Rz:„Gazeta Wyborcza" i „Fakty" TVN zrelacjonowały, jak w warszawskim kościele św. Anny grupa kobiet demonstracyjnie wyszła podczas odczytywania listu Prezydium Episkopatu popierającego całkowity zakaz aborcji. „Fakty" zaznaczyły, że akcja była zorganizowana wcześniej, „GW" nie, ale potwierdziła, że wśród inicjatorek demonstracji była pracowniczka Agory, niezwiązana z redakcją. Czy dziennikarze nie przekroczyli tu prawa, a jeśli tak, to jakie?
Dariusz Pluta: Przeszkadzanie lub zakłócanie mszy św. jest w mojej ocenie aktem barbarzyństwa i nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek debatą publiczną lub dyskusją na jakikolwiek temat. Pomijając w tym miejscu kwestie wiary, tradycji lub etyki, o zwykłej ludzkiej przyzwoitości nie wspominając, to w sensie prawnym msza św. jest aktem religijnym, który sam w sobie podlega ochronie prawnej, a w ramach tego aktu religijnego wiele indywidualnych i grupowych praw i uprawnień również podlega ochronie prawnej. Akt religijny, nawet kiedy jest wykonywany zbiorowo i w jakimś sensie publicznie, może zawierać w sobie, i często zawiera, elementy bardzo osobiste, a nawet intymne. Dlatego każdy dziennikarz, który w jakikolwiek sposób rejestruje, omawia czy relacjonuje akt religijny, i to niezależnie od Kościoła czy związku wyznaniowego, powinien to czynić ze szczególną wrażliwością i lojalnością względem osób, które realizują w ten sposób swoje podstawowe prawa konstytucyjne i cywilne dotyczące wolności sumienia i religii.
Zadaniem dziennikarza jest relacjonowanie ważnych społecznie wydarzeń, niezależnie od formy wypowiedzi, protestu.
Dla dziennikarza relacjonującego zdarzenia w związku z aktem religijnym czy w jego trakcie prawem podstawowym, którym powinien się kierować, jest moim zdaniem bezwzględna ochrona dóbr osobistych i uczuć osób, które w tym akcie uczestniczą, czyli wiernych. W szczególności w sytuacji konfliktu czy zakłócenia w kościele każda z osób uczestnicząca w mszy może nie życzyć sobie, aby jej wizerunek był utrwalony, kojarzony i został rozpowszechniony w takim właśnie kontekście. Nawet kiedy nie występują podczas mszy żadne spektakularne wydarzenia, to utrwalanie (nie mówiąc już o rozpowszechnianiu) wizerunków osób prywatnych w sytuacji świadczącej o bardzo osobistym przeżywaniu wymaga zawsze wielkiego taktu oraz może wymagać zgody takich osób.
Na obronę dziennikarzy używa się argumentu, że kościół, do którego może wejść każdy, to miejsce publiczne.