Z uwagą śledzę doniesienia „Rzeczpospolitej" o wycieku danych z 16 milionów ksiąg wieczystych. Wreszcie firma informatyczna z Seszeli dokonała tego, co w XXI wieku powinno gwarantować nam państwo. Udostępniła bowiem możliwość przeszukiwania ksiąg wieczystych. Dzięki sprawności informatycznej portalu z Seszeli mamy to, co jest naszym podstawowym prawem. Mamy faktyczną jawność i tak jawnych ksiąg wieczystych.
Otwartość nikomu nie zagraża
Absolutnie nie zgadzam się z komentarzami publicystów, zwiastującymi plagi, jakie spadną na biednych właścicieli nieruchomości dzięki ujawnieniu jawnych danych z ksiąg wieczystych. Jedyne zło, jakie może się wydarzyć, to zaspokojenie ciekawości ciekawskich. To wszystko. Bo nieruchomości mają to do siebie, że są stałe i nieruchome. Nie da się ich ukraść czy nocą rozebrać i to tylko dlatego, że dzięki internetowej przeszukiwarce okaże się, iż właścicielem jest Kowalski, a nie Malinowski.
A ile dobrego może przynieść takie otwarcie! Przeszukiwarka ksiąg wieczystych może się okazać nieoceniona dla każdego, kto bezskutecznie próbuje wyegzekwować od dłużnika swoje należności. A to spora grupa osób. Bo dziś dłużnik na jakiś czas przed niekorzystnym wyrokiem zazwyczaj zbywa swoje nieruchomości, np. na szwagra lub na należącą do niego spółkę z rzeczonych Seszeli, i formalnie nie ma majątku. Kulawa i nieskuteczna procedura wyjawienia majątku nie zadziała, bo formalnie w chwili wszczęcia egzekucji nieruchomości już nie posiada. Cóż złego dla interesu społecznego lub słusznego interesu jednostki, że można sprawdzić, jaką nieruchomością dłużnik dysponował przed wyrokiem oraz kiedy i komu ją sprzedał?
Przykład z mojej praktyki: dłużnik, którego egzekucja szła jak krew z nosa, okazał się właścicielem pokaźnego, nieobciążonego hipotecznie mieszkania w sercu Warszawy. Zadziałał pilotażowy program dostępu do przeszukiwarki ksiąg wieczystych dla komorników. Gdybym mógł uzyskać informację o tym, że dłużnik jest właścicielem lokalu przed procesem, wystąpiłbym o zabezpieczenie roszczenia poprzez ustanowienie hipoteki, a dłużnik – pomny, że i tak w końcu wyegzekwuję należność – sam dążyłby do szybkiego zakończenia sprawy, by zapłacić jak najmniejsze odsetki. A tak straciłem kilka lat na badanie przez sąd bzdurnych zarzutów, z których dłużnik sam się śmiał na korytarzu przed rozprawą. Mój rzeczony dłużnik to osoba niezmiernie bystra i kulturalna. Gdy podczas rozmowy na korytarzu sądu przed rozprawą w kolejnej sprawie zadzwonił telefon, uprzejmie mnie przeprosił i wyjaśnił, że musi odebrać, bo właśnie dzwoni do niego „słup", na którego ma zarejestrowaną działalność i różne nieruchomości. Niestety program pilotażowy dostępu do przeszukiwarki został już wyłączony – nie mogłem więc prosić komornika o pomoc.
O zaletach możliwości korzystania z przeszukiwarki nie trzeba nikogo przekonywać. Nowelizacja przepisów o księgach wieczystych zakłada udostępnienie owej przeszukiwarki wybranym instytucjom. Niestety w zasadzie tylko państwowym: policji, urzędom skarbowym, ZUS, sądom i komornikom. Dla nas, obywateli, nowoczesne instrumenty informatyczne pozostaną niedostępne. Szkoda, bo nie ma żadnego rozsądnego powodu, by pozbawiać ogół społeczeństwa tego, co i tak jest dozwolone, tyle że bez technicznych narzędzi praktycznie niewykonalne.