"Taśmy Kaczyńskiego": Na Srebrnej nie stracisz
Pomijam smaczki, bo zaraz przez wszystkie przypadki będą je odmieniać politycy. Popatrzmy na kwestie prawne. Partia nie może być deweloperem, bo zabrania tego ustawa. Choć nie jest też tajemnicą, że partie, gdy są przy władzy, funkcjonują w otoczeniu biznesowym, które tworzą spółki Skarbu Państwa i podmioty prywatne osobowo powiązane z politykami. Spółka Srebrna powstała na części majątku likwidowanej Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa-Książka-Ruch przypadłej po 1989 r. Porozumieniu Centrum – partii Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Dawne nieruchomości RSW pozwoliły temu środowisku przetrwać chude lata w opozycji.
Gdy słucham, jak prezes Kaczyński w imieniu spółki Srebrna (nie zasiada w niej, a zatem czy miał pełnomocnictwo?) mówi o budowie drapacza chmur, skądinąd prezentując trzeźwy biznesowy ogląd sprawy, przypominają mi się medialne ekscytacje równie przytomnymi słowami ministra Bartłomieja Sienkiewicza o „państwie teoretycznym" czy nagraniami z innych spotkań – w tym premiera Morawieckiego, gdy jeszcze był bankowcem – dokonanymi w osławionym lokalu Sowa & Przyjaciele. Cała Polska niestety je słyszała. Niestety, bo przecież tamtych nagrań prywatnych rozmów dokonano nielegalnie. Za ich zlecenie sąd prawomocnie skazał znanego biznesmena i kelnerów.
Nie dziwię się mediom, że ujawniają ważne sprawy, ani temu, że nagrania komentują politycy. Gdy czas gorący, sentymenty na bok. Zatruty owoc smakuje dobrze, zwłaszcza gdy można nim podtruć polityczną konkurencję. A przecież od strony prawnej Jarosław Kaczyński ma dziś taki sam status jak Radosław Sikorski, Elżbieta Bieńkowska, Mateusz Morawiecki czy inni nagrani u Sowy. Status pokrzywdzonego.
Smutne, że już przywykliśmy do tego standardu życia publicznego.