W ubiegłym tygodniu odchodzący premier Donald Tusk przeciął jeden ze sporów rządu z prokuratorem generalnym. Po wielu miesiącach zatwierdził jego roczne sprawozdanie. Miły prezent na pożegnanie.
Pozostałe spory są otwarte. Chodzi o nową organizację pracy prokuratury w związku z nowelizacją w kodeksie postępowania karnego oraz ze zmianami regulaminu urzędowania tej instytucji.
Dziś w „Rzeczy o Prawie" minister sprawiedliwości Marek Biernacki tłumaczy powody negatywnej oceny prokuratora generalnego (taka była jego opinia do sprawozdania). Zarzuca Andrzejowi Seremetowi wręcz sabotowanie wchodzącej za rok reformy procedury karnej, która wolą posłów i prezydenta przeszła już ścieżkę legislacyjną i czeka na wejście w życie.
Słowa mocne, przypominające, że prokuratura nie jest państwem w państwie, ale instytucją zobowiązaną do wykonywania zadań, jakie ustawodawca na nią nakłada.
Jest jednak i druga strona medalu. I pytanie, jaki był rzeczywisty udział samych zainteresowanych, czyli prokuratorów, przy projektowanych zmianach w kodeksie postępowania karnego, czy regulaminie. Ile postulatów, opinii, poprawek czy wniosków uwzględnił minister i jego legislatorzy. Czy były poważnie analizowane i brane pod uwagę, czy też stały się przysłowiowym kwiatkiem do kożucha, aby tylko stwierdzić, że konsultacje się odbyły.