– Czytając uzasadnienie wyroku sądu I instancji, miałem wrażenie, że gdzieś to już czytałem. Z przerażeniem stwierdziłem, że uzasadnienie jest zbudowane przynajmniej w zakresie stanu faktycznego, tak jakby nie ujęto w nim całej fazy postępowania przed sądem, tak jakby nie uwzględniono zmiany zeznań niektórych świadków, wniosków i dowodów obrony – mówi Urbański.
Mecenas polecił sprawdzić za pomocą programu komputerowego podobieństwa między aktem oskarżenia a uzasadnieniem.
– Okazało się, że uzasadnienie jest powielone, nie przepisane. Co oznacza, że musiała być skopiowana z jakiegoś nośnika elektronicznego treść aktu oskarżenia oraz pisma procesowego prokuratury pt. „Analiza połączeń telefonicznych” – mówi adwokat. – [b]Wyrok w zakresie stanu faktycznego był kompilacją tych prokuratorskich materiałów, minimalnym wkładem intelektualnym sądu.[/b] Własne były tylko stylistyczne wtrącenia, oceniam je na 5 proc.
W efekcie, jeśli prokuratura zrobiła jakiś błąd literowy co do opisywanego meczu, to ten sam błąd znalazł się w uzasadnieniu wyroku – twierdzi adwokat.
Urbański nie kryje oburzenia:
– Czy tak powinien wyglądać proces karny? Taka technika powoduje, że oskarżony jest na straconej pozycji, gdyż sąd przyjmuje punkt widzenia prokuratury, a pomija dowody obrony, nie uzasadniając, czemu nie dał im wiary. Taka praktyka pozbawia zarówno sąd odwoławczy, jak i obrońców możliwości kontroli toku rozumowania sądu przy wydaniu wyroku. To rażąco narusza zasady rzetelnego procesu.