Miała ona ograniczać obywatelom dostęp do informacji publicznych w sytuacjach, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo gospodarcze państwa. Co się pod tym kryje, poprawka nie precyzowała, stwarzając ogromne pole do nadużyć.
Dlatego z decyzji Trybunału należy się cieszyć, bo sama poprawka, jak i forma jej uchwalenia, była skandaliczna i słusznie, że znalazła swoje właściwe miejsce, czyli w koszu na śmieci. I może będzie to dostateczne ostrzeżenie dla naszych legislatorów, aby więcej tego rodzaju kpin z prawa i z wyborców nie robić.
Zwłaszcza że coraz częściej obywatele mają ochotę patrzeć władzy na ręce, coraz śmielej korzystając z ustawy o dostępie do informacji publicznej. Po prostu wiemy, jakie są nasze konstytucyjne prawa, i chcemy z nich korzystać.
Szkoda, że nie zawsze tę wiedzę mają urzędnicy, którzy bardzo niechętnie dzielą się swoją wiedzą i dorobkiem. Najbardziej oporne są urzędy najniższych szczebli oraz wszelkiego rodzaju służby ze swoim zamiłowaniem do utajniania wszystkiego.
Ich opór (np. w sprawie informacji o liczbie zakładanych podsłuchów) zazwyczaj kruszą dopiero orzeczenia sądów administracyjnych. Na szczęście w ostatnich latach takich orzeczeń jest coraz więcej.