Ponad 16 milionów danych z ksiąg wieczystych znalazło się poza kontrolą państwa. Jak ujawniamy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej",dostęp do nich oferują portale zarejestrowane na rajskich wyspach. Informacje o nieruchomości sąsiada, jego kredycie hipotecznym, nie wspominając już o wszystkich danych osobowych, może uzyskać każdy. Za niewielką opłatą. Teraz pomnóżmy tę drobną kwotę przez miliony zgłoszeń. Istny sezam.
Kto może być zainteresowany takimi danymi? Zawistni sąsiedzi, firmy ubezpieczeniowe, banki, a także zwykli przestępcy, chcący sprawdzić stan posiadania delikwenta.
To doprawdy wielki skandal, że państwo i resort sprawiedliwości, sprawujący nad rejestrem pieczę, nie zapewniły należytego bezpieczeństwa informacjom, do których dostęp powinien być zgodnie z prawem ściśle reglamentowany.
Pytanie, dlaczego przy niewielkim w sumie wysiłku mała firma informatyczna zdobyła te dane, na razie pozostaje otwarte. Ktoś powinien jednak na nie odpowiedzieć.
Niestety, nie po raz pierwszy się okazuje, że nasze państwo zachłysnęło się możliwościami, jakie dają nowe technologie. Sporządzając rozmaite rejestry i systemy, urzędnicy zapomnieli o regulacjach prawnych, które gwarantowałyby, że owe bazy danych nie będą wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem. Później, gdy mleko już się wyleje, naprędce tworzy się łaty i protezy, aby wyeliminować problem. Zaczyna działać wyobraźnia pomysłodawców i autorów projektów, często anonimowych.