Przyzwyczajeni do ekspresu sejmowego przestaliśmy oburzać się na kolejne jednodniowe zmiany prawa. Nie dziwią już brak debaty, vacatio legis, lakoniczne i oderwane od uchwalanych regulacji uzasadnienia. Zbliżające się wybory zdominowały przestrzeń publiczną tak, że kolejna czwarta już tarcza antycovidowa odnotowana została wzruszeniem ramion. Zawarto w niej jednak rozwiązania osobliwe z dwóch co najmniej powodów.
Po pierwsze, całkowicie oderwane od problemów epidemicznych. Po wtóre, niespójne i niedorzeczne w stopniu, którego nie może wyjaśnić nawet sympatia rządzących dla okresu realnego socjalizmu jako wzorca, na którym od czterech lat buduje się polskie prawo i proces karny, a z którego i tym razem zaczerpnięto żywcem prawnokarne rozwiązania tarczy 4.0. Pod pretekstem epidemii zdyskredytowano kompetencje prezydenta, zmarginalizowano tworzony z uporem godnym lepszej sprawy surogat sądu konstytucyjnego, by uplasować w kodeksie karnym regulacje, których nie powstydziliby się twórcy sławetnej ustawy o szczególnej odpowiedzialności karnej z 1985 r., zwanej powszechnie ustawą „o szoku".