Posądzenie sędziego o stronniczość to zarzut najcięższego kalibru. Pozbawia go przymiotu niezbędnego w wymiarze sprawiedliwości, z tej samej półki co odporność na naciski, nieprzekupność czy brak uprzedzeń do stron procesu.
Nastały czasy, gdy kwestia trójpodziału władz znów nabrała wymiaru politycznego. Jak po 1989 r., gdy przechodziliśmy z PRL-owskiego modelu jednolitej władzy państwowej do formuły wzorowanej na teorii Monteskiusza. Dziś debata dotyczy spraw o jeszcze większym ciężarze gatunkowym: czy prezydent pod rękę z większością sejmową i rządem łamie konstytucję? Czy naruszana jest odrębność trzeciej władzy? Czy za pomocą zwykłych ustaw zmienia się ustrój gwarantowany ustawą zasadniczą?
Niepodobna wymagać, by sędziowie nie wypowiadali się w tak ważkich kwestiach. Ich wiedza oraz autorytet wydają się bardziej przekonujące od tych samych cech u polityków, chcących urządzać nam świat.
Sędziowie mają też jakieś poglądy polityczne i zapewne chodzą głosować, a ich wybory partyjne odzwierciedlają całą wyborczą paletę. Sędziów z prawdziwego zdarzenia łączy jeden wspólny pogląd: są za demokratycznym państwem prawnym. Czyli takim, w którym rządzi prawo uchwalone zgodnie ze sztuką i w wyniku refleksji.
Czytaj też: