W ostatnim okresie obserwuję „wzmożoną aktywność" niektórych przedstawicieli adwokatury, którzy ze wszelkich sił starają się zdyskredytować drugi prawniczy zawód zaufania publicznego – czyli radców prawnych. Dzieje się to wszystko w kontekście niedawnej uchwały nadzwyczajnej komisji ds. zmian w kodyfikacjach, która w zdecydowany sposób opowiedziała się za przyznaniem radcom prawnym uprawnień do obron karnych.
Teraz notujemy kolejną odsłonę ataku na samorząd i zawód radcy prawnego. Dla przypomnienia: wcześniej starano się pokazać, że radcy prawni nie mają odpowiednich kompetencji do obron karnych, straszono polityków i obywateli bulwersującymi, wyimaginowanymi przykładami radcy prawnego, który zatrudniony w urzędzie skarbowym lub w policji będzie „po godzinach" obsługiwał przestępców, których normalnie ściga w urzędzie, specjalnie zatrudniono lobbystę do ataków na wszystkich, którzy ośmielili się prezentować inną niż „oficjalna linia NRA" opinię na ten temat, wskazywano również na rzekome braki w radcowskiej aplikacji. Wszystko to spełzło jednak na niczym i w interesie publicznym komisja sejmowa uchwaliła wzmiankowane przepisy. Można było stwierdzić: nie udało się i jest to dobra pora na refleksję. Ale nie! Nadszedł czas na wyciągnięcie „cięższej artylerii" – sięgnięto po oręż wydawałoby się ostateczny. Radcowie prawni to agenci służb specjalnych!!! To sprytnie skonstruowany zarzut, który w naszym kraju kojarzy się jednoznacznie negatywnie. Większość polskiego społeczeństwa pamięta lub zna z kart podręczników do historii czasy Polski Ludowej, w których to tą profesją – agenturalną oczywiście – parali się ludzie najczęściej najgorszego charakteru i najmarniejszej proweniencji. Po 1989 roku zupełnie już zohydzono tę nazwę – zresztą w mojej ocenie słusznie. Do tej pory zdarzało się nazywać nas „braćmi młodszymi" – teraz „awansowaliśmy" już na „agentów tajnych służb". Doprawdo. Trudno to nawet komentować...
Co się stało z adwokaturą
Ten socjotechniczny zabieg jest chyba ostatnią deską ratunku dla niektórych członków władz adwokatury, którzy pragną udowodnić przed najbliższym zjazdem swoją skuteczność. Czy dla doraźnych wyborczych korzyści warto sięgać po metody rodem ze sławetnej „nocy teczek"? Postawię wprost pytanie: co się stało z adwokaturą, którą znałem? Gdzie jest teraz spuścizna obrońców w procesach politycznych ery „Solidarności", wydarzeń radomskich i wielu innych? Osobiście współpracowałem z wielkimi prezesami NRA: Stanisławem Rymarem, Joanną Agacką-Indecką i Andrzejem Michałowskim. Owszem, spieraliśmy się. Mieliśmy niekiedy rozbieżne stanowiska. Ale nigdy nie przekroczono ważnych i, do tej pory wydawałoby się, nienaruszalnych zasad. Nigdy bowiem nie sięgano po czarny PR w naszych relacjach. Wszystkie debaty pomiędzy naszymi samorządami – również te publiczne – miały swoją niezaprzeczalną klasę!
Osoby zaangażowane w ten czarny PR nie potrafią lub nie chcą wziąć pod uwagę ważnego aspektu swojej publicznej aktywności – szeroko rozumianych konsekwencji. Tego typu metody oceniać będą wszystkie środowiska i zawody prawnicze. Oceniać je będą również Polacy, nasi klienci. Jest to działanie w mojej ocenie niezwykle szkodliwe nie tylko dla adwokatów, ale również dla całego polskiego prawniczego świata. Po raz kolejny pokazuje obywatelom, że jesteśmy skłóceni, a co najważniejsze, szkaluje się dobre imię profesjonalnych prawników – jednego z filarów demokratycznego państwa prawa i systemu wymiaru sprawiedliwości. Tym samym wprost podważane jest społeczne zaufanie do wszystkich funkcjonujących w obrębie tego systemu. Obywatele naszego kraju – co potwierdzają badania – nie odróżniają bowiem poszczególnych prawniczych zawodów. Oczernia się radców prawnych, a przekaz jest następujący: „znowu mówią źle o jakiś prawnikach". W ciągu ostatnich kilku lat społeczny poziom akceptacji dla zawodów prawniczych został już kilkukrotnie poważnie nadwerężony. Źle, że osobiste wyborcze ambicje kilku liderów adwokackiego środowiska wpisują się w tę właśnie poetykę. Potwierdza to jednoznaczna reakcja, na agenturalne zarzuty formułowane przez prezesa NRA, m.in. I prezesa Sądu Najwyższego Stanisława Dąbrowskiego. Osoby o nieposzlakowanym i ogromnym autorytecie.
Jestem przygotowany na to, że za chwilę przeczytam, że radcowie prawni to pedofile, gwałciciele i sutenerzy. I w kontekście adwokackiej wyborczej kampanii nie zdziwią mnie tego typu argumenty. Po ostatnich informacjach bowiem niewiele już jest w stanie mnie zadziwić. Osobiście mam już serdecznie dość tego „dialogu", który nijak się ma do uznanego standardu debaty publicznej prowadzonej pomiędzy dwoma prawniczymi samorządami zaufania publicznego.