Dobrze, że walczących przybywa. Dopuszczający się wyłudzeń VAT nie jest wprawdzie zakapturzonym osiłkiem demolującym drzwi za pomocą łomu, lecz często eleganckim mężczyzną w dobrze skrojonym garniturze, ale nie zmienia to istoty rzeczy: kradną obaj.
Do vatowskich przekrętów trzeba mieć jednak głowę na karku i znać przepisy. Może właśnie dlatego takich oszustów trudniej złapać niż zwykłych włamywaczy. W grę wchodzą w końcu prawdziwe rekiny przestępczości. Nic dziwnego, że nie łapie się ich na byle błystkę i nie wyciąga podbierakiem. Trzeba użyć co najmniej harpuna.
Cieszy oczywiście, że wymiar sprawiedliwości zwiera szyki. Poza zapałem i gorliwością trzeba jednak wiedzy. Bo mechanizm przekrętu często jest skomplikowany, przestępcy nie są durniami, a przy tym, choćby z racji sum, o jakie się wzbogacili, stać ich na najlepszych doradców.
Przed prokuratorami zatem prawdziwe wyzwanie. Trzymam za nich kciuki. Bo jak powiedział prezydent USA John Fitzgerald Kennedy: zdecydowaliśmy się polecieć na Księżyc nie dlatego, że to łatwe, ale właśnie dlatego, że to trudne. W przestępstwach VAT-owskich trudno jednak o medialny sukces. Dowody są niematerialne, zawarte głównie w plikach komputerowych, mechanizm przestępstwa skomplikowany, a do tego nie ma spektakularnych pościgów, jak za złodziejami samochodowymi. Całe zaangażowanie śledczych sprowadza się do mało widowiskowego ślęczenia nad stertami papierów. Jeśli jednak efekty ich pracy mierzyć wartością przedmiotu przestępstwa, to niewiele można znaleźć porównywalnych osiągnięć. A i krąg poszkodowanych jest większy. To my wszyscy. Wielomilionowe sumy, które trafiają na konta przestępców, mogą nawet przecież nadwyrężyć budżet państwa.
W walce z oszustami trzeba także pamiętać, że kluczem do sukcesu jest doświadczenie w ściganiu określonych przestępstw. A to zdobywa się z czasem. Nie zastąpi go sama gorliwość. Skuteczność systemu to działanie nie jednego człowieka, ale sprawnego mechanizmu. Trzeba zatem skoordynować wysiłki tych, co wiedzą, i tych, co śledzą, tak by przestępcy nie uciekali z pieniędzmi i nie zacierali śladów, ale trafili tam, gdzie ich miejsce: do więzienia.