Znów słychać o pomysłach na systemowe uregulowanie nabrzmiałej kwestii kredytów walutowych z niedozwolonymi klauzulami w umowach. Udzielono ich w sumie ponad 900 tys. Od pewnego czasu jest już jasne, że unijny Trybunał z siedzibą w Luksemburgu uznaje to za problem banku, a nie konsumenta, więc można przewidzieć, w którą stronę pójdzie orzecznictwo krajowych sądów.
I oto na arenę wchodzi Komisja Nadzoru Finansowego, cała w bieli. Z informacją, że projekt, nad którym właśnie pracuje, wraca do propozycji sprzed dwóch lat i zasad zawierania ugód banków z kredytobiorcami. Te zaś zakładają eliminację ryzyka kursowego przez przewalutowanie kredytu na złote lub pozostanie przy kredycie walutowym. I czytamy już zachwyty środowiska bankowego pod adresem tych propozycji i ich autorów.
Tylko że ostatni dzwonek na ugody już minął – był na to czas w poprzednich latach. Teraz dziesiątki lub nawet setki tysięcy spraw frankowiczów, którzy latami słyszeli od banków, że sami są sobie winni, że wiedzieli, co podpisują, są w sądach. I nad wolą polubownego zakończenia sporu góruje chęć zemsty za ten czas. A TSUE sprzyja.
Czy to faktycznie zrujnuje system bankowy, jak twierdzą banki? Znajomy adwokat mówi, że w ostatnim ćwierćwieczu już dwa razy niebo miało im spaść na głowę. Pierwszy raz, gdy na przełomie wieków ustawą zlikwidowano bankowy tytuł wykonawczy, który pozwalał niektórym bankom egzekwować należności nawet bez udziału sądu. W 2015 r. można było mieć poczucie déjà vu, gdy Trybunał Konstytucyjny uznał, że kolejny instrument – bankowy tytuł egzekucyjny – narusza konstytucję, i go uchylił. W obu tych wypadkach powodem były nadużycia po stronie banków. I w obu (ciekawe, prawda?) banki wieszczyły ostateczny krach systemu.
Może się więc okazać, że nadchodzi taki sam jak tamte, trzeci krach, który zresztą banki zdają się przewidywać. Nawet na rozprawie w TSUE przedstawiciele sektora wyglądali na pogodzonych z tą perspektywą – choć oficjalnie pewnie tego nie przyznają.