Muse, Linkin Park i Future na Open'er'25. Koncerty to kultura, wymagają romantyzmu

Rok 2025 będzie kolejnym rekordowym okresem, ponieważ udział w koncertach jest bardzo wysoki i stale rośnie. Jednak warto też mówić o problemach – mówi Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art i festiwalu Open’er, który w tym roku odbędzie się w dniach 2-5 lipca

Publikacja: 20.06.2025 04:54

Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Art i Open’er Festival w Gdyni

Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Art i Open’er Festival w Gdyni

Foto: Marta Kacprzak/Mat.Pras./Alter Art

Jaka jest obecnie twoja generalna ocena ciągle zmieniającego się globalnego rynku koncertowego?

Na rynku koncertowym niezwykle fascynujące jest to, że jest on nieustannie zmienny i pełen nowych tendencji. Jednak jeśli spojrzeć na sytuację ogólną, to nigdy w historii nie było tak dużego, rozbudowanego i masowego przemysłu koncertowego jak dziś. Rok 2025, również w Polsce, z pewnością będzie kolejnym rekordowym okresem, ponieważ udział w koncertach jest bardzo wysoki i stale rośnie. Cieszymy się, że uczestnictwo w wydarzeniach muzycznych stało się naturalnym elementem życia wielu różnych grup wiekowych – to naprawdę piękne zjawisko. 
Jednak warto również mówić o pewnych problemach. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które może mieć negatywne konsekwencje – a może już je wywołuje. Można je nazwać syndromem odwróconej piramidy w kontekście przychodów. Największe imprezy są niezwykle kosztowne, a istnieje społecznie rozumiana potrzeba uczestnictwa w tych największych wydarzeniach i spektakularnych tournée.

Zgodnie z zasadą, że 1 proc. populacji skupił 99 proc. wszystkich bogactw?

Już chyba mniej niż 1 proc… Ale chodzi też o coś więcej u fanów – o kwestię sposobu odbierania różnych bodźców. Mamy do czynienia z pierwszym pokoleniem, które jest od początku wychowane w świecie social mediów. Mówię o Gen Z. Tak samo jest z koncertami. Jeżeli ktoś partycypuje w tych największych wydarzeniach, na które oczywiście jest największa presja społeczna – moja obawa jest taka, że ludziom nie będzie starczało środków, żeby pójść na koncert klubowy. A siłą muzyki jest permanentny rozwój, polegający na tym, że powinno być miejsce zarówno na nowe zjawiska muzyczne, które w naturalny sposób będą się rozwijały i uzupełniały, jak i na to, co już uznane. Wysysanie pieniędzy przez największe globalne gwiazdy może temu przeszkodzić, a ja jestem wciąż romantykiem i kłócę się z różnymi kolegami ze świata, podkreślając, że rynek koncertowy nigdy nie był zwykłym rynkiem. To jest jednak rynek kultury, a kwestia dostępu do niego oraz jego różnorodności jest niezwykle ważna dla zachowania równowagi rozwoju artystów – powiązanego ze sprawą uczestnictwa w koncertach fanów.  

jestem wciąż romantykiem i kłócę się z różnymi kolegami ze świata, podkreślając, że rynek koncertowy nigdy nie był zwykłym rynkiem. To jest jednak rynek kultury, a kwestia dostępu do niego oraz jego różnorodności jest niezwykle ważna dla zachowania równowagi rozwoju artystów – powiązanego ze sprawą uczestnictwa w koncertach fanów.

Mikołaj Ziółkowski

Wiadomo, że są artyści, którzy mogą podyktować każdą cenę biletów i znajdą się fani, którzy zapłacą każde pieniądze. Przecież gdyby bilety na Taylor Swift kosztowały dwa albo trzy razy więcej niż ostatnio, też by się sprzedały. Takie są fakty. I tutaj była prowadzona świadoma polityka. Jednak uważam, że ceny biletów powinny być w miarę stabilne, żeby na rynku wszyscy się pomieścili. Jednocześnie nie jestem jedynym romantykiem. Znam największych topowych artystów na świecie, którzy w trakcie przygotowania cen biletów mówią, że ich ceny powinny być adekwatne do kosztów, jednak przynajmniej w pewnych obszarach dostępne dla wszystkich, żeby koncert nie był tylko dla bogaczy. Czy powinniśmy o tym myśleć? Ja myślę. Wspaniale, że jest sukces, ale sukcesem też trzeba zarządzać.

Jak wytłumaczyć sytuację, że koncerty cieszą się coraz większą popularnością w sytuacji, gdy wszystko rzekomo przenosi się do social mediów, świat staje się wirtualny, wszystko możemy rzekomo obejrzeć w necie. A jednak – kontakt rzeczywisty z artystą na koncercie jest czymś coraz bardziej atrakcyjnym. Bilety znikają błyskawicznie.

Sądzę, że koncerty to bastion relacji międzyludzkich, ludzie spotykają się w jednym miejscu, przeżywają wspólne emocje z ulubionymi artystami. Szczególnie służą temu festiwale, które trwają cały dzień albo kilka. Tak więc z jednej strony jesteśmy coraz bardziej zdigitalizowani we wszystkich obszarach, ale z drugiej koncertowe DVD są właściwie kolekcjonerskim dodatkiem do muzyki na żywo, koncerty grane online mają znaczenie również dodatkowe, zaś najważniejsze są te w bezpośrednim kontakcie, bo ludzie chcą się spotkać, chcą się poznać, chcą być ze sobą i chcą przeżywać wspólne muzyczne i pozamuzyczne emocje. Również młoda publiczność wychowana w cyfrowym świecie nie ma zamiaru zastąpić realnych przeżyć żadną digitalową formą, bo tego nie da się zrobić.

Na tle tego, o czym mówiłeś, czyli najdroższych produkcji wysysających pieniądze z rynku, festiwale są też najbardziej ekonomiczną, stosunkowo tanią formą kontaktu z artystami.

Tak, dlatego gdy słyszę, szczególnie teraz, że karnet na festiwal trwający cztery dni z udziałem ponad 80 artystów jest drogi, gdy jego cena jest porównywalna czasami z jednym biletem na stadionowe show, i to tym tańszym, to jest po prostu nieprawda. Mówi się, że koncert na festiwalu jest uboższy. Mamy na Open’erze w tym roku Linkin Park i to jest dokładnie taka sama produkcja jak na stadionach. Mamy akurat takie możliwości na Open’erze. Bez żadnych kompromisów. Wszystkie ubiegłoroczne koncerty – Doja Cat, Sam Smith, Foo Fighters i Måneskin – miały pełną stadionową produkcję. A bilety per saldo były i są dużo tańsze. Nie ma innej możliwości zobaczenia tylu artystów w cenie karnetu festiwalowego, który w różnych okresach przedsprzedaży i jej końca oscyluje na poziomie – plus minus – tysiąca złotych. Przecież bilety na niektóre indywidualne koncerty sięgają kilkuset złotych. My zaś dajemy szansę zobaczenia i wysłuchania ponad 80 artystów. Dodam, że Polacy zaakceptowali ewolucję cenową dotyczącą muzyki w ostatnich kilku latach. Chcemy czy nie – bilety na koncerty kosztują, a ich ceny się urealniły.

Przejrzałem line-upy największych czerwcowo-lipcowych festiwali w Europie, z którymi Open’er jest porównywany, czyli Glastonbury, Werchter, Roskilde, i nie mogę powiedzieć, żeby byli w tym roku, tak jak w poprzednich latach, ewidentni liderzy sezonu wakacyjnego. Ty postawiłeś na Nine Inch Nails, Linkin Park, Muse, Future’a, Massive Attack.

Oczywiście, są pewne wspólne motywy między tegorocznymi festiwalami, ale myślę, że my mamy bardzo ciekawą kombinację: z jednej strony reprezentację koncertowych legend, zaś z drugiej – bardzo dużo nowych zjawisk muzycznych, na przykład silna fala kobiet songwriterek, co było już czytelne na Orange Warsaw Festiwal w postaci Charlie xcx, Chappell Roan. Nie wszystkie z nich są jeszcze headlinerkami, ale już stanowią ważną siłę, jak Gracie Abrams, Arca, FKA twigs i Girl in Red. Te i inne przedstawicielki Girl Power konstytuują tegoroczny program, bo przedstawicielki alternatywnego popu, songwriterki są w natarciu.

Ale legendy muzyczne też mają wielkie znaczenie.

Oczywiście, bo wystarczy posłuchać Massive Attack, żeby stwierdzić, że jest ponadczasowe, zaś Linkin Park w obecnym wcieleniu, z nową wokalistką Emily Armstrong, to nie tylko próba odgrzania dawnej sławy, lecz pomysł na dziś i przyszłość. Linkin Park znowu nagrało bardzo dobrą płytę.

Jak bardzo rosną honoraria artystów oraz koszty produkcji?


To jest jedno z głównych wyzwań współczesnego świata muzycznego, bo jeśli chcemy rywalizować z innymi – nie tylko europejskimi, ale też światowymi – festiwalami, musimy mieć ciekawą jak one albo ciekawszą propozycję. Mamy w tym roku rapera Future’a, który na Open’erze da jedyny festiwalowy koncert w Europie. Niedawno ogłoszony Conan Gray gra w Europie tylko kilka koncertów, a jest coraz bardziej gorącym nazwiskiem. Podobnie jak raperka Doechii, której kariera gigantycznie eksplodowała i w pierwszej fazie lata gra tylko cztery koncerty w Europie. A jeśli chodzi o honoraria to oczywiście rosną. Rok do roku mamy wzrost około 50 proc.

Wysoko powyżej inflacji.

A w perspektywie czasów sprzed pandemii – 300 proc. Honoraria artystów są absolutnie kosmiczne i jest to gigantyczne wyzwanie dla festiwali oraz całego rynku. Jeśli Bad Bunny sprzedaje stadion w parę minut, to honoraria szybują. I tak wracamy do tego, od czego zaczęliśmy: to jest wyzwanie dla nas jako organizatorów, żeby największe gwiazdy światowe dostały tyle, żeby zostało coś jeszcze dla innych, żeby ktoś globalne gwiazdy mógł kiedyś zastąpić. Różnorodność koncertowa polega na tym, że muszą być wielkie stadionowe gwiazdy i świetni artyści, którzy grają dla kilkuset osób w klubach. Bo tylko wtedy muzyka się rozwija.

Czytaj więcej

Angus Young szybko nie wróci

Jak będzie na Open’erze z frekwencją na tle zeszłego roku?

Spodziewamy się bardzo podobnej, więc jesteśmy bardzo zadowoleni. Może tak się zdarzyć, że na któryś z dni biletów zabraknie.

Gdy więc pojawia się taka nowa impreza jak w sierpniu poznański BitterSweet z Post Malone, nie jest to dla was konkurencja?

Z rynkiem muzycznym jest tak, że pewne rzeczy nie są zero-jedynkowe. Naszym zadaniem jest nieustannie się rozwijać. Jeżeli pojawiają się nowe inicjatywy, czy pojawiały się przez te dwadzieścia kilka lat, odkąd działamy na rynku, pracujmy, żeby być jeszcze lepsi. Naszym zadaniem jest czuć puls muzyki i pokazywać rzeczy, które są z jednej strony już na dobrym poziomie, z drugiej zaś wyprzedzają czas – pokazywanie rzeczy, które albo za chwilę będą superpopularne, albo nigdy nie będą najpopularniejsze, bo nie taka jest ich rola, a są bardzo wartościowe. Doskonałym przykładem może być FKA twigs, która zaczęła tournée w Barcelonie na Primaverze. Jest niesamowita, ma świetną płytę, ale nigdy nie będzie gwiazdą pokroju stadionowego, co nie zmienia faktu, że jej wpływ na muzykę od lat jest bardzo duży i to o to w tym wszystkim chodzi. Inwestujemy w artystów i Open’er zawsze będzie miał ambicje pokazywania bardzo dużo dobrej muzyki.

Czytaj więcej

Dawid Podsiadło zmienia układ festiwali. Co na to Męskie Granie?

A czy taka rywalizacja, jaka odbywa się teraz między objazdowymi, weekendowymi festiwalami, jak Męskie Granie, Letnie Brzmienia oraz nową Zorzą Dawida Podsiadły, ma na was wpływ?

