Ze wstępnych informacji Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że od września ponad 6,8 tys. nauczycieli straci pracę. Związek Nauczycielstwa Polskiego, który gromadzi własne dane o wypowiedzeniach, alarmuje, że kolejne kilkadziesiąt tysięcy odczuje obniżenie liczby godzin lekcyjnych, co przełoży się na niższe wynagrodzenia.
Zasiedziane posady
– Dyrektorzy szkół nie chcą zwalniać mianowanych nauczycieli, bo to bardzo ryzykowne – zauważa Marek Pleśniar, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Szczególnie jeśli chodzi o nauczyciela z wieloletnim stażem, który, w myśl Karty nauczyciela, ma mocniejszą ochronę przed zwolnieniem. Dyrektorowi łatwiej więc rozstać się z młodym zdolnym nauczycielem, który nie osiągnął jeszcze najwyższych stopni awansu zawodowego, niż z osobą, która ma już wieloletni staż i wypracowane prawo do emerytury nauczycielskiej czy świadczenia kompensacyjnego.
– Błąd dyrektora powoduje, że sąd pracy przywraca nauczyciela na dotychczasowe stanowisko – potwierdza Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich.
A o pomyłkę łatwo, bo wyboru nauczyciela do zwolnienia z przyczyn określonych w art. 20 ust. 1 Karty nauczyciela dyrektor powinien dokonać, stosując czytelne i jasne kryteria. O tym, które kryteria się liczą, wskazuje orzecznictwo Sadu Najwyższego, a nie ustawa. To dodatkowo utrudnia zadanie. Przykładowo: z wyroku SN z 14 grudnia 2000 r. (I PKN 138/00) wynika, że ważna jest podstawa zatrudnienia i nauczyciel mianowany ma lepszą ochronę niż kontraktowy. Wyrok SN z 11 września 2001 r. (I PKN 610/00) mówi zaś, że nawet niskie oceny pracy takiego nauczyciela nie ułatwiają wręczenia mu wypowiedzenia. Problemem dla szkół są także koszty rozstania z nauczycielem mianowanym. Zgodnie z art. 20 Karty przysługuje mu odprawa w wysokości jego półrocznej pensji.
– Dla wielu nauczycieli obniżenie liczby godzin lekcyjnych oznacza ubóstwo – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Dlatego powinni szukać pracy poza oświatą.