Zapowiedź Donalda Tuska dotycząca przywracania praworządności metodami, które niekoniecznie mogą przypaść do gustu purystom prawnym, może oznaczać, że rząd chce forsować zmiany w sądownictwie, nie czekając na pełne odblokowanie procedur legislacyjnych, czyli na werdykt wyborców w wyborach prezydenckich.
Dlaczego Donald Tusk w kwestii praworządności chce pokazać stanowczość
Po „błędzie” z kontrasygnatą i oburzeniu, jakie wywołało to w zdezorientowanym elektoracie oraz u przychylnych obozowi władzy prawników, premier zdał sobie sprawę, jak olbrzymi ładunek polityczny niesie problem praworządności i jak kosztowne politycznie mogą być zaniechania i błędy. Teraz Donald Tusk chce pokazać w tej kwestii stanowczość – wbrew prawnym zamkom, zatrzaskom i zasuwom, które pozostawił PiS, oddając władzę.
Czytaj więcej
Premier Donald Tusk zapowiedział ustanowienie „demokracji walczącej”. Po raz pierwszy pojęcie to („streitbare Demokratie”) zagościło w naszej przestrzeni publicznej w debacie polityczno-prawnej już dziesięć lat temu. W jakim kontekście – zaraz wyjaśnię, bo kontekst ważny.
Przysłuchując się wypowiedziom premiera oraz niektórych polityków koalicji, można odnieść wrażenie, że oto odtwarzana jest właśnie formuła Radbrucha w wersji 2.0. Formuła filozoficzno-prawna, która uzasadniała nadzwyczajne działanie w sytuacjach nadzwyczajnych, kiedy ustanowiona norma prawna stała w drastycznej sprzeczności z moralnymi zasadami i opartym na nich ładem państwowym. Miała ona zastosowanie po wojnie w Niemczech do ucinania macek totalitaryzmów.
Czytaj więcej
Donald Tusk wprowadza pojęcie „demokracji walczącej”, nawiązując do historycznych rozliczeń z totalitaryzmem. To próba opisania nowego podziału politycznego i przygotowania wyborców na spory o legalność działań mających przywrócić praworządność.