Rzecz o punktualności w sądzie

Czekanie na wyrok, bo np. trwa narada nad rozstrzygnięciem, jest wpisane w pracę adwokata. A na bezczynność polecam zakup tabletu. Można czytać orzecznictwo, książki czy gazety – polemizuje sędzia.

Publikacja: 28.03.2013 08:25

W „Rzeczpospolitej", która ukazała się 19 marca 2013 r., pojawił się artykuł adwokat Magdaleny Mierzejewskiej pod tytułem "Sądy czasu nie liczą", który generalnie zarzuca sędziom, że nie szanują czasu innych uczestników  procesu. Muszę niestety nie zgodzić się z większością tez tam zaprezentowanych.

Oczywiście sam jestem fanem punktualności, i gdy spotykam się z osobami, które nie szanują mojego czasu, doprowadza mnie to do irytacji. Rozumiem zatem wyznania Pani mecenas, która ubolewa nad koniecznością oczekiwania na rozpoznanie sprawy czy wydanie wyroku. Mam wrażenie, że z samego tekstu wynika jednak chyba niezrozumienie nie tylko bieżącej sytuacji pracy sądów, ale także pracy pełnomocników.

Po pierwsze, wskazać należy, że sytuacja, gdzie sędzia w nieuzasadniony sposób doprowadza do opóźnienia, zasługuje nie tylko na potępienie, ale także na formalne egzekwowanie prawidłowego prowadzenia procesu. Na złą pracę sędziego można i należy zwracać uwagę poprzez informowanie jego zwierzchników czy w rażących przypadkach także rzecznika dyscyplinarnego czy Krajowej Rady Sądownictwa. Mamy wreszcie skargę na przewlekłość postępowania, gdzie odszkodowania przypomnę wynoszą od minimum 2 tysięcy do nawet 20 tysięcy złotych. I mamy wreszcie biczujący nas Strasburg. Musimy się spieszyć, nawet jak nie chcemy. Społeczeństwo, media domagają się szybkich wyroków. Jak to pogodzić z właściwym rozpoznaniem sprawy? Trzeba próbować.

Tam, gdzie sąd spóźnia się bez swojej winy, winien przeprosić. Dobry i mądry sędzia robi tak zawsze.

13 milionów rocznie

Pamiętać należy, że pospieszanie przez sędziego pełnomocników, wynika oczywiście z liczby spraw, które musimy rozpoznawać w sądach, a która to liczba przekroczyła już trzynaście milionów rocznie, i niestety nadal rośnie.

Oczywiście to nie wszystkie sprawy trafiają na rozprawę. Ale jeśli np. E- sąd, który z założenia odciąża inne sądy od prostych spraw, poniekąd wygenerował sytuację, że spraw drobnych wnoszonych do sądu jest więcej, to dalej przekłada się to także na wzrost liczby spraw , które po odwołaniach stron muszą trafić na rozprawę. Jeżeli ja sądząc w sądzie odwoławczym mam pół godziny na rozpoznanie apelacji, a tak jak np. wczoraj w jednej ze spraw o zasiedzenie kamienicy w centrum Krakowa, mam na sali pięciu bardzo dobrych pełnomocników, to moje pół godziny staje się dramatycznie krótkie. Jeśli na każdej sprawie „złapię" pół godziny opóźnienia, to już na piątą sprawę strony wejdą z opóźnieniem dwugodzinnym. A co będzie na dziesiątej sprawie? Niestety informatyczne ulepszenia z jednej strony pomagają, ale z drugiej strony wydłużają czas posiedzeń, zwłaszcza sądów drugiej instancji.

O ile wcześniej pełnomocnik, składając obszerną apelację, wnosił i wywodził jak we wskazanym piśmie, czasem podając podstawowe tezy,  tyle teraz, jak jego wystąpienie nagrywa się w całości i strona może go sobie odsłuchać, to wywodzi właściwie bez końca. Poniekąd go rozumiem, gdyż wiem, jak strony potrafią skarżyć się do właściwych organów korporacji na niby nieprawidłowe działania pełnomocników. Dlatego pełnomocnicy z obawy chcą  mówić wszystko, a nawet więcej. A my musimy obecnie ich dyscyplinować. Pojawiły się także dwa stanowiska dotyczące ustnych uzasadnień wyroków do  tzw. „pustej sali". Czyli pełnomocnicy i strony nie przychodzą, a my i tak mówimy do siebie, składu orzekającego i pani sekretarki. Może i zgodne z przepisami, ale czy potrzebne ? Jaki to ma walor edukacyjny czy prawny ? Zwolennicy powiedzą – ale strona może sobie zażądać płytki, osłuchać, a może przekona się, że nie warto wnosić apelacji czy  skargi kasacyjnej? Ale przeciwnicy mówią, nie, nie warto szczegółowo uzasadniać, nawet w ogóle, jak strona chce niech przyjdzie, a jak nie może, niech wystąpi o pisemne uzasadnienie. Nieśmiało przychylam się do drugiego poglądu.

I kto tu opóźnia

Wreszcie kamyczek do ogródka Pani mecenas. Pisma procesowe składane na rozprawie czy w ostatniej chwili przed rozprawą. Trzeba je obecnej stronie doręczyć, musi je przeczytać, sąd także, a czas biegnie. Procedura się zmieniła, a strona, pełnomocnik, prosi usilnie sąd: „ale to nowe ważne okoliczności, wywołane działaniem przeciwnika, nie mogłem ich powołać wcześniej". Nawet jeśli okaże się to całkowitą nieprawdą, to sąd musi to przeczytać, by wiedzieć, jak jest. A czas biegnie, a sędzia jest potem rozliczany przez wizytatora, który wizytuje wydział czy sędziego, jak kończy i zaczyna rozprawy, czy utrzymuje się w wyznaczonych ramach. Wpływa to na jego ocenę. A jakże często sędzia referent nie wyznacza sobie sam terminu i czasu rozprawy, bo robi to za niego przewodniczący, który akta zna tylko z ich objętości czy liczby stron. Tak niestety bywa, całkiem często. Wydaje się, że pełnomocnik, który ma praktykę, winien to zrozumieć.

Bardziej martwi mnie co innego, gdy Pani mecenas pisze, że wszystkich świadków trzeba wzywać na jedną godzinę, bo jak jeden nie przyjdzie, to ona musi czekać na następnego. Czyli ich czas nas nie obchodzi. Ma nas nie interesować, że wszyscy świadkowie, poza jednym, bezczynnie czekają na swoją kolejkę ? Ich stracone pieniądze też nie powinny nas martwić ? Na to zgody nie ma.

Pani mecenas bulwersuje się także, że sąd zarządza przerwę podczas tzw. alarmu bombowego,  a potem po przerwie dalej prowadzi sprawy, a powinien od razu odroczyć rozprawę. Ale są sądy, gdzie na kolejny termin czeka się nawet 8 miesięcy ! Pani mecenas, to strona czeka, bo Pani po prostu idzie do pracy. Tak nie można myśleć. Rozumiem, ma Pani inną rozprawę, wyznaczoną na inną godzinę. Wiem, to rzeczywisty problem, ale mamy dzisiaj aplikantów, szybkie środki komunikacji, trzeba dokonywać trudnych wyborów, czasem na dany dzień wyznaczać sobie mniej spraw, które można obsłużyć. I proszę mi wierzyć, sąd zawsze ma to na uwadze.

Sposób na nudę

Starajmy się zatem ulepszać system, kontrolujmy pracę sędziów, chociaż robi to już za nas system nagrywania, którego wpadki przez grzeczność przemilczę. (Ale jak mówią informatycy, nie ma systemu informatycznego, który nie może się zawiesić.) Pocieszam też Panią mecenas – są w Europie sądy, w państwach bardzo demokratycznych, gdzie sąd prowadzi cały dzień sprawy, a wyroki ogłasza na koniec dnia, jeden po drugim, i niektórzy pełnomocnicy czekają. Według mnie nasz system jest lepszy, ale może się mylę.

Na koniec już dobra rada dla Pani mecenas, i proszę nie traktować jej uszczypliwie. Czekanie na wyrok, bo trwa np. narada nad rozstrzygnięciem, bo musi trwać, jest wpisane w pracę adwokata. Dzisiaj chyba jest łatwiej. Można kupić sobie tablet. I w czasie bezczynności czytać orzecznictwo, książki, gazety w Internecie. Znam takich nawet, co robią na ławce sądowej przelewy, kupują na Allegro czy nawet oglądają seriale. Znam takich, co nawet piszą artykuły, by nie tracić czasu. A za sędziów, jeśli tacy są, którzy świadomie czy cynicznie  lekceważą czas pełnomocników, szczerze Panią przepraszam. Ja na szczęście takich nie znam. Znam za to przepracowanych i przeciążonych.

CV

Waldemar Żurek – sędzia, członek Krajowej Rady Sądownictwa

W „Rzeczpospolitej", która ukazała się 19 marca 2013 r., pojawił się artykuł adwokat Magdaleny Mierzejewskiej pod tytułem "Sądy czasu nie liczą", który generalnie zarzuca sędziom, że nie szanują czasu innych uczestników  procesu. Muszę niestety nie zgodzić się z większością tez tam zaprezentowanych.

Oczywiście sam jestem fanem punktualności, i gdy spotykam się z osobami, które nie szanują mojego czasu, doprowadza mnie to do irytacji. Rozumiem zatem wyznania Pani mecenas, która ubolewa nad koniecznością oczekiwania na rozpoznanie sprawy czy wydanie wyroku. Mam wrażenie, że z samego tekstu wynika jednak chyba niezrozumienie nie tylko bieżącej sytuacji pracy sądów, ale także pracy pełnomocników.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie Prawne
Wandzel: Czy po uchwale SN frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO