Liczy się przede wszystkim kolejność sędziów na liście w danym sądzie, a gdy np. sędzia z listy jest chory – losowanie. Gdy zaś ten wylosowany sędzia też nie będzie mógł – rzecz jasna z powodów określonych w ustawie – to następne losowanie. A jak trzeba będzie, to i kolejne. Jak to zaś przy losowaniach bywa – trzeba trochę... pomieszać. W efekcie problemy z ustaleniem składów mogą mieć sądy odwoławcze, szczególnie te, które nie mają zbyt dużych zespołów.
Sam pomysł na przejrzyste przydzielanie spraw w sądach jest bardzo dobry. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że nie zawsze odbywa się to w sposób sprawiedliwy. Pod pewnymi względami sądy przypominają bowiem firmy – pracownikom zdolniejszym i bardziej pracowitym szefowie przydzielają często więcej zadań niż tym, którzy radzą sobie gorzej. Wśród podwładnych Temidy jest tak samo – są sędziowie, którzy wiecznie prowadzą ciężkie sprawy, i tacy, którzy trudniejszej w życiu nie dostali.
Nie wspominam nawet o kluczu ludzkich sympatii czy animozji.
Przejrzyste zasady nikomu z reguły nie szkodzą. Rzecz w tym, żeby nie doprowadziły do Loterii Sądowej, która zamiast ulepszyć, namiesza. Mam wrażenie, że w zmianach dotyczących przydzielania spraw postawiono na nadmierną kazuistykę, nie dając przewodniczącym wydziałów żadnego pola manewru. Czy rzeczywiście da się wskazać wszystkie przypadki, gdy dana sprawa nie przypadnie sędziemu z listy? Czy źle dobrany skład orzekający musi stanowić bezwzględną podstawę uchylenia wyroku?
Warto uczciwie odpowiedzieć na te pytania, zanim zmiany wejdą w życie. Nie stawiajmy na Loterię Sądową, w której nie będzie niczego do wygrania.