Samorząd prawniczy wrogiem publicznym

Nie ma potrzeby uwalniania czegoś, co już jest wolne; nie ma potrzeby poddawania kontroli państwa czegoś, co już tej kontroli jest poddane – twierdzą zgodnie radca prawny Andrzej Kalwas i adwokat Michał Bieniak

Publikacja: 15.06.2011 04:30

Samorząd prawniczy wrogiem publicznym

Foto: Rzeczpospolita, Tomasz Wawer Tom Tomasz Wawer

Red

Vanae voces populi non sunt audiendae – „nie należy dawać posłuchu czczym głosom ludu". Ta paremia łacińska, chociaż adresowana głównie do sędziów, nie powinna umknąć politykom. Nie jest bowiem sztuką długo utrzymać się u władzy (tę umiejętność posiadło wielu niesławnych w historii polityków i despotów), gdyż do tego – pozostając na gruncie starożytnego Rzymu – wystarczy „chleb i igrzyska". Sztuką jest natomiast władzę tę sprawować w taki sposób, by przyczyniać się do rozwoju państwa i społeczeństwa, którym się rządzi. Jeżeli do tego jeszcze polityk zdoła się utrzymać u władzy, można o nim powiedzieć, że nie jest tylko politykiem, lecz i mężem stanu.

Trwające prace nad ustawą o państwowych egzaminach prawniczych, a także niektórymi wcześniejszymi zmianami w tzw. ustawach korporacyjnych zdają się jednak wskazywać, że kluczowym zadaniem polskich polityków, zwłaszcza w gorącym przedwyborczym okresie, jest pozyskanie głosów wyborców bez względu na społeczne koszty. Polityka staje się więc wyłącznie sztuką utrzymania lub zdobycia władzy.

Chcielibyśmy się mylić, ale przebieg zdarzeń ostatnich lat, niestety, każe nam sądzić inaczej. Hasło tzw. otwarcia zawodów zaufania publicznego od wielu lat jest bowiem odmieniane przez wszystkie przypadki i znajduje się w programach prawie wszystkich partii politycznych, niezależnie od merytorycznych argumentów oraz istniejącego stanu faktycznego i jego zmian.

Porównując jednak choćby okoliczności powstania tzw. lex Gosiewski z 2005 roku z dzisiejszymi pracami nad ustawą o państwowych egzaminach prawniczych, można się pokusić  o pewne uogólnienia nienapawające jednak optymizmem.

Prace nad obiema ustawami zintensyfikowały się krótko przed wyborami. W pierwszym wypadku ustawa została uznana w znacznym stopniu za niekonstytucyjną na mocy wyroków Trybunału Konstytucyjnego z 19 kwietnia 2006 roku oraz 8 listopada 2006 roku. W drugim wypadku poselski projekt ustawy już w pierwotnym brzmieniu budził wątpliwości konstytucyjne, które tylko narastają na skutek zmian zaproponowanych w toku prac sejmowej podkomisji (możliwość reprezentowania przed sądami przez absolwentów studiów prawniczych). Jak donosi „Rzeczpospolita" z 8 czerwca 2011 r. (Ireneusz Walencik „Magister w sądzie wywołuje wątpliwości") posłowie wątpliwości co do zgodności z konstytucją proponowanych rozwiązań prawie całkowicie zignorowali. Można więc, parafrazując Hegla, stwierdzić, że skoro konstytucja pewnych rozwiązań ustawodawczych nie dopuszcza, tym gorzej dla konstytucji... Cenę jednak zapłacimy wszyscy, podważając autorytet nie tylko konstytucji, ale i Sejmu, który nie waha się uchwalić niekonstytucyjnych przepisów (oczywiście jeśli do ich uchwalenia ostatecznie dojdzie).

W tym wszystkim wydaje się, że zatraciliśmy sens całej dyskusji oraz świadomość istniejącego aktualnie stanu faktycznego.

Drzwi dawno otwarte

Zacznijmy od początku – zawody prawnicze już są otwarte. Nie istnieją żadne limity przyjęć na aplikacje adwokacką i radcowską. Egzaminy wstępne na aplikację przeprowadzają komisje, w których adwokaci (radcowie prawni) mają mniejszość, przy egzaminie adwokackim i radcowskim adwokaci (radcowie prawni) stanowią wyłącznie połowę składu komisji egzaminacyjnej.

Innymi słowy, zawody prawnicze są otwarte i każdy, kto chce te zawody wykonywać, może to czynić; cała reszta jest czystą demagogią, której celem jest populistyczne dążenie do podobania się wyborcom, którymi są także studenci lub absolwenci studiów prawniczych – „pokrzywdzeni" tym, że nie zdali egzaminów na aplikację. Dodajmy, w chwili obecnej pokrzywdzeni tym, że nie zdali egzaminów organizowanych przez administrację rządową, a nie samorządy prawnicze, owe mroczne „korporacje". Logika nakazywałaby rzec, że skoro trzeba zmieniać obecne reguły, to oznacza, iż egzaminy państwowe na aplikację się nie sprawdziły. Jeżeli tak, osoba rozsądna powiedziałaby, że należy je administracji rządowej odebrać, a nie – rozszerzać jej uprawnienia.

Pierwsza przesłanka zmian jest więc całkowicie błędna – nie ma potrzeby uwalniania czegoś, co już jest wolne; nie ma potrzeby poddawania kontroli państwa czegoś, co już tej kontroli jest poddane, chyba że celem jest niszczenie samej idei samorządności.

Tu dotykamy drugiego problemu. W tym samym okresie, kiedy rozpoczęto ataki na samorządy prawnicze, chociaż nie nabrały one jeszcze kształtu normatywnego, tworzono inne samorządy zawodowe, jak np. psychologów (ustawa z 8 czerwca 2001 r.). Jeżeli więc tworzymy i utrzymujemy inne samorządy, dlaczego przypuszczany jest atak w zasadzie ograniczony wyłącznie do czterech samorządów: adwokackiego, lekarskiego, radcowskiego i notarialnego. Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w myśli innego „klasyka" – Włodzimierza Iljicza Lenina: „Bij kułaka, przyciągaj średniaka, popieraj biedniaka".

Bij kułaka, popieraj biedniaka

Cztery wspomniane wcześniej zawody skupiają bowiem na sobie szereg negatywnych emocji. Po pierwsze część osób je wykonujących (wierzcie nam – nie wszyscy) jest zamożniejsza od przeciętnego Polaka. Po drugie są to grupy dosyć liczne, więc – kolokwializując – „bijące w oczy". Po trzecie ludzie mają z nimi styczność w sytuacjach niemiłych – procesy, choroby. Po czwarte adwokaci mają zawód wybitnie nieprzyjemny – bronią „bandytów". Nikt jednak, kto przyczepia im taką łatkę, nie zwraca uwagi na domniemanie niewinności oraz fakt, iż każdy w naszym kraju ma konstytucyjnie przyznane prawo do obrony na każdym etapie postępowania karnego.

W ten sposób, siłą czystej demagogii i propagandy, zostali stworzeni perfekcyjni wrogowie publiczni będący doskonałym obiektem do ataków.

Siłą propagandy przedstawia się prawników jako wrogów publicznych i doskonały obiekt do ataków

Tymczasem pamiętajmy, że samorządy prawnicze to tylko i aż po prostu samorządy jak każdy inny samorząd zawodowy: psychologów, architektów, kuratorów zawodowych itp. Samorządy zaś to jeden z fundamentów demokracji, co zauważa również nasza konstytucja w art. 16 i 17. Samorząd to bowiem nic innego jak przekazanie władzy bliżej ludzi, zejście jej z wyżyn ulicy Wiejskiej i Alej Ujazdowskich w dół. Znowu może jednak, tym gorzej dla konstytucji, skoro dostrzega istotną rolę samorządu... Nie zapominajmy też o roli ochronnej, jaką samorządy odgrywają i odgrywały w obronie praw człowieka; wie o tym każdy, kto zna historię adwokatury czasów sanacyjnych lub PRL, wie o tym też każdy, kto zna historię walki z samorządnością Polaków w okresie rozbiorów. Te czasy minęły, ale nie należy o nich zapominać, bo kiedyś mogą powrócić, a wtedy przydadzą się silne i niezależne prawnicze samorządy zawodowe, podobnie jak przydadzą się odważni i niezależni dziennikarze.

Zaczęliśmy paremią łacińską, więc wypada i nią zakończyć. Chichotem historii byłoby, gdyby autorzy ostatnich projektów i propozycji stawianych w toku prac sejmowych przegrali wybory głosami tego licznego dzisiaj grona aplikantów i byłych już aplikantów (tj. adwokatów, radców prawnych) adwokackich, radcowskich, notarialnych (a także ich rodzin), którzy zdecydowali się zdawać państwowe egzaminy na aplikację, uznając to za wyłączną drogę do wykonywania zawodów prawniczych, a teraz mieliby zmierzyć się z gronem niepoddanych żadnym regułom (brak odpowiedzialności dyscyplinarnej za naruszenie zasad etyki, brak ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej, brak trzyletniej aplikacji) magistrów prawa. Można byłoby wtedy rzec: „vox populi, vox Dei".

Zobacz więcej w serwisie:

Prawnicy, doradcy i biegli

Vanae voces populi non sunt audiendae – „nie należy dawać posłuchu czczym głosom ludu". Ta paremia łacińska, chociaż adresowana głównie do sędziów, nie powinna umknąć politykom. Nie jest bowiem sztuką długo utrzymać się u władzy (tę umiejętność posiadło wielu niesławnych w historii polityków i despotów), gdyż do tego – pozostając na gruncie starożytnego Rzymu – wystarczy „chleb i igrzyska". Sztuką jest natomiast władzę tę sprawować w taki sposób, by przyczyniać się do rozwoju państwa i społeczeństwa, którym się rządzi. Jeżeli do tego jeszcze polityk zdoła się utrzymać u władzy, można o nim powiedzieć, że nie jest tylko politykiem, lecz i mężem stanu.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości