Asesorzy sądowi właściwie zawsze mieli pod górkę. Mniej lub bardziej, ale zawsze. Od chwili wprowadzenia ich do polskiego systemu prawnego w 1928 r. ich pozycja była wyraźnie gorsza od pozycji sędziego. Początkowo instytucja ta, wzorowana na rozwiązaniach państw zaborczych (pruskich i austriackich) nie oznaczała – tak jak w późniejszym okresie – sędziego na próbę, ale raczej sędziego w niepełnym wymiarze zadań. Mianowanie przez ministra sprawiedliwości aplikanta asesorem sądowym następowało, gdy złożył egzamin sędziowski. Prezes sądu apelacyjnego mógł powierzyć asesorowi sądowemu czynności sędziowskie, wyłączając przy tym możliwość wydawania wyroków. Asesor mógł działać przede wszystkim w charakterze sędziego śledczego, a także pełnić funkcję pomocy sądowej i przesłuchiwać świadków. Czyli wykonywał czynności bliższe obecnemu referendarzowi sądowemu niż sędziemu.
Sytuacja zmieniła się w 1945 r., gdy pojawiła się możliwość powierzenia asesorowi wszystkich czynności sędziowskich. Także czynności orzeczniczych. Tym samym asesor stał się faktycznym „sędzią na próbę", a od sędziego odróżniał się nominacją na czas określony. Biorąc jednak pod uwagę, że jednocześnie nastąpiło odejście od zasady nieusuwalności sędziów – asesor był faktycznie najniższym stopniem sędziowskim.
I tak przez następne 60 lat kolejne pokolenia asesorów spokojnie sądziły kolejne tysiące spraw. Jedyna istotna zmiana nastąpiła w 1985 r., kiedy to zamiast prezesa sądu wotum orzecznicze zaczął nadawać minister sprawiedliwości. Oczywiście faktyczna i prawna sytuacja asesorów była istotnie gorsza od sytuacji sędziów. Po pierwsze, byli mianowani na czas określony, istniało więc ryzyko, że po zakończeniu okresu nie otrzymają nominacji sędziowskiej. W praktyce – jak wskazują statystyki – takie ryzyko było niewielkie, niemniej istniało. Po drugie, byli zależni od decyzji ministra sprawiedliwości i kolegium sądu okręgowego w zakresie udzielania wotum orzeczniczego. Po trzecie, musieli faktycznie pracować ciężej niż sędziowie, bo dopiero nabierali doświadczenia i dążyli do uzyskania pozytywnej oceny wizytatora i sędziego patrona, co było właściwie warunkiem uzyskania stałej nominacji.
Taka sytuacja trwała do 2006 r., gdy dość niespodziewanie dwie osoby fizyczne, strony spraw osądzonych przez asesorów, złożyły do Trybunału Konstytucyjnego skargę, w której podawały w wątpliwość konstytucyjność instytucji asesora w dotychczasowej postaci. Rok później TK podzielił te wątpliwości, wydając brzemienny w skutki wyrok SK 7/06, podważający konstytucyjność dotychczasowych rozwiązań dotyczących asesorów.
Znowu na lodzie
W tym momencie zaczął się wyścig z czasem. Trybunał dał bowiem 18 miesięcy na zmianę w prawie dostosowującą przepisy do wymogów konstytucyjnych w zakresie gwarancji niezawisłości asesorów. Ustawodawca poszedł jednak krok dalej i w maju 2009 r. całkowicie zlikwidował tę instytucję. Dotychczasowi asesorzy byli w tym czasie pospiesznie mianowani na stanowiska sędziowskie. Nabór na asesurę wstrzymano.