Porażka z Węgrami na zakończenie zmagań w grupach mocno skomplikowała sytuację reprezentacji Polski. Zamiast półfinałowego meczu na własnym stadionie z teoretycznie słabszym rywalem, trzeba będzie się zmierzyć na obcym terenie z przeciwnikiem dużo bardziej niewygodnym – w najgorszym przypadku z jedną z potęg.
Ktoś powie, że w barażach słabych drużyn nie ma, bo Macedonia Północna potrafiła pokonać na wyjeździe Niemców, a inne z nierozstawionych zespołów – Ukraina i Czechy – na ostatnim Euro doszły do ćwierćfinału. Ale nie da się ukryć, że to rywale pasujący nam bardziej, z którymi potrafiliśmy toczyć wyrównane boje i zwyciężać.
Czytaj więcej
Po porażce z Węgrami wniosek może być tylko jeden: Paulo Sousa nie chodzi po ziemi. Oby wrócił do rzeczywistości przed barażami.
Prawdą jest, że najlepsze mecze za kadencji Paulo Sousy rozegraliśmy z najbardziej wymagającymi rywalami – Anglią w kwalifikacjach mundialu i Hiszpanią na Euro. Ale żadnego z nich nie wygraliśmy. A w barażach nie chodzi o gromadzenie punktów, tylko o zwyciężanie.
Scenariusz, w którym zamykamy drogę do Kataru Włochom lub Portugalczykom, brzmi atrakcyjnie. Tyle że dziś nie ma wielu przesłanek, by sądzić, że ta misja może się powieść.