Aplikacja uniwersytecka: poczuć się radcą, czyli doświadczenie nie dla każdego

Wiedza to nie wszystko, potrzeba praktycznego przygotowania.

Aktualizacja: 28.01.2018 12:19 Publikacja: 28.01.2018 10:06

Aplikacja uniwersytecka: poczuć się radcą, czyli doświadczenie nie dla każdego

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Pojawiające się w ostatnim czasie pomysły, by umożliwić wydziałom prawa prowadzenie aplikacji do zawodów radcy prawnego i adwokata, wymagają komentarza. Tym bardziej że wykraczają poza znany z prozy i filmów schemat „zabrali bogatym, oddali biednym". A tak usiłuje się to przedstawić. Ze strony rządu padają porównania do modelu tanich sieci handlowych. Dyskonty cieszą się ogromnym zainteresowaniem Polaków i jako takie mają być wzorem również dla tzw. aplikacji uniwersyteckich (tak będę nazywał ten model, w odróżnieniu od aplikacji samorządowych).

Uważam, że takie porównanie jest dla uniwersytetów, wydziałów prawa wysoce krzywdzące. Nigdy swojej Alma Mater, czyli Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, nie przyrównałbym do dyskontu. Przy całym szacunku dla każdej sieci handlowej, nauka to jednak zupełnie inna bajka. Inna, bo studia uniwersyteckie są jedną z ostatnich ostoi ogólnohumanistycznego wykształcenia, krytycznego myślenia, wykwintnej wiedzy podanej przez najlepszych wykładowców.

Na tym polu nikt mojego uniwersytetu (i pozostałych) nie zastąpi. Tu uniwersytety są niedościgłym wzorem uprawiania teoretycznej i eklektycznej nauki. Dlatego właśnie szkolenie zawodowe, praktycznie przygotowujące do wymagających zawodów radcy prawnego czy adwokata, prowadzone jest przez samorządy prawnicze. Po to, by nie mieszać ról: uniwersyteckiej i praktyki wykonywania zawodu. A tak może się stać, bo ktoś, opierając się na nieznanych nam kryteriach, wpadł na pomysł, by te role odwrócić. A dokładnie tylko jednej ze stron procesu kształcenia prawników w Polsce – uniwersytetów.

Odwrócone role

Opierając się przy tym na mitycznym przekonaniu, że aplikacja to żyła złota, kusi się świat nauki, by stał się światem praktyki. Pragnę więc poinformować tych, którzy nie wiedzą, że owa „żyła" z zyskami ma tyle wspólnego, co rodowity Tatar z potrawą zwaną tatarem. Każda złotówka z ministerstwa musi być skrupulatnie z nim rozliczona, sprawozdana i opisana. Na aplikacji nie zarabiamy. Pokrywamy jej koszty. Tyle. Nie budujemy z aplikacyjnych wpływów siedzib, nie kupujemy samochodów. Za te środki prowadzimy wyłącznie szkolenie. Eldorado zatem pozostanie nieodkrytym mitem.

Aplikacja ma przygotować aplikanta nie tylko do zdania egzaminu, ale nade wszystko do praktycznego, profesjonalnego wykonywania zawodu. Poprzestanie na tym pierwszym będzie dawało o sobie znać z każdym przegranym procesem, złą poradą, ludzkim nieszczęściem wynikającym nie ze złej woli, ale z braku praktyki. Nic nie zastąpi relacji mistrz – uczeń, która jest możliwa tylko w obrębie patronatu.

Takie indywidualne podejście jest istotne we wszystkich zawodach, na które nakłada się obowiązek dbania o bezpieczeństwo klientów. Zanim piloci kończący Politechnikę Rzeszowską usiądą za sterami boeingów czy airbusów, setki godzin ćwiczą pod okiem doświadczonego pilota na symulatorach. Dyplomaci, by dobrze reprezentować nasz kraj, kończą zaś prestiżową Akademię Dyplomatyczną MSZ i praktykują na placówkach. To jest idea aplikacji. Uczyć, by potem sprawnie pomagać.

Wiem, że dziś ze strony osób nam nieprzychylnych padają gromy. Sami jednak aplikanci inaczej postrzegają aplikację. Zapytaliśmy ich w anonimowej ankiecie o oceny patronatu. Przecież powinni wiedzieć najlepiej, co im się nie podoba. Odpowiedzi rozczarują piewców spiskowej teorii dziejów. Tylko nieco ponad 5 proc. aplikantów wystawia aplikacji ocenę zdecydowanie negatywną, natomiast ponad 32 proc. ocenę bardzo dobrą i celującą. Nie zmuszaliśmy młodszych kolegów do pisania nieprawdy. Chcieliśmy się dowiedzieć, co myślą. Wynik wskazuje, że zdecydowanie więcej aplikantów jest zadowolonych z aplikacji, niż ją krytykuje. Dodam, że odpowiedziało na ankietę ponad 800 spośród nieco ponad 7000 aplikantów radcowskich. Co daje wysoką jakość próby. Rozpowszechniane zatem opinie, że patronaty się nie sprawdziły, nie są wiarygodne.

Jak pomysł oceniają studenci? 28 proc. studentów czwartego i piątego roku prawa odpowiedziało, że studia prawnicze w praktyce przygotowują do wykonywania zawodu (ogólnopolskie badanie studentów prawa, IBRIS, wrzesień 2017 r.). Aż 83 proc. chce kontynuować naukę na jednej z prawniczych aplikacji. Ledwie 12 proc. wybierze uniwersytecką (hipotetyczną jeszcze).

Toga może uwierać

Czy te dane podważają jakość uniwersyteckiej nauki? Nie. Potwierdzają jedynie rzeczywistość. A ta jest taka, że szkoły wyższe realizują swoją misję, którą jest wszechstronne przygotowanie młodego prawnika do wyboru zawodowej (i życiowej w pewnym sensie) drogi. Miejsce aplikacji jest już po tym wyborze. Wtedy samorządy zawodowe nie mają dylematu i mogą przygotowywać aplikantów do konkretnych ról zawodowych: radcy prawnego czy adwokata. Wydziały prawa profesjonalnie opakowują wiedzę studenta i wyposażają go w możliwości wyboru zawodu, natomiast samorządy przygotowują prawnika do konkretnego zawodu. Nie martwimy się już o ich późniejsze wybory, bo te są zawczasu podjęte.

W tym tkwi różnica. Szkoły wyższe przez dziesiątki, ba, setki lat tak funkcjonowały. Wiele z nich opanowało to do perfekcji. Za tę wiedzę, za możliwość wyboru pragnę mojemu wydziałowi i wspaniałym profesorom podziękować, bo dzięki nim wiedziałem, jak wybrać. Samorządom prawniczym zaś dziękuję za właściwe skanalizowanie wiedzy, praktykę, dobrego patrona. Dziękuję za praktyczne wskazówki, na co uważać, czego się wystrzegać. Dziękuję również samorządowi za to, że pokazał mi, czym jest atmosfera zawodu radcy prawnego. To powołanie. Poczucie więzi z samorządem i zawodem, przynależności do ważnej grupy społecznej i zawodowej. Piszę to nie dlatego, że zawód prawnika jest lepszym od innych. Jak wiele innych, ma swój kod, który programuje nas do takiej, a nie innej pracy i zachowań. Dzięki temu tworzymy własny, unikalny etos zawodowy. Kierujemy się kodeksem etyki, który tworzy kręgosłup zawodu i istotę powołania. Nie wystarczy włożyć togę. To może każdy. Poczuć się radcą prawnym – to doświadczenie już nie dla każdego.

Czy uniwersyteckie aplikacje prowadzone na zasadach teoretycznych, przyspieszonych (zapewne), przygotowujące do zdania testów, a nie do wykonywania profesjonalnego zawodu radcy prawnego podołają zadaniu? Wątpię. I to jest sedno problemu: wiedza to nie wszystko. Można celująco zdać każdy test i nie poradzić sobie z prostymi wyzwaniami, które niesie ze sobą codzienna praca radcy prawnego. Toga może uwierać, bo skorelowane z nią obowiązki, zasady i profesjonalny kod mogą okazać się zbyt ciasne dla kogoś, komu nie miał kto wytłumaczyć, czym w praktyce jest ten zawód.

Zostańmy zatem przy swoich rolach, które doskonale wypełniamy i rozumiemy. Rolach, które nie zaprzeczają naszej tradycji i dorobkowi. Nie warto ryzykować dla mitycznych zysków.

Warto być razem.

Autor jest wiceprezesem Krajowej Rady Radców Prawnych.

Pojawiające się w ostatnim czasie pomysły, by umożliwić wydziałom prawa prowadzenie aplikacji do zawodów radcy prawnego i adwokata, wymagają komentarza. Tym bardziej że wykraczają poza znany z prozy i filmów schemat „zabrali bogatym, oddali biednym". A tak usiłuje się to przedstawić. Ze strony rządu padają porównania do modelu tanich sieci handlowych. Dyskonty cieszą się ogromnym zainteresowaniem Polaków i jako takie mają być wzorem również dla tzw. aplikacji uniwersyteckich (tak będę nazywał ten model, w odróżnieniu od aplikacji samorządowych).

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?