar, przeciętnemu mieszkańcowi kojarzy się on z zamknięciem ostatniego cyklu ich historii – chaosu, który trwał 200 lat, od czasów europejskiej kolonizacji. Póki Chińczykom będzie się dobrze powodzić pod rządami nowej komunistycznej „dynastii”, póty jest bezpieczna. Relatywnie wciąż biedni Chińczycy są zadowoleni z możliwości, jakie daje spokój w państwie, więc ciężko pracują, z nadzieją, że będzie jeszcze lepiej.

Czytaj więcej

USA i Trumpowi wyrósł potężny rywal. Obawa przed „czymś gwałtownym i groźnym”

Autor nie ustosunkowuje się do popularnej tezy, choćby Tiziana Terzaniego znającego na wylot Azję Południowo-Wschodnią, o zatraceniu przez Chińczyków duchowych wartości konfucjańskich, które stanowią fundament regionu. „Misjonarze materializmu” w pogoni za zyskiem mogą, zdaniem włoskiego podróżnika, potknąć się o własne nogi. Moja spora wiedza o diasporze chińskiej w Azji Południowo-Wschodniej nie pozwala jednak potwierdzić tego spostrzeżenia: solidność, uczciwość i poczucie obowiązku zawsze są na miejscu pierwszym.

Warto też przypomnieć opinię wybitnego historyka brytyjskiego Geoffreya Barraclougha, że dawne Chiny również miały wszystko starsze, większe i lepsze: zasoby, biurokrację, naukę. Zabrakło im tylko europejskich struktur społecznych i związanych z nimi wiecznych sporów, które nie mogą zaistnieć bez poszerzającego się obszaru wolności i niezbędnego dla jej trwania azylu dla prześladowanych na tle politycznym i światopoglądowym.

Inna sprawa, że Europa tę wartość coraz bardziej zaniedbuje, a stan jej „ducha” i związane z nim poczucie tożsamości są chyba w znacznie gorszej kondycji niż w przypadku Chin. Stary etos oparty na wartościach chrześcijańskich, w których centrum, podobnie zresztą jak w Chinach konfucjańskich, stoi miłosierdzie (ren) rozumiane jako aktywna i bezinteresowna forma współczucia, rozpada się na każdym kroku. A co może jeszcze ważniejsze od samej erozji tego etosu, nawet nie trzeba się z niej tłumaczyć.

Reklama
Reklama

Następny hegemon?

Co będzie dalej, nikt z nas nie potrafi przewidzieć, z historii wiemy, że zawsze jest miejsce na niespodzianki. Zgadzam się jednak z Plebaniakiem, że wielkie marzenia budują świat w stopniu o wiele większym niż realizm gospodarczy. Najlepiej, gdy jedno połączy się z drugim, nad czym Chińczycy, mistrzowie planowania, systematycznie pracują.

Chiński smok bacznie obserwuje pędzące chmury, licząc w dłuższej perspektywie na zmianę sytuacji geopolitycznej i związaną z nią renegocjację ustaleń odnoszących się do światowego porządku. Według Chińczyków nadeszła pora na przywrócenie Państwu Środka wiodącej pozycji w świecie, zwłaszcza że dotychczasowemu hegemonowi gorzej się teraz wiedzie – co nie znaczy, że należy go grzebać przedwcześnie, przejściowe kryzysy są w każdym państwie nieuniknione.

Na podobną zmianę liczy zresztą sąsiednie konkurencyjne mocarstwo – Indie. Obydwa powołują się na to samo – długie tradycje w zajmowaniu centralnego miejsca w świecie. To one miały wieść prym w rozwoju cywilizacyjnym i produktywności przez większą część ostatnich tysiącleci. One też, a szczególnie Chiny, radziły sobie przez tysiąclecia z akulturacją przybywających z północy i zachodu plemion barbarzyńskich lepiej niż cywilizacja zachodnia, która od późniejszego średniowiecza coraz bardziej się zamykała na różnorodność wewnętrzną i otoczenie. Tymczasem całe dzieje Chin to historia wchłaniania kolejnych fal imigrantów, którzy wkraczali przy pomocy ognia i miecza, by szybko ulec przeważającej kulturze chińskiej.

Kwestią otwartą pozostaje realizacja „chińskiego marzenia” – pisze w posłowiu prof. Krzysztof Miszczak. Piotr Plebaniak wymienia elementy, które mogą pomóc Chinom zająć miejsce nowego światowego hegemona. Zebrały więcej doświadczeń niż państwa Zachodu, gdyż są od nich zdecydowanie starsze. Produkują więcej inżynierów i naukowców niż youtuberów i gwiazd Instagrama. Typowy bohater chińskich przypowieści dydaktycznych to uczony, biedny, lecz prawy – u nas dowódca. Chińczycy nadal cenią – nie tylko konfucjańską, warto dodać – zasadę stałego doskonalenia, która u nas wyszła z mody, przez co kultura zachodnia stała się bardziej powierzchowna, a nauka zbyt wyspecjalizowana (por. Richard E. Nisbett, „Geografia myślenia. Dlaczego ludzie Wschodu i Zachodu myślą inaczej”, tłum. Ewa Wojtych, Wydawnictwo Smak Słowa 2009).

Wreszcie chińskie elity rządzące mają świadomość, właściwie od zawsze, że do utrzymania władzy trzeba zupełnie innych zdolności niż do jej zdobycia. Chodzi przede wszystkim o umiejętność dbania o poddanych, a konfucjańska harmonia, cokolwiek mówić o jej realizacji, sprzyja pomyślności, uporządkowaniu, zdyscyplinowaniu, odpowiedzialności i pokojowemu nastawieniu, co może najlepiej widać – zdaniem autora – podczas protestów społecznych.

Reklama
Reklama

Nadmierny optymizm w tej ostatniej kwestii powstrzymuje jednak pamięć o kolonizacji Tybetu, traktowaniu Ujgurów czy wielkiej masakrze na placu Niebiańskiego Spokoju w 1989 roku. Dała wtedy znać o sobie brutalność państwa na drodze do określonych przez siebie celów, ale zapewne też głęboko ukryte chińskie marzenie o większej dozie wolności.

Lepiej być psem...

Czasy obecnego chaosu stwarzają nowe możliwości, które Chiny będą się starały wykorzystać do odbudowy swej pozycji w świecie. Piotr Plebaniak wierzy, że im się uda. Jego fascynująca książka to optymistyczna, ale wciąż rzetelna wizja rozwoju Państwa Środka. Kto chce więcej zrozumieć z chińskiej rzeczywistości, nie może jej zignorować. Na dodatek dobrze się ją czyta, mimo że zabrakło jej mądrego redaktorskiego ołówka. Czasami irytuje szafowanie maksymami polityków, które po bliższym przyjrzeniu się bynajmniej nie są oczywiste, choć pasują do swojego miejsca i czasu.

Mimo tych zastrzeżeń książka może okazać się odtrutką na naszą niezwykle uproszczoną publicystykę o Chinach, które przynajmniej na razie w wojny się nie mieszają, osiągając cele innymi środkami. Pewna nadzieja tkwi w starym chińskim przekonaniu, że „lepiej być psem w czasach pokoju niźli człowiekiem w czasach chaosu”.

o autorze

Jan M. Piskorski

Profesor historii na Uniwersytecie Szczecińskim, w 2021 r. wydał „Gorzką sól historii. Migracje i transformacje”, w ubiegłym roku opowiadania „Syrena i profesor” oraz eseje „Bitwy o przeszłość. Nauka, polityka, media, edukacja”. Latem bieżącego roku ukaże się jego tom „Kobiety u końca świata”

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama