Uniwersum Marvela. Hołd złożony sile ludzkiej wyobraźni

Saga Marvela to krzywe zwierciadło ostatnich 60 lat amerykańskiej historii – od atomowej histerii zimnej wojny po technokrację i pluralizm współczesności.

Publikacja: 20.06.2025 13:50

W fantastycznych wyczynach tysięcy bohaterów komiksów Marvela możesz ujrzeć własne odbicie – przekon

W fantastycznych wyczynach tysięcy bohaterów komiksów Marvela możesz ujrzeć własne odbicie – przekonać się, kim tak naprawdę masz nadzieję lub obawiasz się stać

Foto: materiały prasowe

Fragment książki Douglasa Wolka „Cały ten Marvel. Niesamowita podróż po uniwersum Marvela – epopei 27 tysięcy komiksów” w przekładzie Adriana Skowronia, która ukazała się nakładem wydawnictwa Insignis, Kraków 2025

Dwadzieścia siedem tysięcy komiksów o superbohaterach, które zostały opublikowane przez wydawnictwo Marvel Comics od 1961 roku, stanowi najdłuższy ciągły i samodzielny utwór fabularny, jaki kiedykolwiek stworzono. Obejmuje on już ponad pół miliona stron i wciąż się rozrasta. Swój wkład wniosły w niego tysiące scenarzystów i artystów. Każdego tygodnia w konstrukcję tej ogromnej sagi wplatanych jest około dwadzieścia cienkich broszurek liczących po 20–30 stron. Zgodnie z założeniami kolejne numery mogą budować narrację w oparciu o wydarzenia przedstawione wcześniej, a przy tym wszystkie są (przynajmniej do pewnego stopnia) ze sobą spójne.

Nie ma na świecie dziecka, które nie znałoby marvelowskich bohaterów: Spider-Mana, Niesamowitego Hulka czy X-Menów. Osiemnaście ze stu najbardziej dochodowych filmów wszech czasów, od „Avengers: Koniec gry” i „Czarnej Pantery” po „Kapitana Amerykę: Zimowego żołnierza” i „Strażników Galaktyki”, jest bezpośrednio opartych na opowieściach tworzących tę sagę, a wpłynęła ona przecież także na inne kasowe produkcje – „Gwiezdne wojny”, „Avatar” i „Matrix” nigdy by bez niej nie powstały.

Czytaj więcej

„Thunderbolts*”: Antybohaterowie z przypadku

Jej bohaterowie i symbole pojawiają się na koszulkach, poduszkach podróżnych, smyczach dla psów, nożach do pizzy, butelkach szamponów, sprzęcie wędkarskim, puzzlach i paczkowanych sałatkach (fani sagi uwielbiają otaczać się marvelowskimi motywami, a nawet utożsamiać z konkretnymi postaciami). Pochodzące z komiksów terminy i powiedzonka weszły do codziennego języka: „pajęczy zmysł”, „nie chciałbyś mnie zdenerwować”, „niedoczekanie, powiadam!”, „przyspieszona regeneracja”, „nie – to ty zejdź mi z drogi”, „ugryzienie radioaktywnego pająka”, „żałosne ludziki”, „zagrożenie czy utrapienie?”, „prawdziwie wierzący”, „tyle w temacie”… Niektóre historie doczekały się adaptacji w formie seriali telewizyjnych, kreskówek, powieści, książek dla dzieci, gier wideo, atrakcji w parkach rozrywki czy broadwayowskiego musicalu. Odrobina wiedzy o opowieściach Marvela jest w naszym kręgu kulturowym równie przydatna, co znajomość Biblii dla osoby żyjącej w społeczeństwie judeochrześcijańskim – ponieważ związana z nimi symbolika oraz wpływy są wszechobecne.

Saga Marvela to góra wznosząca się w samym centrum współczesnej kultury. Nie stała tam jednak od zawsze. Na początku była tylko podziemną geologiczną ciekawostką – jaskinią rzekomo zamieszkaną przez potwory. Rozmaici poszukiwacze przygód testowali w niej niegdyś swoje umiejętności, a kochankowie spotykali się na sekretnych schadzkach u jej wejścia. Nagle, w latach 60. ubiegłego wieku, ów twór wyłonił się spod powierzchni i od tamtej pory nie przestał już rosnąć.

Saga Marvela to krzywe zwierciadło ostatnich sześćdziesięciu lat amerykańskiej historii

Nie jest to góra, na którą da się wspiąć. Choć nie wydaje się niebezpieczna (i wcale taka nie jest), podążający szlakami na jej szczyt wkrótce odkrywają, że wierzchołek za każdym razem jest jakby coraz wyżej. Jedyny sposób, by sprawdzić, co tak naprawdę ma ona do zaoferowania, to wejść do jej wnętrza i zbadać niezliczone bioluminescencyjne jaskinie oraz kręte przejścia; niektóre z nich prowadzą ku miejscom z oszołamiającymi widokami na to, co dookoła.

Droga do wnętrza góry nie jest łatwa. Pewne jej zakamarki są opuszczone i wypełnione pajęczynami. Inne są po prostu monotonne, odstręczające, nonsensowne i mogą doprowadzić do szału. A jednak istnieją śmiałkowie, którzy cały czas wyłaniają się z tych czeluści – ciężko dysząc, z radością opowiadają sobie nawzajem o cudach, które były ich udziałem, by potem… pędzić znów po więcej.

Uniwersum Marvela

Marvel Comics jako projekt artystyczny i komercyjny wystartował na początku lat 60. XX wieku, początkowo będąc dziełem garstki doświadczonych komiksowych profesjonalistów: rysowników Jacka Kirby’ego i Steve’a Ditko, redaktora i scenarzysty Stana Lee oraz kilku innych twórców. Historie o superbohaterach, które królowały w amerykańskim komiksie na przełomie lat 30. i 40., wyszły już wtedy z mody. Zamiast stawiać na próby wskrzeszenia ginącego gatunku, Kirby, Ditko i Lee dodali do niego elementy tych gatunków, które go wyparły: niesamowitą grozę science fiction i opowieści o potworach ilustrowanych przez Ditko i Kirby’ego, sentymentalny ton romantycznych czytadeł, które Kirby pomógł stworzyć w 1947 roku, cięty dowcip humorystycznych tytułów od lat pisywanych przez Lee. Ta hybrydowa formuła – uzupełnienie komiksów o superbohaterach o potwory, romans i humor – okazała się porywająca i trwała. Wczesne opowieści Marvela stanowiły odzwierciedlenie atmosfery swoich czasów – niekiedy wynika to wprost z ich treści, a zawsze (przynajmniej pośrednio) z tematyki.

Kirby, Lee, Ditko i pozostali twórcy wpadli później na pomysł, jak sprawić, by poszczególne narracyjne wątki ich komiksów zaczęły ze sobą współgrać, zamieniając każdy osobny odcinek w element gigantycznej epopei. Wymagało to znacznie szerszej artystycznej współpracy. Od tamtej pory scenarzyści i rysownicy wzajemnie rozwijali swoje wizje, czasami osadzone w tym samym miejscu i czasie, często jednak oddzielone od siebie dystansem całych pokoleń i kontynentów.

Saga Marvela to krzywe zwierciadło ostatnich sześćdziesięciu lat amerykańskiej historii – od atomowej histerii zimnej wojny po technokrację i pluralizm współczesności; burzliwa, tragikomiczna, kunsztownie zdobiona opowieść o potędze i moralności, osadzona w świecie naznaczonym niesamowitymi wydarzeniami. Niektóre z jej głębszych jaskiń to najbardziej nieprzystępne, zaskakujące, przytłaczające dzieła sztuki, jakie kiedykolwiek powstały. Na samych obrzeżach jest zaś tak łatwa w odbiorze, że możesz przeczytać pięciolatkowi numer „The Unbeatable Squirrel Girl”, a on w mig wszystko załapie. Jednak nawet sami twórcy tej sagi nie znają jej w całości.

I nie ma w tym niczego złego. Nikt nie powinien jej czytać od deski do deski – to mało praktyczne podejście.

Dlatego, rzecz jasna, podjąłem się wyzwania. Przebrnąłem przez ponad 540 000 stron opublikowanych do tej pory, od „Alpha Flight” po „Omega the Unknown”. Czy poleciłbym komukolwiek taki wyczyn? W żadnym wypadku. Czy cieszę się, że tego dokonałem? W stu procentach.

Czytaj więcej

„The Boys”: Make America Great Again

Jedne z najszczęśliwszych chwil mojego życia spędziłem właśnie na eksploracji tej góry cudów i próbach zrozumienia jej struktury, aby później ułatwić dostęp do niej ciekawskim podróżnikom i pomóc odnaleźć te elementy, które najbardziej przypadną im do gustu. (Zrobiłem to, żeby nikt inny nie musiał; jeśli spodobał ci się film „Avengers” i chciałbyś poznać komiksy o jego bohaterach albo pochłaniałeś historie X-Menów jako nastolatek i zastanawiasz się, co tam u nich nowego – służę poradą). Chciałem też sprawdzić, co właściwie przekazuje narracja Marvela widziana jako pojedyncze dzieło, największy spośród eposów, Marcel Proust pomnożony przez Doris Lessing pomnożoną przez Roberta Altmana do potęgi Mahabharaty.

Jako zlepek nakładających się serii opowiadających dziesiątki rozwijanych równolegle historii oferuje ona zupełnie inne podejście do chronologii i kolejności wydarzeń niż większość dzieł kultury. Tak naprawdę nie ma konkretnego początku. To znaczy – ma, ale nikt nie oczekuje, że czytelnik zacznie lekturę od zeszytów z połowy 1961 roku. Zamiast tego saga Marvela oferuje odbiorcy narzędzia do zrozumienia jej kontekstu z dowolnego punktu wejścia – możliwość czytania wstecz, a nawet na boki, nie tylko w przód. Każdy jej element sam w sobie sprawia frajdę – jest wciągający, ekscytujący i przyjemny dla oka (przynajmniej w zamyśle). Układanie w głowie kawałek po kawałku elementów tej ogromnej historii też stanowi pewną rozrywkę.

Dzieło Marvela ma bardzo specyficzny stosunek do autorstwa. Z prawnego punktu widzenia jego „twórcą” jest spółka, która z czasem bardzo się rozrosła, a własność intelektualna przechodziła z rąk do rąk. W praktyce zostało stworzone przez określoną grupę ludzi, których nazwiska (w większości) znamy i których styl (zwykle) bez problemu da się rozpoznać na każdej stronie. Prawie zawsze jednak była to praca zespołowa. Jeśli sądzisz, że konkretny artysta jest jedynym twórcą danej ilustracji lub punktu zwrotnego w fabule, prawdopodobnie nie masz racji. Dlatego błędem jest myślenie o jakiejkolwiek osobie odpowiedzialnej za komiks Marvela jako jego „autorze”.

Co więcej, sama natura „ciągłości” sagi sprawia, że każdy kolejny numer musi łączyć się ze wszystkimi wcześniejszymi i toczącymi się obecnie opowieściami tworzonymi przez pozostałych scenarzystów i ilustratorów (albo przynajmniej ich nie negować).

Czytaj więcej

„Strażnicy galaktyki: Volume 3”: Stare sztuczki nie działają

Z perspektywy czytelnika była to jedna z największych innowacji Marvela. Dzięki niej można śledzić dowolną serię samodzielnie, bez czytania pozostałych. Jeśli ktoś chce jedynie sprawdzić, co nowego u Moon Knighta w tym miesiącu – żaden problem. Niemniej postacie i wątki nadal przeskakują swobodnie z jednej serii do drugiej, a wydarzenia z każdego numeru mogą nieść konsekwencje widoczne w dowolnym innym – jeszcze w tym samym tygodniu albo nawet po latach. Każda krótka opowieść stanowi część, niekiedy kluczową, większej historii.

To poczucie wspólnego doświadczenia, obserwowanie splecionych ze sobą dziesiątków wcześniejszych wątków i osobnych wkładów ich twórców daje szczególną radość ze śledzenia losów Uniwersum Marvela (przez duże U) – jak jest nazywane zarówno przez wydawcę, jak i czytelników komiksów.

Saga Marvela nie jest pierwszą ani jedyną, która działa na tej zasadzie. DC Comics, największy konkurent Marvela, a także pozostali wydawcy komiksów również przyjęli konwencję „uniwersum”, jednak to marvelowskie jest zdecydowanie najbogatsze.

Uniwersum Marvela opiera się na eksploracji – odkrywaniu sekretnych krain wewnątrz znanego nam świata, zdobywaniu nowych doświadczeń – a jego toczące się równolegle opowieści oraz szalenie rozbieżne perspektywy twórców (i to nawet w ramach pojedynczych serii) umożliwiają szersze zrozumienie. Jest to jednocześnie niebezpieczna przygoda, slapstickowa komedia, opera mydlana, krwawy horror, studium postaci i alegoria polityczna. Obejmuje zarówno prawdziwe arcydzieła, jak i nędzną partaninę, a przełknięcie tej drugiej czasami pozwala bardziej docenić te pierwsze. Dojrzewała wraz z odbiorcami, by w końcu wykroczyć poza kolejne pokolenia twórców. Zarówno w formie, jak i treści jest hołdem złożonym zdumiewającej sile ludzkiej wyobraźni i temu, że osoby nią obdarzone wspólnie mogą osiągnąć znacznie więcej, niż działając na własną rękę. To opowieść, która nigdy się nie kończy dla żadnej postaci, nawet po jej śmierci.

Czytaj więcej

„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów

W fantastycznych wyczynach tysięcy bohaterów możesz ujrzeć własne odbicie – przekonać się, kim tak naprawdę masz nadzieję lub obawiasz się stać. Na każdej stronie masz szansę spotkać kogoś takiego jak studentka informatyki, która potrafi rozmawiać z wiewiórkami i przyjaźni się z nieśmiertelnym, pożerającym planety bóstwem. Albo android, który trzydzieści siedem razy uratował świat, a następnie przeprowadził się na przedmieścia Waszyngtonu i założył rodzinę po katastrofalnej w skutkach próbie stania się bardziej ludzkim. Lub też mściwy, potężnie zbudowany kryminalista zajmujący stanowisko burmistrza Nowego Jorku, którego wrogiem numer jeden jest alter ego jego zastępcy – niewidomego prawnika. Czy też kobietę, która jako nastolatka odkryła, że może przechodzić przez ściany, została na krótko opętana przez wersję samej siebie przybyłą z dystopijnej przyszłości, wyszkolono ją na wojowniczkę ninja, spędziła miesiące uwięziona w gigantycznym pocisku pędzącym przez kosmos, a teraz jest kapitanem piratów. A nawet drzewną istotę z innej planety, która w niezwykle ekspresywny sposób używa swojego liczącego trzy wyrazy słownika.

Schemat wspólnego Uniwersum Marvela oferuje wyjątkowo interesujące podejście do etycznych rozważań, znacznie wykraczających poza podział na „tych dobrych” i „tych złych”. Bohaterowie sagi – od Petera Parkera przez Milesa Moralesa, Jessicę Jones aż po Kamalę Khan – nieczęsto pozyskują swe moce z własnej i nieprzymuszonej woli; ich zdolności zazwyczaj stanowią nieoczekiwane brzemię, a nie skutek ciężkiej pracy. Przewiny złoczyńców zaś rzadko są nie do odkupienia i może się zdarzyć, że przyjmą oni role wybawców. Nawet najnikczemniejsi z nich mają swoje motywacje.

Na przestrzeni sześciu dekad saga rozwinęła swoistą dziwaczną, w zasadzie spójną kosmologię. U Marvela to Ziemia stanowi centrum wszechświata, najważniejsze miejsce pośród wszelkiego istnienia. Jednocześnie jest zaledwie „Ziemią-616” – jedną z wielu możliwych wersji świata, w którym toczą się te opowieści. Pewien były chirurg, zamieszkujący wraz z duchem swojego psa kamienicę w Greenwich Village, nieustannie broni planety przed okultystycznym zagrożeniem i wielokrotnie widział jej unicestwienie oraz odrodzenie. Nexus wszystkich rzeczywistości znajduje się głęboko na bagnach Everglades na Florydzie, a strzeże go potwór nieznoszący strachu. Świadkiem wszystkich alternatywnych możliwości rozwoju najistotniejszych wydarzeń był starożytny byt żyjący w powietrznym bąblu na Księżycu, dopóki nie został zamordowany i pozbawiony oczu. W Uniwersum Marvela piekielny tron stoi pusty, a siedziba nordyckiego panteonu pewnego razu rozbiła się w Oklahomie.

Oto niektóre z pytań zadawanych w sadze Marvela oraz udzielane na nie (skrócone) odpowiedzi.

  • Czym zajmują się bogowie? (Tworzą, osądzają, niszczą).
  • Czym zajmują się monarchowie? (Chronią swoje narody, nawet jeśli czyni ich to potworami).
  • Czy istnieje cokolwiek poza światem, który znamy? (Istnieje więcej, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić).
  • Co się dzieje, gdy dorastamy? (Zdarza się, że usiłujemy odłożyć na bok rzeczy uznawane za dziecinne, ale w praktyce jest to niewykonalne, a nawet niewskazane. Najlepiej po prostu przekształcić je w coś większego i piękniejszego).

