Nowe przepisy o ochronie danych osobowych (tzw. RODO) to wymysł unijnych biurokratów, który Polska po prostu musiała wdrożyć do swojego porządku prawnego. Nie pomyśleli jednak nasi urzędnicy o skutecznej ogólnopolskiej akcji informacyjnej. Inicjatywę przejęły więc firmy szkoleniowe i kancelarie prawne. Uruchomiły wielki szkoleniowy biznes podsycający lęki przed konsekwencjami złej implementacji RODO. W efekcie sparaliżowane zostały na chwilę administracja, służba zdrowia i szkolnictwo, a firmy likwidujące swoje bazy danych ponosiły dodatkowo koszty szkoleń, wynagrodzeń czy pensji dla różnego rodzaju samozwańczych ekspertów.
Czytaj także: Takie były perły i buble prawne w 2018 roku
Dla konsumentów nie zmieniło się nic. Marketingowego spamu w skrzynkach mejlowych jest tyle samo, podobnie ofert handlowych w skrzynkach na listy. No, może tylko nasze nazwiska objęto klauzulą najwyższej tajności w przychodniach, szkołach itd. W taksówkach zamawianych telefonicznie czy przez sieć zastąpiły je pseudonimy, np. Gandalf, Gargamel czy Han Solo.
Sposób wprowadzania RODO stał się niebezpiecznym precedensem. Dziś już wiadomo, że „eksperci szkoleniowi" podobny manewr chcieli wykonać przy okazji projektu ustawy o jawności życia publicznego czy ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych. I jeżeli państwo nie chce, aby rozwijał się legislacyjny biznes bazujący na niepewności obywateli, z lekcji RODO powinno wyciągnąć wnioski. To najważniejszy postulat mijającego roku.
Były też w 2018 r. inne buble prawne, choćby dziurawa ustawa o zakazie handlu w niedziele, która np. pozwala drwić z niej sklepom spożywczym mającym status placówek pocztowych. Cały styl wdrożenia tej ustawy od początku konsternował handlowców.