Trudno obliczyć, ile dokładnie jest spraw frankowych w Polsce. Na pewno już ponad 120 tysięcy. Wszystkie mają podobny charakter, bo banki i instytucje finansowe w dość jednolity sposób namawiały klientów na kredyty. Mało tego, do sądów wpływają też pozwy w sprawach o WIBOR w umowie. Tym samym sądy – zmagające się od lat z kiepskim prawem i nie najlepszym zarządzaniem – stoją przed widmem całkowitego paraliżu.
Czytaj więcej
Ochrona dyrektywy konsumenckiej (93/13) nie zależy od wiedzy konkretnej osoby, a od tego, czy dzi...
Czwartkowe orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu pozwoli im łączyć wiele pozwów frankowych do wspólnego rozpatrzenia. Już dziś te postępowania ograniczają się do badania dokumentów pod kątem tego, czy bank proponował nieuczciwe klauzule w umowie i czy należycie poinformował o ich znaczeniu, oraz do wysłuchania stron. Mamy za sobą odpowiedzi na co najmniej kilkanaście pytań prejudycjalnych i sądy wiedzą już, jak orzekać w zgodzie z unijnymi zasadami ochrony konsumenta.
Właściwie więc sędziowie mają już wszystko, czego im trzeba do rozpoznania spraw – oprócz tzw. mocy przerobowych, bo dziś ich referaty w wydziałach frankowych pękają w szwach i – szczerze mówiąc – nie zazdroszczę tej żmudnej pracy, jaka ich czeka. Na rozładowanie korków potrzeba czasu.
I w tym momencie na arenę wchodzi Prawo i Sprawiedliwość, obiecując frankowiczom uruchomienie szybkiej ścieżki rozpoznawania ich spraw. Oraz że to banki będą musiały udowadniać, że z ich kredytami wszystko było jak należy. Nie dodano tylko, że już dzisiaj tak jest skonstruowana zasada procesów tego typu. Podobne obietnice PiS już składał w poprzednich kampaniach wyborczych – do parlamentu i prezydenckich. Dziś to wyważanie otwartych drzwi. A niektórzy mogą nawet pomyśleć, że TSUE realizuje program PiS. I może o to właśnie w tych propozycjach chodzi.