Nie, bo nie mamy takiego formatu i nie działamy w tym obszarze, jednak obserwujemy cały rynek. Na pewno te festiwale mają dobry wpływ na dobrostan artystów, ale też dotarły do pewnych grup, które – być może – nie brały udziału w festiwalach polskich wykonawców. Mam wrażenie, że wiele osób mogło włączyć się do tego szerokiego nurtu wydarzeń z polską muzyką. Mam też takie poczucie, że ta rywalizacja podnosi poziom polskiego rynku i wykonawców, aczkolwiek jest to związane z wieloma wyzwaniami wśród promotorów, którzy zajmują się tymi formatami.

W zeszłym roku pokazaliśmy „The Employees” Łukasza Twarkowskiego ze stołecznego Studia, jeszcze wcześniej spektakle Krzysztofa Warlikowskiego z Nowego. Z tym większą przyjemnością również w tym roku ogłosiliśmy przedstawienie „Nowy Pan Tadeusz, tyle że rapowy” z Teatru Polskiego w Poznaniu w reżyserii Kamila Białaszka.

Mikołaj Ziółkowski

A jeżeli mówimy już o formatach, to specjalnością Open’era jest zapraszanie na festiwal profesjonalnych spektakli teatralnych, co jest ewenementem na skalę światową.

To wielkie wyzwanie, szczególnie w takiej przestrzeni jak nasza. Staramy się realizować nasz projekt ambitnie, tym bardziej że sami go finansujemy. Jednocześnie wszyscy jesteśmy świadomi, że ludzie nie kupują biletów na Open’era po to, żeby pójść do teatru. Wiadomo, że jest to program niezwykle ważny, ale towarzyszący.

Dla niektórych jest to pierwszy kontakt z ważnymi teatrami.

Tak. W zeszłym roku pokazaliśmy „The Employees” Łukasza Twarkowskiego ze stołecznego Studia, jeszcze wcześniej spektakle Krzysztofa Warlikowskiego z Nowego. Z tym większą przyjemnością również w tym roku ogłosiliśmy przedstawienie „Nowy Pan Tadeusz, tyle że rapowy” z Teatru Polskiego w Poznaniu w reżyserii Kamila Białaszka.

Czytaj więcej

Emade: Kaczor poszedł nagle do klasztoru i przepadł

Czyli rapera Kozy – pierwszego bodaj, który studiuje reżyserię.

Mam nadzieję, że klasyka w nowej, rapowej formie i wypowiedzi młodego reżysera-rapera dotrą do naszych widzów z Gen Z. Warto dodać, że mówimy o tym pokoleniu już tyle lat, a zapominamy, że określenie to dotyczy ludzi w wieku 18–29 lat, którzy stanowią wielkie wyzwanie, bo są świadomymi, aktywnymi obywatelami.

Jaka jest obecnie twoja generalna ocena ciągle zmieniającego się globalnego rynku koncertowego?

Na rynku koncertowym niezwykle fascynujące jest to, że jest on nieustannie zmienny i pełen nowych tendencji. Jednak jeśli spojrzeć na sytuację ogólną, to nigdy w historii nie było tak dużego, rozbudowanego i masowego przemysłu koncertowego jak dziś. Rok 2025, również w Polsce, z pewnością będzie kolejnym rekordowym okresem, ponieważ udział w koncertach jest bardzo wysoki i stale rośnie. Cieszymy się, że uczestnictwo w wydarzeniach muzycznych stało się naturalnym elementem życia wielu różnych grup wiekowych – to naprawdę piękne zjawisko. 
Jednak warto również mówić o pewnych problemach. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które może mieć negatywne konsekwencje – a może już je wywołuje. Można je nazwać syndromem odwróconej piramidy w kontekście przychodów. Największe imprezy są niezwykle kosztowne, a istnieje społecznie rozumiana potrzeba uczestnictwa w tych największych wydarzeniach i spektakularnych tournée.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
Justin Timberlake i Alanis Morissette - światowe gwiazdy w Warszawie
Muzyka popularna
Jak Opole upamiętni Tyma i Trzcińskiego? Ania Iwanek wygrywa Premiery
Muzyka popularna
Nie żyje Brian Wilson, założyciel The Beach Boys, twórca rajskich brzmień
muzyka
Ola Jas: polska wokalistka z portugalską fascynacją zaśpiewa z NOSPR
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Muzyka popularna
Oasis powracają. Wielka bitwa o bilety. Czy Gallagherowie nie pobiją się na scenie?