Jednakże świat Marvela to przede wszystkim miejsce naukowych cudów i postępu technologicznego, który odmienia życie wszystkich zamieszkujących go istot. Jego najwybitniejszymi, a przy tym najbardziej omylnymi bohaterami są osoby z doktoratami. Sagę rozpoczyna nieudany lot rakiety, głównym motorem narracji osadzonej w połowie XX wieku jest technologiczny wyścig zbrojeń mający na celu stworzenie żołnierza doskonałego, a terror sieje przeważnie sekta naukowców, którzy chcą zadać cios korporacyjnej kontroli. Niektóre z najbardziej popularnych postaci to tak zwane „dzieci atomu” – reprezentanci kolejnego etapu ewolucji, zapoczątkowanego przez epokę nuklearną. W Ziemi-616 da się rozpoznać nasz własny świat, dziwniejszy i bogatszy dzięki zdobyczom nauki; świat, w którym głęboka wiedza stanowi tarczę chroniącą przed niepojętymi potwornościami. (…)

Twój drugi dom

Moja specjalność to krytyka muzyki popularnej, dobrze zatem wiem, że jeśli jakieś dzieło sztuki zyskuje na znaczeniu, musi zawierać coś, co przyciąga uwagę publiczności i sprawia jej szczególną przyjemność. Oczywiście zdarzają się przypadki komercyjnych porażek będących mimo wszystko prawdziwym triumfem sztuki, i za wieloma z nich staję murem w kolejnych rozdziałach. Jednakże każdy bestsellerowy komiks (podobnie jak każdy przebój muzyczny) ma w sobie coś wyjątkowego, a do zadań krytyków zajmujących się tym konkretnym medium należy ustalenie, w czym tkwi owa wyjątkowość. To niełatwe zadanie, które czasami mnie przerasta. Nic nie poradzę. Niekiedy mam pełną świadomość, że dany komiks jest szczególnym dziełem, ale mnie w ogóle nie rusza – kwestia gustu i osobistych preferencji.

Jak już wspominałem, fakt, że komiksy Marvela od zawsze były w pełni komercyjnym przedsięwzięciem, oznacza, że wydawnicze hity – niezależnie od tego, kto pisał scenariusz lub tworzył ilustracje – odpowiadały na konkretne potrzeby odbiorców. Wczesne etapy rozwoju Marvela obejmują głównie bajeczki o potężnych herosach, kierowane do dzieci. Styl narracji komiksów o superbohaterach dojrzewał wraz z odbiorcami, a fabuły prezentowały coraz bardziej prowokujące podteksty. Biorąc pod lupę ostatnich sześćdziesiąt lat komiksów Spider-Man czy Captain America, wyraźnie da się zauważyć wzloty i upadki poszczególnych twórczych trendów oraz powiązanych z nimi sposobów prowadzenia narracji.

Gdy zagłębiasz się w sagę Marvela, staje się ona twoim drugim domem, stale rozwijanym i pełnym nieukończonych jeszcze cudów. Oferuje nie mniej możliwości niż nasza własna rzeczywistość. Spędzanie czasu w tym uniwersum może cię lepiej przygotować do zmierzenia się z prawdziwym światem: będziesz ciekaw, jak jego elementy są do siebie dopasowane, staniesz się bardziej skłonny do odkrywania nowych rzeczy i zaakceptowania faktu, że nie da się wiedzieć wszystkiego, zaś w obliczu katastrofy wykrzeszesz z siebie nadzieję. Kiedy uświadomisz sobie, że każde życie jest częścią znacznie większej układanki, łatwiej będzie ci dostrzec światełko w tunelu.

Tytuł i śródtytuły od redakcji

Dwadzieścia siedem tysięcy komiksów o superbohaterach, które zostały opublikowane przez wydawnictwo Marvel Comics od 1961 roku, stanowi najdłuższy ciągły i samodzielny utwór fabularny, jaki kiedykolwiek stworzono. Obejmuje on już ponad pół miliona stron i wciąż się rozrasta. Swój wkład wniosły w niego tysiące scenarzystów i artystów. Każdego tygodnia w konstrukcję tej ogromnej sagi wplatanych jest około dwadzieścia cienkich broszurek liczących po 20–30 stron. Zgodnie z założeniami kolejne numery mogą budować narrację w oparciu o wydarzenia przedstawione wcześniej, a przy tym wszystkie są (przynajmniej do pewnego stopnia) ze sobą spójne.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
„Dojrzewanie”. Serial o najgorszym koszmarze rodzica
Kultura
„Łupy”: Nie każdy zostanie jarlem
Kultura
Rylski, Karpowicz, Nurowska, Saramonowicz. Biblioteka farmazonów
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Jon Fosse – wybitny mistyk czy kiczowaty teolog?
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Czy Nobel dla Han Kang to słuszna decyzja?