Sędzia powiedział w uzasadnieniu, że agent Tomek pojawił się na kursie rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, na który uczęszczała posłanka, i stosował wobec niej tajne techniki, cztery miesiące przed tym zanim wyraziła ona korupcyjne oczekiwania. Rodzi się pytanie, mówił sędzia, czy CBA ma prawo inwigilować wybraną osobę, choć nie ma podejrzeń, że popełniła ona przestępstwo.
Naturalna wydaje się odpowiedź, że osoby niewinnej nie powinno się inwigilować. Warto jednak zadać sobie pytanie kolejne. Czy jednak nie jest tak, że policja bądź inne służby – i to nie tylko w Polsce – po prostu bardzo często nie trafiają od razu w dziesiątkę?
Dyskwalifikacja przez sąd zebranych w tej sprawie dowodów (które zresztą wcześniej poznała cała Polska), byłaby zgodna z zasadą nieuznawania tzw. owoców zatrutego drzewa, ale zasada ta nie obowiązuje w polskim prawie. Mówi ona, że dowody przestępstwa nie są ważne wtedy, gdy zostaną zdobyte nielegalnymi metodami.
Od pewnego czasu w polskich sądach zapadają jednak orzeczenia (i piątkowe wpisuje się w ten trend), że zbieraniu dowodów przez służby policyjne czy CBA stawiamy wysokie wymagania. Jeśli więc owe dowody zostały zdobyte z przekroczeniem prawa (kompetencji), to nie mają one wartości dowodowej.
Tu także nasuwają się wątpliwości. Można stwierdzić, że łatwo tak zdobyte dowody zdyskwalifikować, gdy dotyczą one korupcji – ale czy tak samo reagowalibyśmy, gdyby w podobny sposób tajne służby wykryły terrorystę?