Żeby jednak nie było tak różowo, urzędnikom i politykom warto przypomnieć, że mamy wyjątkowo trudne i skomplikowane przepisy, z których zrozumieniem kłopoty mają nawet doradcy podatkowi. Jeden przepis odsyła do drugiego, a ten do dziesięciu następnych. Pod koniec nikt już nie wie, o co chodziło na początku. Na pomoc fiskusa też trudno liczyć. Co prawda podatnik może wystąpić z wnioskiem o wydanie interpretacji podatkowej, ale musi za nią zapłacić, no i zaczekać. A w wielu wypadkach i tak się nie doczeka, gdyż fiskus coraz mniej chętnie wyjaśnia zawiłości podatkowe. Tymczasem w firmie decyzje trzeba podejmować z dnia na dzień.
Liczenie podatków też jest coraz trudniejsze. Mamy rozbudowane przepisy o kwocie wolnej (konia z rzędem temu, kto nie jest doradcą podatkowym i się w tym połapie), są różne koszty dla pracowników. Co prawda funkcjonuje już usługa Twój e-PIT (zeznania przygotowane przez urzędników), ale nie wszyscy mogą z niej skorzystać. Ciekawe, czy Ministerstwo Finansów pamięta, że obiecało rozszerzyć od przyszłego roku usługę na przedsiębiorców i wynajmujących?
Sama idea obniżenia podatków jest jak najbardziej słuszna i niewątpliwie ucieszy podatników. Każdy woli ze swoich pieniędzy oddawać mniej niż więcej. Jednak wszystkich liczących na to, że od października zapłacą niższą zaliczkę na podatek dochodowy, czeka niespodzianka. Okazuje się bowiem, jak wyjaśniło to „Rzeczpospolitej" Ministerstwo Finansów, że zamiast 17 proc. podatnicy zapłacą 17,75 proc. – taka bowiem wyszła fiskusowi średnia za cały rok. 17 proc. zapłacimy dopiero w 2020 r.
Albert Einstein udowodnił, że czas jest pojęciem względnym i przestrzeń jest zakrzywiona. Fiskus zaś, że matematyka jest względna i rachunki też mogą podlegać zakrzywieniu. W Twoją, podatniku, stronę.