Przez długie lata, za sprawą społecznych uwarunkowań oraz wynikającego z nich orzecznictwa sądów rodzinnych, ugruntowało się przekonanie, że w konflikcie rodziców to matka jest osobą skłonną do poświęceń, jedyną zainteresowaną sprawowaniem nad dzieckiem codziennej opieki oraz wiodącym rodzicem, zaś ojciec to ten, który wraz z rozpadem więzi z dotychczasową partnerką lub żoną traci zainteresowanie pociechą. Ogranicza się, w najlepszym wypadku, do sporadycznych z nią spotkań i partycypowania w kosztach utrzymania, lecz w większym stopniu na zasadzie jałmużny niźli regularnych wpłat.
Od dłuższego już czasu rzeczywistość nabiera jednak innego wymiaru. Ojcowie chcą wychowywać swe dzieci i podejmują ku temu starania. Nie tyle deklarują, ile dobrowolnie łożą na ich utrzymanie, a nadto coraz częściej gotowi są podejmować wyzwanie sprawowania opieki naprzemiennej. Ta z różnych względów nie cieszy się przychylną opinią psychologów, lecz w praktyce pozwala obojgu rodzicom cieszyć się ze stałego i długiego kontaktu z dziećmi.
Pomimo tych zmian matki, przy których dziecko przebywa na stałe, niezwykle często decydują się na działania, które – choć pozornie mają służyć dobru dzieci – w praktyce są wojną pozycyjną z ojcem. Nawet wtedy, gdy jest on zainteresowany udziałem w życiu dziecka, starają się zminimalizować czas kontaktów, równocześnie wywodząc, iż konieczne jest zasądzenie wyższych alimentów z uwagi na niewielki faktyczny udział ojca w wychowaniu. Zmierzając zaś do tego, aby kontakty miały najuboższy z możliwych wymiarów, wymagają jednocześnie, aby ojciec wezwany przez telefon w ostatniej chwili, pokonał dowolny dystans i w nieustalonym wcześniej terminie spędził czas z dzieckiem. Jeśli okaże się to niemożliwe z przyczyn obiektywnych, gotowe są argumentować przed sądem, iż tak oto potwierdziło się, że ojciec deklarował wprawdzie chęć kontaktów, ale wtedy, gdy ma możliwość, nie chce z niej korzystać.
Matki niezwykle często, sprzecznie, niźli rzecze przysłowie, nie znajdują satysfakcji z wróbla w garści i gotowe są walczyć o gołębia na dachu choćby ryzykowały, iż odleci. Wiele jest bowiem spraw, w których ojciec dobrowolnie łoży na dziecko w miarę możliwości – co więcej – w kwotach adekwatnych do potrzeb dziecka, zaś matka oczekuje kwot znacznie wyższych. Jeśli w sprawie dochodzi do wydania zabezpieczenia, często okazuje się, że – pomimo zajęcia komorniczego – konto zobowiązanego świeci pustkami, a gdy zostanie zasilone, z możliwej do otrzymania kwoty alimentów część pieniędzy przeznaczana jest na wynagrodzenie komornika i działającego w sprawie pełnomocnika, a nie na dziecko.
Czytaj także: