Zanosiło się na pierwszą porażkę Legii przy Łazienkowskiej w tym sezonie i choć w ostatnich minutach - po ładnej dwójkowej akcji Macieja Rosołka z Igorem Strzałkiem - wyrównał Paweł Wszołek, wszystko wskazuje, że brak zwycięstwa będzie miał dla wicelidera z Warszawy poważne konsekwencje.
Do końca sezonu pozostało co prawda jeszcze sześć kolejek, czyli 18 punktów do zdobycia. Ale trudno sobie wyobrazić, by Raków roztrwonił taką przewagę na finiszu. W tej sytuacji celem Legii na ostatnie tygodnie powinny być obrona drugiego miejsca i wywalczenie Pucharu Polski (finał z Rakowem 2 maja na PGE Narodowym).
Czytaj więcej
Barcelona zmierza po mistrzostwo Hiszpanii w ślimaczym tempie. Drużyna Xaviego straciła rozpęd. Nie zachwyca, podobnie jak Robert Lewandowski.
Mecz przy Łazienkowskiej - w przeciwieństwie do jesiennego spotkania w Poznaniu, gdzie skończyło się bezbramkowym remisem - nie rozczarował. Były gole i emocje do ostatniego gwizdka sędziego. Zaczęło się świetnie dla Legii, bo już po 13 minutach objęła prowadzenie. Josue popisał się prostopadłym podaniem do Wszołka, ten zagrał wzdłuż bramki do Tomasa Pekharta, a Czech wślizgiem skierował piłkę do siatki.
To popołudnie należało jednak do Afonso Sousy. Portugalczyk nie strzela wielu goli, ale w niedzielę dał się Legii mocno we znaki. Najpierw wykorzystał zamieszanie w polu karnym (Mikael Ishak, leżąc na ziemi, domagał się rzutu karnego i nie widział nawet, że koledzy zdołali wyrównać), a kilkanaście minut później strzałem w okienko dał Lechowi prowadzenie.