Resocjalizacja a kary wolnościowe

Celowość upowszechnienia kar wolnościowych nie jest uzależniona od ideologicznego wsparcia – uważa prokurator

Publikacja: 09.04.2011 04:40

Resocjalizacja a kary wolnościowe

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Żurawski BŻ Bartłomiej Żurawski

Red

Popularna ostatnio koncepcja karania zakłada, że właściwe jest resocjalizowanie sprawców przestępstw przy zastosowaniu kar wolnościowych. Innymi słowy, pożądane byłoby, aby wobec tych, którzy wymagają resocjalizacji, nie stosować jedynie kar pozbawienia wolności.

Trudno dostrzec wyraźną polemikę z tą teorią we współczesnym polskim piśmiennictwie naukowym, co może świadczyć o tym, że pogląd ten jest oczywisty do tego stopnia, że podjęcie dyskursu byłoby równoznaczne z zademonstrowaniem nieznajomości kanonów doktryny prawa karnego (oczywiście wówczas pojawia się pytanie o źródło kompetencji do zakreślania sfery dyskusji), albo też wartość tego założenia jest niewiadoma, bo nie zostało ono poddane krytycznej weryfikacji.

Elementarne wyobrażenie o karaniu zakłada, że sprawcy, którzy są niebezpieczni dla społeczeństwa, powinni być izolowani, a w odniesieniu do sprawców incydentalnych wystarczające są kary wolnościowe.

Teza o karach wolnościowych jako adresowanych do sprawców wymagających resocjalizacji może być odbierana jako wewnętrznie sprzeczna. Istotą kar wolnościowych jest bowiem uznanie, że stanowią one dolegliwość dla sprawców, których nie trzeba izolować od społeczeństwa. Natomiast istotą resocjalizacji jest dążenie do radykalnego przeobrażenia postawy skazanego wobec ujawnienia jego złego charakteru i wysokiego potencjału kryminalnego, skłaniającego do zapewnienia ścisłej kontroli nad jego aktywnością. Trudno jednoznacznie wyjaśnić tę sprzeczność. W poszukiwaniu racjonalizacji znoszącej rozbieżności trzeba by uznać, że w praktyce skazanymi kwalifikującymi się do resocjalizacji są nie tylko osoby niebezpieczne dla innych albo też że postrzeganie sprawcy przestępstwa jako osoby wrogo nastawionej do porządku normatywnego nie przeszkadza w zastosowaniu kar wolnościowych. Sama w sobie szkodliwa jest przy tym enigmatyczność sposobu rozstrzygnięcia tej kwestii.

Gdyby koncepcja ograniczania kontroli nad sprawcami niebezpiecznymi w imię resocjalizacji była nie tylko konstrukcją teoretyczną,  byłby to pogląd o możliwych daleko idących negatywnych reperkusjach dla obywateli, bo w efekcie z przywileju wolności korzystaliby zarówno sprawcy incydentalni, jak i  tacy, o których wiadomo, że są zdeprawowani. Warunkiem sine qua non pozostawienia na wolności skazanego musi więc być przeświadczenie, że czy to z powodu postawy życiowej sprzed wyroku, czy zmiany, która nastąpiła w toku wykonania kary, etyczna wartość sprawcy jest taka, że nie stanowi on zagrożenia dla społeczeństwa.

Zatem, jak sądzę, rozwiązanie wskazanego paradoksu sytuuje się w sferze powstrzymania ekspansji modelu resocjalizacyjnego, który przestępstwo postrzega jako wynik zaburzonej socjalizacji jednostki. Resocjalizacja ma rację bytu, tylko jeśli wspomaga właściwe środki reakcji karnej. Kary wolnościowe mogą sprzyjać resocjalizacji, jeśli jej pojmowanie sprowadzone jest z poziomu nauki o bezpośrednich przyczynach przestępczości do wiedzy o czynnikach sprzyjających zjawisku kryminalnemu. Dobrze, gdy skazany chce podnieść swoje kwalifikacje zawodowe, ale to jego relacje z innymi ludźmi są wyznacznikiem potencjału kryminalnego, a nie brak wykształcenia. Bywa przecież tak, że przestępczość „białych kołnierzyków" pozbawia ludzi środków do życia i skłania ich do samobójstwa, co jest miernikiem dużej społecznej szkodliwości takich czynów, a przecież przyczyny tej przestępczości ulokowane są głębiej niż w nieopanowaniu instrumentów społecznego funkcjonowania.

Zatem resocjalizacja powinna prowadzić przede wszystkim do nabycia dyspozycji sprzyjających poszanowaniu prawa, a nie stawiać sobie przesadnie optymistyczne zadanie opanowania irracjonalnych procesów wolicjonalnych.

Dla propagowania kar wolnościowych wystarczające jest poprzestanie na wnioskach maksymalnie zbliżonych do realiów, że większość skazanych to sprawcy incydentalni, a także sprawcy, których przestępczość nie wiąże się z agresją, wobec czego nie zachodzi szczególna potrzeba nawrócenia ich na zasady współżycia społecznego. Są to sprawcy niewymagający resocjalizacji w znaczeniu przeobrażania osobowości.

Czy rzeczywiście będziemy dumni ze stosowania kary wolnościowej dopiero, gdy nazwiemy ją resocjalizującą, i czy nadanie jej takiego statusu jest potrzebne, by w ten sposób ukarać człowieka z przeszłością kryminalną dwukrotnej jazdy rowerem w stanie nietrzeźwości albo pracodawcy, który naruszał prawa pracownika, nie odprowadzając składek na ZUS?

Czy jesteśmy pewni, że pomysły takie wytrzymają próbę czasu, mając wiedzę o losie emanujących gorliwością projektów skoncentrowanych na stworzeniu „nowego człowieka" w ustroju bardziej przyjaznym idei wyeliminowania przestępczości jako przeżytku burżuazyjnego?

Resocjalizacja powinna pozostać elementem współtworzącym wykonanie kar, jeśli odpowiedni impuls woli jest po stronie skazanego. Celowość upowszechnienia kar wolnościowych nie jest uzależniona od ideologicznego wsparcia w postaci podkreślania ich resocjalizacyjnych właściwości. Może być natomiast zakwestionowana, jeśli hasło resocjalizacji stanie się metodą na niezasadne łagodzenie dolegliwości karnej poprzez obdarzanie wolnościowym zaufaniem sprawców, którzy na to nie zasługują. Trzeba przy tym pamiętać, że czynnikiem decydującym dla zdynamizowania częstotliwości stosowania kar wolnościowych jest wiedza o ich efektywności, w szczególności pracy społecznie użytecznej, której pożytek zależy od sprawnej współpracy z wymiarem sprawiedliwości struktur administracji samorządowej. Być może efekty tej współpracy są lub były widoczne na odśnieżonych chodnikach.

Popularna ostatnio koncepcja karania zakłada, że właściwe jest resocjalizowanie sprawców przestępstw przy zastosowaniu kar wolnościowych. Innymi słowy, pożądane byłoby, aby wobec tych, którzy wymagają resocjalizacji, nie stosować jedynie kar pozbawienia wolności.

Trudno dostrzec wyraźną polemikę z tą teorią we współczesnym polskim piśmiennictwie naukowym, co może świadczyć o tym, że pogląd ten jest oczywisty do tego stopnia, że podjęcie dyskursu byłoby równoznaczne z zademonstrowaniem nieznajomości kanonów doktryny prawa karnego (oczywiście wówczas pojawia się pytanie o źródło kompetencji do zakreślania sfery dyskusji), albo też wartość tego założenia jest niewiadoma, bo nie zostało ono poddane krytycznej weryfikacji.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Prawne
Rafał Dębowski: Zabudowa terenów wokół lotnisk – jak zmienić linię orzeczniczą
Opinie Prawne
Fila, Łabuda: O sensie i bezsensie zmian prawnych wokół medycznej marihuany
Opinie Prawne
Joanna Ćwiek: Fiskus nie tylko dobija szpitale, zabiera też czas potrzebny na leczenie
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Morał ze skandalu na wyspie Kos
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Łyk piwa za asystentów osób niepełnosprawnych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką