YouTube – od niego wszystko się zaczęło

Strumień filmów ?z internetu zmienił nie tylko naszą świadomość, ale i patrzenie ?na prawo autorskie ?– uważa prawnik Jakub Kralka.

Publikacja: 09.04.2014 12:57

Polityk Platformy Obywatelskiej w 2013 r. został uznany za winnego rozpowszechniania bezprawnie wgra

Polityk Platformy Obywatelskiej w 2013 r. został uznany za winnego rozpowszechniania bezprawnie wgranej na YouTube piosenki rapera Doniu (na zdjęciu)

Foto: Rzeczpospolita, Witold Chojnacki Witold Chojnacki

Red

Jeszcze dekadę temu streaming wydawał się niebywałą ekstrawagancją w internecie. Na przeszkodzie jego popularyzacji stały przede wszystkim względy techniczne: niedojrzałość przeglądarek, języków programowania i technologii Flash, a przede wszystkim powolne łącza.

Rewolucję przyniósł serwis YouTube, który wystartował na początku 2005 r. Dziś trudno wyobrazić sobie sieć bez natychmiast dostępnych filmów i teledysków w wysokiej rozdzielczości, ale nawet kilka pierwszych lat rynkowej obecności YouTube było batalią z możliwościami technicznymi. Dopiero na fali jego sukcesu zaczęły wyrastać konkurencyjne witryny, z czasem rozwinęły się usługi VOD, w tym słynny i wyczekiwany w Polsce Netflix (ten od „House of Cards"). Ze streamingu korzystają dziś radia internetowe, strony wielkich portali i – oczywiście – telewizja.

Lepiej się upewnić

Streaming (po polsku „strumieniowanie") to forma przesyłania danych z poziomu przeglądarki lub stosownej aplikacji zewnętrznej do odtworzenia w pliku multimedialnym. Obecnie jest kilka konkurencyjnych technologii. Różnią się niuansami technicznymi, ale z punktu widzenia końcowego użytkownika są do siebie dość podobne. Strumieniowane multimedia można oglądać na żywo lub na żądanie, gdy umieszczone na serwerze materiały są dostępne dla widza w każdej chwili.

Poprzez strumieniowanie może zostać naruszone prawo autorskie. Wgrywający film do internetu powinien się zatem upewnić, że posiada wszelkie niezbędne prawa zarówno do sfery wizualnej, jak i do dźwiękowej utworu. W przeciwnym wypadku grozi mu odpowiedzialność na gruncie art. 116 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, dotyczącego nieuprawnionego rozpowszechniania chronionych treści. Niektóre serwisy internetowe umożliwiające wgrywanie w ten sposób filmów (w tym popularny YouTube) oferują systemy, w których twórcy i wydawcy mogą dochodzić swoich roszczeń, ale – przede wszystkim – dążyć do zaprzestania naruszenia. W takich wypadkach najczęściej dochodzi do usunięcia pliku, pozbawienia go ścieżki dźwiękowej albo też do przeniesienia przychodów z reklamy na właściwego posiadacza praw. Warto jednak pamiętać, że w niektórych wypadkach usunięcie pliku nie oznacza finału sprawy i odpowiedzialność w związku z naruszeniem praw autorskich wciąż jest możliwa na gruncie polskiej ustawy.

Systemy te działają automatycznie, zdarza się więc nieuprawnione usunięcie lub ukrycie danych. Część serwisów oferuje system rozstrzygania sporów, w którym osoba udostępniająca taki film może wyjaśnić okoliczności wykorzystania cudzego utworu – powołując się np. na prawo cytatu czy porozumienie z organizacją zbiorowego zarządzania w zakresie korzystania z chronionych treści. Niedawno jeden z użytkowników serwisu YouTube (a prywatnie amerykański profesor prawa i twórca licencji Creative Commons) zawarł „zwycięską" ugodę z jedną z wytwórni muzycznych, dowodząc, iż bezprawnie skasowano jego treści z serwisu, ponieważ nie naruszały one praw wytwórni, mieszcząc się w granicach dozwolonego użytku. To prawdopodobnie pierwsza lub jedna z pierwszych spraw w tej niezwykle rozwojowej materii. Wielka szkoda, że prof. Lawrence Lessig nie dążył do konfrontacji sądowej, gdyż istniało uzasadnione podejrzenie, że dla amerykańskiego systemu prawnego stałby się od razu „precedensem".

Rozpowszechniał rapera

W świetle polskiego prawa odpowiedzialnym za naruszenie prawa autorskiego w drodze streamingu jest osoba, która dokonała rozpowszechnienia filmu. Odpowiedzialnym może być również serwis, który je udostępnia. W praktyce bardzo często znajduje tu jednak zastosowanie wyrażona w amerykańskim i europejskim prawie, a także polskiej ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną, procedura notice and takedown. Chroni twórców internetowych usług, którzy mogą uwolnić się od   odpowiedzialności, jeżeli tylko usuną sporne pliki wkrótce po zawiadomieniu ich o naruszeniu prawa. Należy być również ostrożnym przy linkowtaniu oraz osadzaniu treści naruszających prawo autorskie. Wiele serwisów streamingowych pozwala na tę drugą opcję, dlatego materiał wideo wydaje się jak gdyby elementem witryny, na której został jedynie osadzony – m.in. popularny serwis Facebook często zamienia linki na elementy osadzone. Przekonał się o tym polityk Platformy Obywatelskiej, który w 2013 r. został uznany za winnego rozpowszechniania w ten sposób bezprawnie wgranej na YouTube piosenki rapera Doniu. Niewiele w tej materii zmienia niedawny wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, który wprowadził nieco zdrowego rozsądku do kwestii interpretowania linków przez prawo, ale wciąż znajduje zastosowanie tylko do treści, które były rozpowszechniane bez naruszania prawa autorskiego. To ważne zastrzeżenie i spore ryzyko dla wszystkich użytkowników współczesnej sieci.

Uważaj, ?nie oglądasz sam

Często podnoszona w publicznej dyskusji jest przewaga streamingu nad sieciami typu P2P. W tym drugim wypadku, pobierając plik wideo, użytkownik jednocześnie uczestniczy w procesie dalszego rozpowszechniania, co może być – i często bywa – przedmiotem odpowiedzialności prawnej.

Streaming tymczasem co do zasady mieści się w granicach dozwolonego użytku wynikających z art. 23 prawa autorskiego. Niedawno podobną tezę na gruncie niemieckiego prawa musiało potwierdzać tamtejsze Ministerstwo Sprawiedliwości, wywołując powszechną wesołość. W oficjalnym komunikacie dementowało bowiem, że oglądanie filmów w erotycznym serwisie RedTube, działającym właśnie w drodze strumieniowania, może być naruszeniem prawa. Wszystko to w związku ze sporą liczbą pozwów służących wyłudzaniu odszkodowań.

Ale i widz strumieniowanej treści może naruszać prawo. Przestrzegam szczególnie miłośników relacji sportowych, które często oglądają z nielegalnych źródeł, instalując dodatkowe wtyczki do przeglądarki lub popularny program SopCast. Część z tych rozwiązań może działać na zasadach P2P, a więc prócz pobierania sygnału transmisji widz rozsyła go kolejnym użytkownikom. To może już skutkować odpowiedzialnością prawną.

Autor jest prawnikiem w Kancelarii ?Prawnej Świeca i Wspólnicy

Jeszcze dekadę temu streaming wydawał się niebywałą ekstrawagancją w internecie. Na przeszkodzie jego popularyzacji stały przede wszystkim względy techniczne: niedojrzałość przeglądarek, języków programowania i technologii Flash, a przede wszystkim powolne łącza.

Rewolucję przyniósł serwis YouTube, który wystartował na początku 2005 r. Dziś trudno wyobrazić sobie sieć bez natychmiast dostępnych filmów i teledysków w wysokiej rozdzielczości, ale nawet kilka pierwszych lat rynkowej obecności YouTube było batalią z możliwościami technicznymi. Dopiero na fali jego sukcesu zaczęły wyrastać konkurencyjne witryny, z czasem rozwinęły się usługi VOD, w tym słynny i wyczekiwany w Polsce Netflix (ten od „House of Cards"). Ze streamingu korzystają dziś radia internetowe, strony wielkich portali i – oczywiście – telewizja.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi