Ze stron resortu usunięto już zarówno informacje o tablicach alimentacyjnych, jak i późniejszy komunikat o tym, jak należy je interpretować.
„Tablice alimentacyjne mają pomagać, a nie wzbudzać kontrowersje. Dobro dziecka jest wartością nadrzędną, ale nie możemy pomijać głosu rodziców. Wsłuchując się w Państwa uwagi, ponownie je przeanalizujemy, skonsultujemy tablice raz jeszcze z ekspertami i organizacjami społecznymi” – napisała na portalu X Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, wiceministra sprawiedliwości.
Tablice uwzględniały wysokość zarobków osoby zobowiązanej do alimentów (w przedziałach brutto) oraz liczbę dzieci i na tej podstawie wskazywały sugerowaną wysokość alimentów przypadających na jedno dziecko. Im wyższe dochody zobowiązanego, tym wyższe alimenty. Z drugiej strony im więcej dzieci, tym niższa jednostkowa kwota świadczenia.
Publikując tabele, resort zapewniał, że kalkulacje są efektem szerokich konsultacji z sędziami, komornikami i ekspertami z zakresu prawa rodzinnego. Skoro tak, to jak w takim układzie wyjaśnić, że przy trójce dzieci zobowiązanemu po zapłaceniu alimentów zostawałaby kwota nieco powyżej, a w niektórych przypadkach poniżej określanego przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych minimum egzystencji (w 2024 r. wynosiło 949,89 zł dla gospodarstw jednoosobowych)?
Alimenty brutto, netto – co za różnica?
Choć bowiem autorzy zastrzegli, że łączna kwota alimentów nie może przekroczyć 3/5 dochodu zobowiązanego ustalonego przez sąd w postępowaniu (taka granica potrąceń wynika z art. 87 § 3 pkt 2 kodeksu pracy), to okazuje się, że chodzi o 3/5 – nie dochodu, lecz przychodu.